Piszą o nim zagraniczne media, ale w Polsce pozostawał niezauważony. Sebastian Łuczywo swój wolny czas poświęca na tworzenie oryginalnej, rodzinnej i pełnej sentymentu fotografii - postanowiliśmy więc zapytać go o szczegóły
PROfil |
Sebastian Łuczywo
|
Zawsze lubiłem fotografować. Aparat często towarzyszył mi przy uroczystościach rodzinnych, w czasie wspólnych wycieczek - to było jakby naturalne, ale w kwietniu 2011 roku przerodziło się w coś zupełnie innego. W pasję, wyzwalającą wiele emocji i pozwalającą odpocząć od codziennego życia.
Zrobiłem wtedy serię o czaplach we mgle. Zainspirowałem się muzyką zespołu Riverside, której bezustannie słuchałem - fotografie były wizualnym opisem tych dźwięków, starałem się jak najlepiej je zobrazować. Zresztą, do tej pory zdarza mi się działać podobnie, ale tamto przeżycie było pierwszym tak intensywnym.
Poczułem potrzebę tworzenia różnych, niezwykłych prac. Nie umiem podchodzić do tego "na zimno", wyłącznie technicznie. Musiałem się nauczyć obsługiwać aparat tak, żeby nie przeszkadzał mi w wykonywaniu zdjęć - zacząłem zdobywać wiedzę samodzielnie, bez żadnej szkoły, nauczyciela, podręcznika. Wszystko, co umiem, to wynik własnych starań metodą prób i błędów, dyscypliny i wielkich chęci.
Planujesz wyspecjalizować się wyłącznie w koncepcyjnej fotografii dziecięcej, czy może interesują Cię też inne dziedziny? Próbowałeś kiedyś działać w studio?
Ależ oczywiście. Moje portfolio nie składa się tylko z fotografii dziecięcej. Nie chcę zamykać się na inne tematy, trwać tylko w jednym. Od zawsze czuję w sobie dwa bieguny, mogę rozkoszować się balladami ukochanego Chopina, a za chwilę tupać przy ostrym jazzie. Wyrazem tego jest mój dorobek fotograficzny, składający się ze zdjęć koncepcyjnych, reporterskich, przyrodniczych, portretowych. Kolorowych, obok których widać kadry czarno-białe. Nie potrafię fotografować na siłę, to musi mnie pochłaniać i dawać pełną satysfakcję.
Świetnie wykorzystujesz światło naturalne. Masz ulubione pory dnia, w trakcie których wolisz fotografować?
Moją ulubioną porą dnia jest poranek, moment, kiedy Słońce dopiero się budzi. Wstaję o bardzo wczesnej porze, gdy większość świata jeszcze śpi. Kiedy widzę piękne sceny jestem wdzięczny naturze za to, że mogę podziwiać tak wspaniałe spektakle - czaple tańczące we mgle, poranne opary, rozlewające się wszędzie za sprawą delikatnego światła. Doznanie tego wymaga jednak konsekwencji, bo nie każdy ranek bywa tak samo ujmujący - ale kiedy moja pobudka okazuje się być niezmarnowana, to czuję się bardzo szczęśliwy i spełniony.
Moje zwierzęta są moimi przyjaciółmi. Nie obawiają się tego, że zrobię im jakąkolwiek krzywdę - ja opiekuję się nimi, a one mi ufają. Niemniej jednak są to żywe stworzenia i mają prawo nie chcieć czegoś zrobić - trzeba więc dużo cierpliwości i czasu, żeby taka kura ustawiła się w pożądanej przeze mnie pozie.
Koncept zdjęcia pt. "Alarm Clock for Breakfast" wyszedł od mojego syna, Jacka, który jest zresztą pomysłodawcą kilku innych prac z “Wiejskiej Serii”. Dziecięca wyobraźnia nie ma w sobie granic, jest bogata i niezaśmiecona problemami dorosłego życia. Dlatego właśnie jest dla mnie taka cenna. Jacek chciał w tym zdjęciu wyróżnić młodego koguta, Franka, podkreślając jego przyszłą rolę naturalnego budzika. Chłopiec i ptak zdążyli się zresztą zaprzyjaźnić ze sobą.
Owszem, jestem sentymentalny, wrażliwy na to, co dzieje się wokół mnie. Lubię powroty do dzieciństwa (czego przykładem właśnie “Wiejska Seria”), bo to dobre wspomnienia, pełno w nich beztroski. To unikalne przeżycia, które nigdy się nie powtórzą. Sceny pokazywane mi przez naturę też lubię. I ludzi, mimo, że w życiu codziennym od nich stronię. Każdy człowiek ma w sobie jakąś historię, a w oczach opowieść, więc fotografowanie tych tematów, zarówno inscenizowanych, jak i naturalnych, stanowi dla mnie przyjemność.
Jeśli chodzi o barwy w mojej fotografii - zależą one od tego, co chcę powiedzieć, jakie chcę zamknąć w kadrze przesłanie. Staram się nie przesadzać, zachować umiar i naturalność. Nie jestem zwolennikiem tego, by zdjęcia nadmiernie traktować programami graficznymi.
Fotografuję Nikonem D700, do tego używam obiektywów AF Nikkor 24 mm f/2,8D i AF-S Nikkor 70-200 mm f/4,0G ED VR, przy czym nigdy nie miałem potrzeby korzystać z tych w pełni "profesjonalnych" aplikacji graficznych. Ograniczyłem się jedynie do darmowego programu Photoscape. Pozwala mi on na zabawę kolorem, tonacją, poprawiam w nim kadry, czasami łączę zdjęcia. To wszystko.
Nie chciałbym, żeby moja działalność, również pod względem technicznym, stała się "plastikowa". Inspirują mnie zdjęcia sprzed kilkudziesięciu lat - są bardziej szczere w każdym aspekcie. Obecnie fotografia wygląda trochę inaczej, dostępu do wszystkich programów postprodukcyjnych nie można uznać za sprzymierzeńca prawdziwości i naturalności, zwłaszcza, gdy korzysta się z nich nieumiejętnie i w nadmiarze.
Zdecydowanie pracę pt. "Angry Birds". Wyzwaniem dla mnie było umieszczenie nart na stodole tak, żeby dobrze wyglądały, dobrze się trzymały i Jacek - mój syn - z nich nie spadł. Musiałem się również skupić na kurze, która miała przybrać taką pozę, jaką widziałem w oczyma wyobraźni, a przecież nie mogłem jej tego wytłumaczyć werbalnie. Pozostało mi więc cierpliwe jej ustawianie i wyczekiwanie na idealny moment.
Chciałem przy tym zaznaczyć, że w mojej fotografii nie ma żadnych wklejek i innych zabiegów technicznych kojarzonych z fotomontażem. Wszystkie sceny są naturalne.
Więcej fotografii Sebastiana znajdziecie m.in. w serwisach Facebook i 500px.