Gdyby David Lachapelle miał grzeczniejszą wyobraźnię, być może jego prace wyglądałyby właśnie jak fotografie Tejala Patni...
Ten fotograf z Indii ma podobne do słynnego Amerykanina zamiłowanie do fantazyjnych scen, barokowych wnętrz, feerii kolorów i wzorów - ale nie ma w sobie nic ze skandalisty. Jego domeną jest nie showbiznes, a moda i żonglerka stylami. Od kilku lat Patni współpracuje z dubajską marką Splash Fashion, dla której tworzy charakterystyczne kalendarze.
Splash - marka bardzo popularna w Emiratach - chyba pozazdrościła Lavazzie i Pirelli, które słyną ze swoich odważnych kalendarzy. O ile jednak tam każdą edycję przygotowuje inny fotograf, w kalendarzach Splash bezdyskusyjnie rządzi Tejal Patni. Rzut okiem na jego prace udowadnia, że nie tylko ma spory talent, ale i jest sprawnym… podglądaczem - kalendarze dla Splash bowiem, chociaż świetne technicznie, pozostawiają widza z uczuciem deja vu.
Patni współpracę ze swoją marką numer 1 rozpoczął w roku 2011. Stylistyka, na którą się wtedy zdecydował, nosiła mocne piętno inspiracji kinem Tima Burtona. "Kosmiczny" klimat edycji 2012 przywodzi prace Eugenio Recuenco i kalendarz Lavazzy z roku 2004 autorstwa Thierrego de Goues. Rok później Patni stworzył historię lalkarza i jego ukochanej, znów utrzymaną w duchu gotyckiego horroru. W tym roku kalendarz Splasha jest zdecydowanie najbardziej imponujący, i chociaż można zauważyć "czkawkę" stylem Finlaya McKaya (Lavazza 2008) i wspomnianego już Davida Lachapelle’a, to Patni dodaje tu najwięcej od siebie. Psychodeliczna, neonowa kolorystyka, op-artowe wzory, od których kręci się w głowie, zabawy z perspektywą: Patni zdecydowanie nie ma litości dla naszych oczu, ale znęca się nad nimi w bardzo intrygujący sposób.
Tejal Patni pochodzi z Bombaju. Pracuje głównie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Indiach, ale ostatnio coraz śmielej zabiera się do podboju Zachodu. Przygotowywał kampanie m.in. dla Bloomingdale’s i Harvey Nichols, publikował też zdjęcia na łamach "GQ" i "Esquire".