Daniel Berehulak i redakcja dziennika St. Louis Post-Dispatch - oto laureaci nagród Pulitzera 2015 w kategoriach "Feature" i "Breaking News"
Pierwsza z fotograficznych nagród Pulitzera trafiła do całego działu fotograficznego dziennika St. Louis Post-Dispatch, składającego się z ośmiu reporterów i trzech edytorów. W kategorii "Breaking News" nagrodzono ich za materiał z zamieszek i protestów, które miały miejsce w amerykańskim Ferguson w stanie Missouri.
W sierpniu 2014 roku dwóch czarnoskórych nastolatków zostało zatrzymanych przez policjantów - w chwilę później doszło do wymiany zdań, następnie do kłótni i aktów agresji. W efekcie jeden z funkcjonariuszy śmiertelnie postrzelił 18-letniego chłopaka. Przedstawiciel władz odpowiadał za swój czyn przed sądem - został jednak uniewinniony, co zmusiło lokalną społeczność do wszczęcia buntu i protestów.
Z kolei nagrodę w kategorii "Feature" zdobył Daniel Berehulak. Ten pochodzący z Australii fotograf spędził cztery miesiące fotografując skutki epidemii wirusa Ebola. Od sierpnia ubiegłego roku przebywał na terenach Liberii, Sierra Leone i Gwinei, kompletnie oddając się podjętemu tematowi. Wysiłek nie poszedł na darmo - 39-latek nie tylko opublikował reportaż w The New York Times, ale również został za niego nagrodzony fotograficznym Pulitzerem w kategorii "Feature".
Każdego dnia, znajdując się w Afryce Zachodniej, mężczyzna odprawiał ten sam rytuał - od stóp do głów ubierał się w ochronny kombinezon, maskę i trzy pary rękawiczek. Tak uzbrojony, starał się uchwycić zdjęcia najwierniej obrazujące koszmarną codzienność, z jaką musieli mierzyć się mieszkańcy tych terytoriów. "Jego fotografie są jednocześnie brutalne i pełne empatii - i to właśnie dzięki nim świat zaczął przejmować się regionem, w którym cierpienie jest nie tylko spodziewane, ale nawet tolerowane", czytamy na stronach Pulitzera. "Berehulak pokazał zarówno skutki epidemii, jak i esencję człowieczeństwa jej ofiar. Pokazał wyraz twarzy syna, który właśnie stracił ojca, złość społeczności poddanej kwarantannie, niezłomną wiarę ludzi odpowiedzialnych za opanowanie wirusa. Tych kadrów nie da się zapomnieć".
Daniel nie będzie też w stanie zapomnieć tego, w jaki sposób powstały poszczególne zdjęcia. Wystarczy wyobrazić sobie, ile wysiłku i samokontroli potrzeba do codziennego dezynfekowania się chlorem czy pracy bez kostiumu ochronnego wtedy, gdy wymaga tego sytuacja. "Musisz skupić się na najmniejszych detalach. Łokcie trzymałem jak najbliżej siebie przechodząc z jednego ciasnego pokoiku do drugiego, upewniając się, że nie dotknę żadnych klamek", wspomina fotograf.
"Jestem wdzięczny wszystkim ludziom, którzy podzielili się ze mną częścią swojego życia - tą częścią, dzięki której byłem w stanie dokumentować wirusa”, mówił na łamach bloga nowojorskiego Timesa. "Ebola żeruje na naszym człowieczeństwie. Na wszystkim, co najcenniejsze. Zarażeni nie mogą nawet przytulić najbliższych w ostatnim stadium choroby; właśnie wtedy wirus staje się najsilniejszy".
Po powrocie do kraju, Berehulak doradzał pozostałym dziennikarzom wybierajacym się do newralgicznego regionu. "Już wcześniej był weteranem stref konfliktowych, ale ten wirus to coś zupełnie innego. To inny rodzaj niebezpieczeństwa. Każdego dnia trzeba patrzeć na kompletnie bezsensowną śmierć", komentuje David Furst, jeden z fotoedytorów Timesa.
Tegoroczne wyróżnienie Daniela nie jest jego pierwszą stycznością z Pulitzerem. Jeszcze w roku 2011 fotoreporter był finalistą konkursu wspólnie z Paulą Bronstein; duet zauważono wówczas po materiale poświęconym powodziom w Pakistanie. Wcześniej, w roku 2010, Daniel otrzymał pierwszą nagrodę World Press Photo w kategorii "People in the News", złoty medal na China International Press Photo Contest i wyróżnienie honorowe w konkursie UNICEF-u. Na co dzień Berehulak pracuje jako freelancer dla Getty Images, The New York Times, TIME i niemieckiego Der Spiegel.
Zdobycie tegorocznej nagrody tożsame jest z otrzymaniem 10 tys. dolarów.