Inspiracje / Wywiad

Roger Ballen - "Moje najlepsze zdjęcia to te, których nie rozumiem"

Wywiad | Olga Drenda | 2015-12-13

Mroczne, budzące niepokój, czasem nawet przerażające - takie właśnie są zdjęcia Rogera Ballena, światowej sławy fotografa, który sprawia, że Twoje najgorsze koszmary nagle wydają Ci się niewinną bajką

PROfil

Roger Ballen

* Urodził się w 1950 r. w Nowym Jorku. Dorastał z fotografią - matka była fotoedytorem w agencji Magnum Photos.
* Zaczynał jako dokumentalista, jako 18-latek fotografował protesty przeciwko wojnie w Wietnamie.
* Studiował psychologię i geologię. W 1981 r. wyjechał na badania do RPA, gdzie osiadł na stałe, do dziś mieszka w Johannesburgu.
* Ma na koncie wiele nagród i dziesiątki wystaw, zbiorowych i indywidualnych.
* Założył fundację Roger Ballen Foundation, wspierającą rozwój fotografii dokumentalnej w Południowej Afryce.
* Więcej zdjęć znajdziecie na jego stronie: www.rogerballen.com

Choć szersza publiczność poznała go dopiero dzięki współpracy z muzycznym duetem Die Antwoord, wielbicielom "mrocznego podbrzusza" fotografii znany był już od dawna. Roger Ballen zaczynał od fotografii dokumentalnej - odwiedzał ubogie dzielnice białych w miastach RPA, gdzie rejestrował codzienne życie ich mieszkańców i wnętrza ich domów. Specjalizował się w przedstawianiu tego, czego inni widzieć nie chcieli. Stopniowo jednak coraz bardziej oddalał się od dokumentu na rzecz obrazów z własnej, czasem mocno niepokojącej wyobraźni. Jego kadry zaczęły wypełniać poskręcane sznurki, ptaki, porzucone sprzęty, zagadkowe rysunki, otępiali ludzie jakby wyjęci z malarstwa Boscha.

Dorastał Pan otoczony fotografią - matka pracowała w agencji Magnum Photos. Od kiedy wiedział Pan, że zwiąże swoje życie właśnie z fotografią?

To dobre pytanie. W życiu przechodzimy przez różne etapy. Sam od 21 czy 22 roku życia wiedziałem na pewno, że fotografia jest moją pasją, ale nie byłem jeszcze zdecydowany, co z tą pasją zrobię. W takim wieku nie jesteśmy jeszcze pewni własnej przyszłości. Jednak z każdym kolejnym rokiem poświęcałem się fotografii coraz bardziej, stawała się moją pasją, nałogiem, obsesją. Nie mogłem bez niej żyć. Powtarzam często ludziom, że przez ostatnie 50 lat nie zdarzył się ani jeden dzień, w którym nie byłbym pochłonięty myśleniem o robieniu zdjęć.

Stał się Pan bardzo wpływowym fotografem. A kto wpłynął na Pana?

Moja matka przyjaźniła się z André Kertészem. Na pewno on miał dla mnie duże znaczenie, nauczył mnie wiele o sztuce. Cartier-Bresson, ze względu na "decydujący moment", i Elliott Erwitt, ze względu na jego poczucie humoru.

Z Erwittem łączy Pana zamiłowanie do fotografowania zwierząt.

To prawda, chociaż on fotografował głównie psy, a ja - węże, króliki, kury, kozy, psy, koty, szczury... Myślę, że moje zdjęcia mają w sobie więcej absurdu. Więcej analizy, mniej dowcipu.


fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen

Kiedy pierwszy raz zetknęłam się z Pana zdjęciami, od razu pomyślałam, że musi być Pan też zainteresowany "sztuką marginesu", tworzoną przez społecznych outsiderów.

Przez ostatnie 50 lat nie zdarzył się ani jeden dzień, w którym nie byłbym pochłonięty myśleniem o robieniu zdjęć.

To słuszna uwaga. Kiedy zetknąłem się z taką twórczością, nie miałem pojęcia, że istnieje coś takiego, ale pracowałem z ludźmi, których na pewno można nazwać "artystami z marginesu". Odwiedzałem domy z malowidłami na ścianach - nikt nie przekonywał mnie, że to sztuka, ludzie po prostu tworzyli rysunki. To była dość przypadkowa sprawa - tak się złożyło, że często fotografowałem ludzi, którzy mieli skłonność do rysowania na ścianach swoich domów.

Jak znajduje Pan swoich modeli? To nieraz portrety ludzi o bardzo charakterystycznych, nietypowych cechach.

To intuicja, choć zawsze powtarzam, że kiedy znajduję kogoś ciekawego do sportretowania, to moja praca jest gotowa jedynie w 5%, nie więcej. Widzę kogoś ciekawego - ale co z nim teraz zrobić? Interesująca postać to tylko początek drogi. Moje zadanie to przepuścić ją przez umysł Rogera Ballena. To, jaką siłę oddziaływania będzie miało zdjęcie, zależy od mojej wyobraźni i umiejętności. To często sprawia ludziom problem - zrozumienie, że Roger Ballen może przerobić postać, którą widzi w taki sam sposób, jak robił to Picasso. Ktoś mógłby sfotografować dokładnie tę samą osobę, ale nie zrobi tego tak samo jak ja: to zupełnie tak, jak autorski styl w rysowaniu.


fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen

Czy modele współpracują z Panem przy kreowaniu kompozycji?

Wiele osób, z którymi pracuję, nie ma pojęcia o sztuce ani teatrze. Wielu z nich nigdy nie widziało sztuki teatralnej ani nie było w galerii, więc nie mogę powiedzieć, że świadomie grają. Nie są przyzwyczajeni do obiektywu. Przyglądam się więc temu, co robią, czasem działają spontanicznie, czasami proszę ich o coś. Zdarza się też, że wychodzi im coś całkiem innego niż to, o co proszę, i to właśnie ta inna rzecz tworzy cały obraz. Praca nad zdjęciem to skomplikowany ciąg wydarzeń, ale kiedy po drodze dochodzę do wniosku, że nie ma między nimi żadnej ciągłości, rezygnuję ze zdjęcia.

Czy w takim razie myśli Pan o historiach, dłuższych scenariuszach?

Nie, zawsze zaczynam pracę ze spokojnym umysłem. Obrazów nie da się przewidzieć. Trzeba po prostu być. A ponieważ kiedy fotografujesz, wydarza się sto malutkich, wzajemnie połączonych rzeczy, których nie da się zaplanować, nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Trzeba mieć czystą głowę, być skupionym i otwartym na to, co się dzieje. Być gotowym przełożyć chaos na porządek... i jednocześnie zachować trochę chaosu na kliszy.

Kiedy zdecydował Pan, że dokument i portret to już nie to i poszedł Pan w kierunku scen z wyobraźni?

Zanim wejdzie się na szczyt, trzeba przejść kawałek, potem zrobić przerwę, dobrze się wyspać i iść dalej. W jeden dzień nie zdobędzie się wielkiej góry.

W 1997 r., kiedy pracowałem nad projektem "Outland", zacząłem angażować modeli na zasadzie teatru. Pamiętam dokładnie, kiedy zacząłem przedstawiać się jako fotograf lub artysta. Byłem na lotnisku w RPA i poproszono mnie o podanie swojego zawodu. Zazwyczaj przedstawiałem się jako geolog, ponieważ jestem również geologiem, albo jako przedsiębiorca. To była bezpieczna opcja, ponieważ w całej Afryce panowała powszechna obsesja na punkcie szpiegostwa i do artystów lub dziennikarzy służby często odnosiły się z nieufnością. Jednak około 1997 r. zacząłem określać się właśnie jako artysta fotograf.


fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen

Przez pewien czas uchodził Pan za fotografa kontrowersyjnego, dzisiaj raczej za kultowego. Jak Pan to odczuł?

Cóż, nie mieszkam w Europie ani w Nowym Jorku - żyję na południu Afryki, z dala od centrów kultury i sztuki. Z jednej strony wiem, że w moim kraju środowisko artystyczne jest dość zastałe i mało dynamiczne, ale z drugiej - nawet w RPA przestano pisać o mnie jako o kimś kontrowersyjnym czy o trudnym przypadku, a zacząłem być naprawdę doceniany. Bardzo się z tego cieszę. Pracuję teraz nad wieloma różnymi rzeczami, nie tkwię w jednym miejscu. Planuję sześć książek jednocześnie, instalacje, teledyski, chciałbym zacząć publikować rysunki. Nigdy bym się tego nie spodziewał. Może mógłbym marzyć o tym, że będę zawodowym fotografem, ale na pewno nie miałem pojęcia, że wszystko rozrośnie się aż tak bardzo.

Zwłaszcza, że dzisiaj coraz trudniej jest być zawodowym, pełnoetatowym artystą.

Mam za sobą pięćdziesiąt lat pracy. Zaczynałem na czarno-białym filmie i działałem konsekwentnie, krok po kroku, jakbym wspinał się na górę. Zanim wejdzie się na szczyt, trzeba przejść kawałek, potem zrobić przerwę, dobrze się wyspać i iść dalej. W jeden dzień nie zdobędzie się wielkiej góry. Dzisiaj każdy chce być oryginalny, ale wychodzi na to, że kopiują styl kogoś innego, albo robią coś głupiego tylko dlatego, że chcą być inni niż wszyscy. Ja zawsze starałem się robić zdjęcia, które będą coś znaczyły, które pozostaną z widzem na długo.


fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen

Czyli rozumiem, że jest Pan zdania, że prawdziwy talent ujawnia się z czasem...

Kiedy znajduję kogoś ciekawego do sportretowania, to moja praca jest gotowa jedynie w 5%, nie więcej. Interesująca postać to dopiero początek.

Wydaje mi się, że nie ma jakiejś konkretnej zasady. Jest na świecie paru geniuszy, ale fotografia to jedna z najtrudniejszych dziedzin, w których można zarobić na siebie. Handel bananami jest na pewno prostszy. Codziennie w świat idą miliardy obrazów, więc fotografowi trudno jest się utrzymać na powierzchni. Ludzie muszą mieć powód, żeby wracać do naszych prac, zdjęcia muszą mieć w sobie jakieś przesłanie, a ta umiejętność przychodzi z czasem.

Ktoś chyba nawet policzył, ile miliardów nowych zdjęć pojawia się każdego dnia.

...więc z czym my właściwie walczymy? Gorzej chyba być nie może. Kiedy młodzi ludzie pytają mnie o to, jak zostać fotografem, zwłaszcza jeśli chodzi o fotografię artystyczną, mam jedną radę: znaleźć sobie jakiś drugi zawód (śmiech).

Skoro mowa o zawodach - czy doświadczenie z geologią wpłynęło na Pański sposób pracy?

Pracowałem jako geolog przez trzydzieści lat. Ziemia jest wielka, nie ma nic bardziej inspirującego, może tylko gwiazdy. Przez całe trzydzieści lat studiowałem coś, co ma bardzo konkretną, fizyczną formę, co ma głębię i znaczenie. Prawdopodobnie to wpłynęło na mnie najsilniej. A z bardziej praktycznego punktu widzenia - mogłem po prostu kontynuować swoje fotografowanie, bo miałem inne źródło dochodu. Nie interesowały mnie zlecenia komercyjne, więc swoją autorską działalność finansowałem z pracy geologa. Dzięki temu byłem swoim własnym szefem.

Gdybym pracował na zlecenie, nie mógłbym sobie na to pozwolić, a gdybym postanowił, że od początku będę zarabiać jako artysta fotograf, poszedłbym z torbami po pół roku. Dlatego to doświadczenie miało duże znaczenie - z poetyckiego, artystycznego, ale najbardziej z praktycznego punktu widzenia.


fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen

Czy "Asylum of the Birds" ("Ptasi azyl" albo "Ptasi szpital psychiatryczny" - gra słów w j. ang. - przyp. red.) istnieje naprawdę?

Nie wiem. Nie jestem pewien co do rzeczywistości. Teraz istnieje, ponieważ w Twojej głowie powstało miejsce dla ptasiego azylu. Czy sny są prawdziwe, czy nie? Sam nie wiem i staram się zadawać ludziom to pytanie. Zadajesz mi teraz pytania: skąd się one biorą? Kto wypuszcza je z Twojej głowy? Nie chciałbym nadmiernie komplikować, ale moim zdaniem w sztuce liczy się zagadka, tajemnica. Nie chcę, żeby brzmiało to, jakbym unikał odpowiedzi na pytanie, ale rzeczywistość to jedna z najbardziej skomplikowanych rzeczy, jakie istnieją.

Domyślam się w takim razie, że pytania, których najbardziej Pan nie lubi, to te, w których prosi się Pana o wyjaśnienie, o co chodzi na zdjęciach.

Zawsze powtarzam, że moje najlepsze zdjęcia to te, których nie rozumiem, te, które stawiają przede mną wyzwania. Jeśli jest wyzwanie, to znaczy, że to dobre zdjęcie. Jeśli nie ma - to równie dobrze mogę dać sobie spokój i wracać do geologii, gdzie za 1/10 tej pracy dostałbym większe pieniądze (śmiech). Nie chciałbym wyjaśniać swoich zdjęć: wydaje mi się, że na wiele rzeczy nawet nie ma odpowiedzi. Albo nie jestem nimi zainteresowany. Rzeczywistość nie jest jasna, nasze życie jest zagadką, więc zdjęcia też powinny takie być - powinny być odbiciem naszego istnienia, tym, jak widzimy, czujemy, jak poznajemy siebie. Jeśli dostajemy jasne odpowiedzi na swoje pytania... to znaczy, że jesteśmy w błędzie.

Dziękuję za rozmowę.

fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
fot. Roger Ballen
Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest
Olga Drenda

Pisze i tłumaczy (Unsound festival, Coilhouse, Przekrój, Lampa, znak, Digital Camera Polska, Glissando, Polityka). Jej główne zainteresowania to futurologia (zwłaszcza mylne przewidywania), nowe technologie, transhumanizm, historia XX wieku, bezpretensjonalna muzyka awangardowa i królik. W DCP opisuje ciekawe zjawiska fotograficzne oraz odpytuje fotografów z kraju i ze świata.

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl