Choć kształtowała go fotografia przyrodnicza i reklamowa, poświęcił się fotoreportażowi wojennemu. Martin Middlebrook opowiada o swojej drodze zawodowej, jaką do tej pory przebył!
PROfil |
Martin Middlebrook Fotografie Martina z cyklu "Afganistan" były prezentowane na corocznej wystawie Foto8 Summer Show i zostały uhonorowane dwoma wyróżnieniami w konkursie International Photography Awards. Ponadto Martin w 2013 roku wygrał konkurs fotograficzny "The Other Hundred". Jego najnowsze prace to zdjęcia artystyczne ukazujące plemiona doliny Omo w Etiopii. www.martinmiddlebrook.com |
W wieku 13 lat, miałem wtedy aparat analogowy Yashica. Fotografowałem w czasach szkolnych, a następnie kształciłem się na ilustratora w akademii sztuk pięknych. Wtedy zdałem sobie sprawę, że malarstwo pochłania zbyt dużo czasu, a jednocześnie przynosi zbyt mało pieniędzy, więc zająłem się projektowaniem graficznym. Pracuję w tej branży już od 10 lat.
Ostatecznie to jednak fotografia okazała się moją największą pasją, więc zacząłem pracować na etat jako fotograf reklamowy. Wykonywałem zdjęcia dla agencji PR-owych i reklamowych, ale od czasu do czasu fotografowałem także śluby. Kiedyś w zimny i wilgotny poranek wysłano mnie do Newcastle, gdzie musiałem zarejestrować kilka ujęć reportażowych z jakiejś firmowej imprezy. To dało mi impuls do zostania fotoreporterem.
W 2003 roku, dzięki znajomościom, zostałem zaproszony do Afganistanu, gdzie ostatecznie wykonałem zdjęcia na potrzeby konferencji dla inwestorów zorganizowanej przez Program Rozwoju Narodów Zjednoczonych. Po tym, jak na to terytorium wkroczyły wojska koalicji, spędziłem tam jeszcze dwa tygodnie i wtedy zrozumiałem, że to jest właśnie praca, której mogę się poświęcić. Wierzyłem, że dzięki fotografii będę mógł zmieniać świat.
To był dla mnie trudny czas, ponieważ miałem także prywatne zobowiązania: byłem żonaty i miałem małe dzieci, a kiedy tylko mogłem, wyjeżdżałem z domu. Gdy w raporcie rządowym ukazały się moje fotografie przedstawiające problem głodu w Etiopii, w pomoc poszkodowanym zaangażowano środki rzędu 20 milionów funtów. Tak, czułem, że moje zdjęcia mogą coś zmienić.
Przeprowadziłem się tam w 2011 roku. Moje fotografie zaczęły być naprawdę doceniane, a w międzyczasie rozwiodłem się, więc postanowiłem całkowicie poświęcić się pracy, na której tak bardzo mi zależało. Żyłem z afgańskimi rodzinami, miałem do czynienia z politykami i przebywałem w jednostkach wojskowych, więc zacząłem naprawdę rozumieć tamtejsze realia.
Starałem się, aby moje zdjęcia pokazywały problemy mieszkańców, ale szybko zdałem sobie sprawę, że różne grupy interesów manipulują informacjami podawanymi przez media, więc szybko pozbyłem się złudzeń. Przełom nastąpił w 2012 roku, kiedy fotografowałem bombardowanie w Kabulu. Było wiele ofiar śmiertelnych, a niektórzy ludzie z tłumu zaczęli prosić fotografów o pomoc. Wydawało się to początkiem zmiany - fotoreporterzy przestali być postrzegani jako bezduszni dziennikarze.
Niektórzy znajomi z branży pojechali następnie do Syrii, chcąc dokumentować początek konfliktu zbrojnego. Ja tymczasem zrezygnowałem z tego wyjazdu ze względu na swoje dzieci, które mocno stresowały się podczas mojego pobytu w Afganistanie. Nie mogłem pozwolić, aby jeszcze raz przez to przechodziły. To nie jest zawód dla rodziców.
W tym czasie miałem wątpliwości, czy moja praca rzeczywiście może coś zmienić. Poznałem zbyt wielu ważnych polityków, żeby wciąż naiwnie wierzyć w to, że moja działalność może przyczynić się do poprawy sytuacji w tych krajach. To był dość smutny moment.
Nie wydaje mi się, że moje dotychczasowe poświęcenie ma teraz jakiekolwiek znaczenie, ale mam nadzieję, że w przyszłości moje zdjęcia rzucą nieco inne światło na sytuację w tym regionie. Dlatego mój projekt fotograficzny nazwałem "Afghanistan from the Other Side".
Konflikt jest wielowymiarowy, ja ukazałem go z subiektywnego punktu widzenia. Mogłem zrealizować go na swój sposób również dlatego, że częściowo sfinansowałem go z własnej kieszeni. Oznacza to, że mogę przedstawić na zdjęciach historię widzianą moimi oczami i nie muszę starać się zdobywać moimi zdjęciami pierwszych stron gazet, by zarobić na życie.
Kiedy zaczynałem, silny wpływ wywarły na mnie fotografie Wernera Bischofa i Dona McCullina. Ale moją główną pasją była artystyczna fotografia przyrodnicza, więc wzorowałem się na obrazach Fransa Lantinga i innych fotografów przyrody. To inny sposób patrzenia na świat.
Niedawno ponownie edytowałem swoje zdjęcia z Afganistanu i zauważyłem, że mój sposób komponowania kadrów często nawiązuje do stylu Roberta Batemana, kanadyjskiego artysty, który w dzieciństwie był moim idolem. Mam na myśli ogromne, rozległe krajobrazy, z tematem zdjęcia ukrytym gdzieś w pobliżu narożnika fotografii...
W ciągu ostatnich kilku lat zdałem sobie sprawę, że to temat powinien określać mój styl. Jeżeli jednak jest to niestosowne, to autor nie powinien poprzez temat ujawniać swojego systemu wartości. Zatem przestałem wzorować się na pracach innych fotografów, żeby uniknąć sytuacji, w której czyjeś podejście do tematu będzie zbyt mocno wpływać na mój własny styl.
W torbie fotografa |
"Fotografuję Canonem 5D Mark II. Moje ulubione obiektywy to 24-70 mm, 70-200 mm i tania >>pięćdziesiątka<< f/1,4. W Etiopii ludność plemienną portretowałem na tle czarnej zasłony zawieszonej pod drzewem. Wykonywałem ujęcia aparatem z obiektywem 70-200 mm. Zależało mi, żeby te obrazy były proste i pełne godności, a jednocześnie miały wyrazisty styl dopasowany do reszty portfolio". |
W Afganistanie często musiałem brać pod uwagę jasnobrązowy, błotnisty teren - zazwyczaj nie pozwalał mi on stworzyć żadnej struktury kompozycyjnej ani zbudować dynamiki sceny. Kiedy było to konieczne, wykonywałem obrazy monochromatyczne.
W Bombaju na przykład było już zupełnie inaczej. To tętniące życiem, kolorowe miejsce. Zwiększałem nasycenie barw i fotografowałem w inny sposób, uzyskując obrazy o innej energii i innym tempie akcji.
Oprócz tego, że używam aparatu dość instynktownie - w związku z czym pomiędzy mną a tematem rzadko kiedy pojawia się bariera - to mam jeszcze jedną ważną umiejętność: szybko nawiązuję kontakty z ludźmi, przeciągając ich na swoją stronę. Absolutnie nie zmuszam ich do pozowania. Nie mam do tego prawa. Oczywiście podczas komponowania szerokich kadrów krajobrazowych nie jesteś w stanie zapytać o zdanie wszystkich osób, które znajdą się na zdjęciu, ale w przypadku portretowania jednej osoby lepiej poprosić o zgodę. Jeżeli odmówi, to zrezygnuj z robienia fotografii.
Pracując dla telewizji Arte TV, relacjonowałem kryzys migracyjny w Nepalu. Postanowiłem wykorzystać niektóre z moich umiejętności, ale w nieco bardziej komercyjny, artystyczny sposób. Ten wyjazd miał nieco cyniczny charakter, ponieważ ten rodzaj zdjęć jest bardziej dochodowy.
Fotografia się zmieniła, a tam nie jest łatwo. Znam kolegów, których nazwiska są rozpoznawalne, a którzy naprawdę się tam męczą. Ludzie tacy jak James Nachtwey, Steve McCurry, Don McCullin czy Salgado są jak The Beatles (z całym szacunkiem): byli tam od początku i nadal tam będą, ale dla każdego z nich przypada coraz mniejszy kawałek tortu.
Dzięki aparatom cyfrowym wykonywanie wielu rodzajów zdjęć stało się proste, ale ja chciałem udowodnić, że można wydrukować półtorametrowy obraz, który będzie dobry z technicznego punktu widzenia, a co więcej, chciałem zaprezentować umiejętności, które zdobyłem w różnych wymagających miejscach świata: praca w skomplikowanych społecznościach, w trudnych warunkach itp. Cieszę się, że mogłem wprowadzić ten aspekt do swojej twórczości.