Ile zarabia fotograf w Polsce? Obowiązujące stawki, analizy i komentarze zawodowych fotografów znajdziecie w naszym raporcie o sytuacji na rynku w 2018 roku!
Pięć lat temu ukazał się nasz pierwszy branżowy raport zestawiający obowiązujące stawki w poszczególnych segmentach rynku fotograficznego. Od tego czasu wiele się zmieniło. Oczy świata zwróciły się w stronę smartfonów, a komunikacja wizualna przeszła istotną ewolucję. Czy zmieniły się również zasady wynagradzania twórców?
Tegoroczne zestawienie przygotowaliśmy w oparciu o informacje uzyskane od ponad 50 fotografów z całego kraju. Z rozmów, które przeprowadziliśmy, wyłania się obraz dwojaki. Z jednej strony widać efekty rosnącej konkurencji i swobodnej dostępności sprzętu, z drugiej pojawiają się nowe możliwości zarobku. Przede wszystkim w oczy rzuca się jednak problem charakterystyczny dla rynku polskiego: fotografowie nie chcą rozmawiać o swojej sytuacji, obawiają się konkurencji, a do tematu branży podchodzą z nieufnością. Wielokrotnie usłyszeliśmy: „Jest kiepsko i tyle. Nie będę wypowiadał się na ten temat”. Problem jest o tyle istotny, że większość fotografów zwraca uwagę na przesycenie rynku, a porównanie stawek sprzed 5 lat nie ukazuje wcale dużej poprawy w zarobkach. Wnioski możecie wysunąć sami. Drodzy fotografowie, jeśli nie będziemy poruszać tego tematu, nie ma co liczyć na jakąkolwiek poprawę.
W oczy rzuca się rewolucja technologiczna ostatnich lat i przetasowanie rynku z nią związane. Coraz więcej starych modeli biznesowych przestaje sprawdzać się w dzisiejszych realiach, powstają jednak nowe pola eksploatacji fotografii, które szybko gospodarowane są przez młodsze pokolenie fotografów. Jedno jest pewne: czasy, gdy na fotografii zarabiało się łatwo, minęły bezpowrotnie. Dziś, aby efektywnie funkcjonować w zawodzie, trzeba być ciągle aktywnym i potrafić odnaleźć się w meandrach mediów społecznościowych i autopromocji. Oczywiście umiejętności fotograficzne jak zawsze są w cenie (wystarczy spojrzeć na gałąź profesjonalnej fotografii modowej), sam rynek stał się jednak dużo bardziej dynamiczny. Klienci zdają się mieć coraz większe wymagania (nie zawsze idące w parze z budżetem), a od fotografów oczekuje się coraz większego wachlarza umiejętności. Z drugiej strony wszystko to sprawia, że coraz prężniej rozwijają się poszczególne nisze, które otwierają przed fotografami nowe możliwości pozyskiwania zleceń.
Pewnym zaskoczeniem był fakt, że obserwujemy coraz mniejszą różnicę pomiędzy stawkami oferowanymi w stolicy, a tymi panującymi w innych miejscach kraju. Oczywiście rozbieżności cenowe nadal są widoczne, co pokazuje spory rozstrzał widełek cenowych dla niektórych zleceń, ale istotny wpływ na sytuację wydaje się mieć fakt, że w dobie Web 2.0 i mediów społecznościowych odległość przestaje mieć znaczenie: coraz mniej liczy się to, gdzie mieszkamy, a coraz bardziej nasze umiejętności i marka.
Jednocześnie odczuwalny jest brak jakichkolwiek oficjalnych wytycznych co do stawek bazowych w danych dziedzinach – rozwiązanie, które stosowane jest przez organizacje branżowe na rynku zachodnim. Na naszym rynku wszystko jest umowne i „od czegoś zależy”, co niejednokrotnie okazuje się krzywdzące dla samych wykonawców fotografii. Mało który fotograf w Polsce udostępnia też na swojej stronie cenniki. Niestety na dzień dzisiejszy w Polsce nie mamy żadnej organizacji, która wspierałaby i walczyła o poprawę sytuacji fotografów zawodowych. Jedynym oficjalnym zestawieniem, do którego mogą odnieść się fotografowie, jest przestarzała i dawno już nieaktualna tabela cenników ZPAF. Mamy nadzieję, że poniższe zestawienia choć trochę pomogą w zorientowaniu się, ile obecnie wynoszą średnie stawki za konkretne zlecenia fotograficzne.
Podane przez nas kwoty to uśrednione stawki wyliczone na podstawie rozmów z wieloma fotografami.
Tekst: Julia Kaczorowska, Maciek Luśtyk
W ostatnich latach dało się zauważyć istotny wzrost świadomości przeciętnego odbiorcy w temacie wzornictwa, architektury i ładu przestrzennego. Coraz większą wagę przywiązuje się do estetyki przestrzeni, czy to prywatnej, czy biznesowej. Pojawia się więcej studiów projektowych i coraz odważniejsze pomysły, które jeszcze kilka lat temu nie wychodziły poza stół kreślarski architektów, a branża związana z szeroko pojętym designem przeżywa rozkwit. Wystarczy choćby wspomnieć modę na „skandynawskie” wzornictwo, która w ostatnich latach wzięła szturmem rynek. „W ostatnich kilku latach w mojej niszy (bo tak trzeba to nazwać), największa zmiana tak na prawdę to ilość zleceń. Da się odczuć w Polsce boom na design. Jest więcej zleceń, ale też większa konkurencja, tak ze strony architektów, jak i fotografów. Dlatego tak ważne dla mnie jest ciągłe udoskonalanie warsztatu” – mówi fotograf wnętrz i architektury Tom Kurek.
Obserwujemy większe zapotrzebowanie na dokumentację poszczególnych realizacji, zdjęcia reklamowe czy nawet na profesjonalne zdjęcia nieruchomości na sprzedaż. Sama fotografia wnętrz coraz bardziej przenika się także z fotografią lifestyle’ową, o czym świadczy duża liczba publikacji internetowych, z jednej strony prezentujących przestrzenie, a z drugiej funkcjonujących w nich ludzi. Rozwijająca się blogosfera i media społecznościowe sprawiły, że dziś wnętrza to nie tylko ciekawie zaprojektowana przestrzeń, ale i historie żyjących w niej osób.
Z drugiej strony fotografowie zwracają uwagę na coraz silniejszą konkurencję, wynikającą z faktu, że jest to dziedzina oferująca stosunkowo niski „próg wejścia”, a także na fakt, że stawki przez ostatnie lata zmieniły się bardzo nieznacznie lub też w ogóle i są kilkukrotnie mniejsze niż w przypadku zleceń wykonywanych za granicą. Niestety problem ten dotyczy zarówno prac komercyjnych, jak i publikacji branżowych. „Branża pism o wnętrzach jest w odwrocie, a stawki stoją lub są pomniejszane już od ponad 10 lat. Warunki współpracy też stają coraz bardziej zniechęcające” – komentuje fotograf wnętrz z wieloletnim stażem, Radek Wojnar. Pisma te działają teraz na zasadzie komisów, czyli zrób sesję na własne ryzyko, a potem, jeżeli nam się spodoba gotowy materiał, wstaw go do nas i czekaj na publikację, nierzadko rok i dłużej. O ile pismo w międzyczasie nie upadnie, możesz liczyć na zapłatę. Oczywiście dopiero po publikacji”.
Coraz większą wagę przywiązuje się też do kwestii plastyki zdjęć i postprodukcji. Da się zauważyć odejście od sesji mocno „świeconych” na rzecz światła naturalnego, minimalistycznych stylizacji i nierzucającej się w oczy obróbki zdjęć. W świecie mediów społecznościowych i zalewu reklam pod każda postacią coraz bardziej ceni się naturalność i autentyczność, także w kwestii prezentacji przestrzeni. Warto więc zwrócić uwagę, że choć ceny za poszczególne zlecenia mogą pozornie wydawać się względnie wysokie, trzeba brać pod uwagę, że praca fotografa wnętrz architektury nie kończy się w momencie opuszczenia fotografowanego obiektu. To często długie dni spędzone na postprodukcji wybranych ujęć.
Choć mamy w kraju wielu świetnych reportażystów, którzy zdążyli już wyrobić sobie markę także poza granicami kraju i niejednokrotnie nagradzani byli chociażby w konkursie World Press Photo, Polska fotografia prasowa nie ma się najlepiej. Od połowy pierwszej dekady XXI wieku, gdy stawki zaliczyły spektakularny spadek, a wydawnictwa zaczęły pozbywać się etatowych fotografów obserwujemy postępujące pomniejszanie się rangi zawodu fotoreportera. Kontrakty reporterskie to dziś rzadkość, a praca niejednokrotnie sprowadza się do jak najszybszego dostarczenia zdjęć z tematu, który nie zawsze trafia do publikacji.
Wpływ na zaistniałą sytuację ma oczywiście zwrócenie się branży medialnej w stronę publikacji internetowych – to tam dzisiaj rodzi się informacja, która żyje w dodatku bardzo krótko. Dzienniki zmniejszają nakłady i wydatki na fotografię, więcej zdjęć trafia do sieci, gdzie są wyceniane dużo gorzej, a agencje jeszcze obniżają stawki, by w obliczu dużej konkurencji sprzedać jak najwięcej obrazów. „Ostatnio jedna z agencji zaproponowała stawkę 5 zł za użyte zdjęcie, co oznacza 2,50 zł dla fotografa. Bardzo dużo fotoreporterów odeszło z rynku prasowego, nie mogąc się utrzymać” – komentuje laureat nagrody Fotoreporter Roku 2018, Krystian Maj.
Sytuacji nie ułatwiają także systemy rozliczania się za zdjęcia. W przypadku pracy agencyjnej agencja pobiera zwykle 50% prowizji za sprzedane zdjęcie, nie oferując przy tym żadnej podstawy ani nie gwarantując zapłaty za wykonany temat. Działać trzeba więc na własne ryzyko, inwestując czas i pieniądze w temat, który może się nie zwrócić. „Codzienność wygląda tak, że możesz biegać cały dzień z tematu na temat, a zarobisz 7 zł” – mówi jeden z naszych rozmówców. Jeśli chodzi o gazety, fotografowie otrzymują zapłatę za realizację tematu, nie mogą natomiast liczyć na procent od dalszego wykorzystania przekazanych zdjęć. Ani jeden, ani drugi model nie gwarantuje więc komfortu zarabiania i pewności co do miesięcznych zarobków. „Stawki za okładkę spadły z kilku tysięcy do kilkuset złotych, nawet w bardzo rozpoznawalnych tytułach. Redakcje nie wysyłają reporterów – wszystko, co zrobię, to jest moje ryzyko i koszt, który ewentualnie zwróci się w jakieś części przez publikacje, nagrody, sprzedaż zdjęć na przestrzeni kilku lat. Redakcje wolą kupić zdjęcia na stocku, dopasowując je dowolnie do okładki czy tekstu, zamiast ponosić koszty wysyłania fotografa na trzy miesiące do Peru. Te czasy minęły bezpowrotnie. Często „internety” chcą zdjęcia za 0 zł, nie podpisują w sposób właściwy autora lub nie robią tego w ogóle. Generalnie, gdybym miał żyć z samej fotografii musiałbym się rozwieść, porzucić dzieci, sprzedać wszystko i żyć z dnia na dzień, jak student” – podsumowuje czołowy polski dokumentalista, który pragnie pozostać anonimowy.
Fotografia produktu od zawsze była dość specyficzną niszą. Z jednej strony masowo produkowane packshoty, z drugiej wymagające wyczucia i warsztatu sesje reklamowe. Złoty czas dla jednego i drugiego typu zleceń z pewnością już minął. Coraz częściej poszczególne sklepy zdjęcia packshotowe wykonują same: wystarczy średniej klasy aparat i prosty stół bezcieniowy, co w perspektywie czasu oznacza oszczędność i brak problemów logistycznych z wysyłką sprzętu. Nie pomaga też łatwa dostępność zdjęć w Internecie. Większość producentów oferuje własne oficjalne packshoty i to z nich najczęściej korzystają poszczególne podmioty. Dodatkowo coraz bardziej we znaki daje się grafika komputerowa, dziś wiele ze zdjęć produktowych to w rzeczywistości rendery lub fotorealistyczne grafiki wektorowe.
„Jeżeli miałbym podsumować temat obecnych zarobków fotografów, to powiem krótko: jest to dno. Nawet 10 lat temu, gdy zakładałem studio na potrzeby fotografii produktowej, co weekend było zlecenie. Obecnie studio fotograficzne pracuje 2–3 razy do roku. Wszyscy biorą zdjęcia z netu, pstrykają sami komórką, albo proszą o pomoc "fachowców" z Facebooka – zdradza nam właściciel agencji zajmującej budowaniem wizerunku marki i produktów. „Jeden z moich znajomych zajmował się profesjonalnie zdjęciami mebli. Budował plany zdjęciowe, ustawiał te meble, szparował. Wykończyły go wizualizacje 3D po 200 zł od sztuki. Skutki tego cyrku są dla mnie zarówno negatywne, jak i pozytywne. Dawniej wszystkie zdjęcia do tworzonych materiałów musieliśmy wykonywać sami, teraz dostępnych jest mnóstwo zdjęć w sieci. Możemy je wykorzystać reklamowo i wykonać swoją pracę znacznie szybciej”.
Z drugiej strony rozkwit wydają się przeżywać nisze pokroju fotografii kulinarnej czy lifestyle’owej fotografii produktowej. To często materiały tworzone pod promocję w Internecie i mediach społecznościowych, które ze względu na konieczność stałego promowania marek stale łakną nowych zdjęć. Obserwujemy też prawdziwy wysyp wydawnictw kulinarnych, ale też zwykłych blogów, których autorzy recenzują najróżniejsze produkty, wielokrotnie sami zgłębiając tajniki fotografii i z czasem otrzymując propozycje współpracy dla większych firm. W parze ze zdjęciami idzie bowiem element rozpoznawalności w sieci, na który coraz częściej zwracają uwagę osoby odpowiedzialne za marketing.
„Nowe propozycje zarobku pojawiają się od klientów niezwiązanych z twoją branżą. Co to oznacza? Mianowicie fotografując żywność, można dostać propozycję wykonania sesji modowej albo na przykład reklamy dla firmy kosmetycznej” – opowiada nam fotograf kulinarna, Anna Mastalerz. „Mam poczucie, że coraz modniejsze stają się zdjęcia makro i te z czynnikiem ludzkim, gdzie pojawia się jakaś dynamika. Nie wystarczy już postawić szklanki soku i jej sfotografować. Dobrze by było, aby ten sok się wylewał, nalewał albo jeszcze coś innego. Mam nadzieję, że trend na naturalność utrzyma się jak najdłużej”.
Największe stawki uzyskać możemy jak zwykle w przypadku sesji reklamowych. Jeśli chodzi o profesjonalne stylizacje i duże kampanie, stawki zaczynają się od kilku tysięcy złotych, a drugie tyle zagwarantują nam dodatkowo płatne licencje na użytkowanie zdjęć. To jednak rynek w dużej mierze zagospodarowany przez firmy i fotografów, którzy realizacją tego typu materiałów zajmują się od wielu lat i mają grono stałych klientów.
Na rynku szeroko pojętej fotografii reklamowej i modowej przez ostatnie pięć lat zaszło wiele zmian. Z jednej strony dostęp do coraz lepszego sprzętu i duże pole do rozwoju, z drugiej niesamowity wzrost znaczenia zdjęć w mediach społecznościowych i zmiana sposobu planowania kampanii – prasa odgrywa już znacznie mniejsze znaczenie. Dziś Internet jest głównym polem publikacji zdjęć. To social media wyznaczają trendy. „Z tego powodu marki coraz częściej rezygnują z dużych sesji wizerunkowych na rzecz większej liczby mniejszych, różnorodnych sesji z wykorzystaniem szerokiego asortymentu. Jednocześnie pomnożenie liczby zdjęć nie wpływa aż tak na stawkę samego fotografa, a raczej na cenę za obróbkę” – tłumaczy Mateusz Mizgalski, agent i producent w LAF Artist Management, reprezentującej m.in. takie nazwiska jak Kuba Dąbrowski, Zuza Krajewska czy Szymon Szcześniak.
Media społecznościowe nie są już tylko miejscem do publikowania prywatnych zdjęć z wakacji czy wieczornej kolacji w modnej restauracji. „Dziś to sfera, gdzie codziennie toczy się zacięta walka o „unikalnego użytkownika”. Fotografia reklamowa nabrała przez to nowego znaczenia” – zauważa Aleksandra Siwierska, specjalista ds. social media. „Użytkownicy nie chcą już widzieć idealnie zaaranżowanych scen, skąpanych w blasku lamp studyjnych. Chcą naturalnego światła, emocji i codzienności. Szukają inspiracji, ale również elementów, które bez większego problemu mogą odnieść w swoim życiu. Coś, co pozwoli im poczuć się… jak w reklamie” – podkreśla. Z jednej strony social media wychodzą więc na prowadzenie i każda z dużych marek przeznacza ogromne sumy na reklamę w Internecie, a z drugiej strony w wielu markach wciąż częste jest myślenie, że zdjęcia „do Internetu” powinny być tańsze.
„Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak istotne są social media, a jednak wśród klientów wciąż pojawia się przeświadczenie, że to publikacje papierowe są lepiej płatne, przez co nawet bardzo rozpoznawalni klienci i duże marki potrafią zaoferować zdecydowanie zbyt niskie sumy za kontent” – mówi Mateusz Tyszkiewicz, młody fotograf modowy. Okazuje się jednak, że o publikacjach papierowych fotografowie również nie wyrażają się pochlebnie. „Wiele magazynów papierowych niestety proponuje śmieszne stawki. Czasem wręcz głupio jest mi brać takie pieniądze za zdjęcie i proszę klienta, by przeznaczył je po prostu na cele charytatywne, gdzie liczy się każdy pieniądz. Szczerze mówiąc, nie zdziwię się, jak za jakiś czas za print w ogóle nic nie będą chcieli płacić” – twierdzi Marek Ogień, fotograf sportowo-lifestylowy.
Ogień porusza również ważny temat, czyli brak świadomości, że za efektem powstałym na sesji nie stoi jedynie naciśnięcie migawki w danym momencie, a wiele innych czynników.
“Z klientami bywa różnie. Zdarzają się niestety tacy, którzy chcieliby wszystko, ale nie chcą dać za wiele od siebie. Miałem jedno takie spotkanie w życiu gdzie kobieta (szefowa dużej marki odzieżowej) bardzo dobitnie zareagowała jakim prawem ja chcę takie pieniądze i co ja tu w ogóle robię. Odpowiedziałem jej, że to ona do mnie zadzwoniła ponieważ chciała mnie jako fotografa, po czym wyszedłem z uśmiechem na twarzy” - wspomina fotograf. “Myślę, że ludzie nie zdają sobie często sprawy z tego, że fotograf spędza X godzin na szkoleniu się, X godzin na przeglądaniu inspiracji, X godzin na szukaniu swojego stylu, popełnianiu błędów i uczeniu się na nich, promowaniu się i budowaniu portfolio. Nie wspominając o sprzęcie, który jest wart tyle co dobry samochód. Na dodatek to wszystko liczy się nie w tygodniach czy miesiącach: to trwa latami. Musisz mieć też charyzmę, poczucie humoru, a i czasem umieć ugryźć się w język” - dodaje.
„Na rynku mamy dwa kierunki. Z jednej strony coraz więcej osób sięga po smartfony i potrafi pochwalić się swoim selfikiem. Takie osoby nie szukają fotografa, a jeśli zdecydują się na profesjonalne zdjęcia, to kierują się jak najniższą ceną” – zauważa Tomasz Zienkiewicz, fotograf portretowy znany jako Zieniu. „Z drugiej strony jest coraz większa liczba klientów, która szuka wyjątkowego, wyróżniającego się kadru, bo ma świadomość tego, że jest to coś więcej niż zdjęcie. Szukają więc fotografów, którzy mają wyróżniający się styl i są w stanie za to dobrze zapłacić”. Największy segment fotografii okolicznościowej to oczywiście zdjęcia ślubne. Tu widać wyraźną przepaść między cenami w stolicy i resztą kraju. O ile w Warszawie stawki za całodzienny reportaż ślubny oscylują średnio na poziomie 3000–4500 zł, o tyle poza miastem wygląda to nieco inaczej. W ankiecie przeprowadzonej na grupie Boring Workshop wzięło udział ok. 500 fotografów ślubnych z całej Polski. 65% zadeklarowało, że za całodzienną obecność na przygotowaniach, ceremonii i weselu liczy sobie poniżej 3500 zł. 26% wskazało na kwotę 3500–4500, 7,5% na 4500–5500 zł, a zaledwie 1,5% powyżej 5500 zł.
Jednocześnie coraz popularniejsze i coraz bardziej dostępne stają się tzw. destination wedding, czyli wyjazdy na zlecenia ślubne poza granicami kraju. Z jednej strony więc mamy tak wielu fotografów ślubnych pracujących za stawki poniżej 3500 zł, a z drugiej, szczególnie w dużych miastach, coraz mniej dziwią kwoty powyżej 6000 zł, szczególnie za duet fotograficzny. Bardzo popularne są też sesje rodzinne, tak różne od tych sprzed 5–10 lat. Dziś mało kto przyjdzie już z rodziną do studia, by sfotografować się na pomarszczonym tle. Coraz więcej klientów decyduje się na naturalne zdjęcia w ich codziennym otoczeniu.
„Największym atutem sesji rodzinnych jest wymóg cykliczności. Dzieci rosną w takim tempie, że jedna sesja rocznie to minimum. Co ciekawe, dostrzegają to także klienci. Fotograf, który będzie w stanie przekonać do siebie daną rodzinę, może liczyć na stałe źródło dochodu” – zauważa Jacek Siwko, fotograf, autor podcastów Niezłe Aparaty. „Jeśli to prawda, że siłą biznesu są stali klienci, to sesje rodzinne są siłą biznesu fotograficznego. Dla fotografów ślubnych to naturalny, kolejny krok w obsłudze tych samych klientów. Nie muszą się jakoś specjalnie »obnosić« z tym, że oferują sesje rodzinne, bo część klientów i tak sama o nie zapyta”.
Zanim jednak dojdzie do sesji rodzinnej, pojawia się jeszcze moment tak istotny dla rodziców: narodziny dziecka, często pierwszego. O ile za granicą coraz częściej słyszy się o sesjach zdjęciowych podczas domowego porodu, o tyle w Polsce usługa ta jest jeszcze bardzo mało popularna, w przeciwieństwie do tak powszechnych sesji noworodkowych. „Model rozliczenia sesji noworodkowych to prawdziwy majstersztyk. Ich cena jest znacznie niższa niż pozostałych z kategorii zdjęć rodzinnych, ale to wcale nie oznacza, że fotograf mniej na niej zarabia. Fotografowie w cenie sesji oferują kilka ujęć, ale klienci mogą tę liczbę modyfikować, zamawiając kolejne ujęcia. Kto potrafi oprzeć się urokowi galerii?” – pyta Siwko. „Są jeszcze chrzciny, zdecydowanie słabiej rozreklamowana usługa niż zdjęcia ślubne, choć niewątpliwie jest to jedno z przyjemniejszych zleceń. Model zawsze dobrze wychodzi. Nie trzeba się przejmować, że płacze w decydującym momencie. Mniejsza presja niż w dniu ślubu i przede wszystkim krótszy wymiar czasowy. W przypadku chrzcin szuka się raczej kogoś z bliższej okolicy, co niekoniecznie ma miejsce w fotografii ślubnej.
Kolejne ważne dla rodzin wydarzenie to Pierwsza Komunia Święta. Coraz więcej rodzin zatrudnia fotografa na wyłączność. "Jeżeli kochać to nie indywidualnie, ale jeżeli fotografować Pierwszą Komunię to właśnie indywidualnie. Wszelkie zdjęcia na hurtowych zasadach to już zwykła rejestracja, niczym z kamery przemysłowej. Rodzice najczęściej zadowolą się zdjęciami z kościoła, ale tym co ma znaczenie jest przecież możliwość spotkania z najbliższymi po przyjęciu sakramentu. Dlatego fotografowie powinni bardziej promować opcję indywidualnych reportaży niż ujęcia rodem z CCTV" - podkreśla Siwko.
Znakiem naszych czasów jest to, że znacznie bardziej liczy się „tu i teraz” niż jakość. News czy relacja żyje bardzo krótko, często raptem 24 godziny, czyli tyle, ile zdjęcie czy filmik wrzucone na Instagram Stories. „Któregoś razu na festiwalu muzycznym Orange zostałem zatrudniony jako fotograf przez firmę obsługującą strefę dużej marki alkoholowej. Otrzymałem stawkę godzinową i wytyczne… właśnie do zdjęć na Instagram Stories” – wspomina fotograf Gabriel Gmurczyk. „Polecenie: pokazywać strefę (zaznaczyć, że dużo się dzieje, widać ciekawych ludzi), ciepłe kolory, jedno story na 30 minut oraz specjalne hashtagi. Zdjęcia robiłem nie aparatem, a najnowszym iPhonem, którego mi udostępniono” – dodaje.
Fotografia klubowa określana jest jako ciężki rynek. Wielu właścicieli klubów nie zdaje sobie sprawy z tego, że zdjęcia relacjonujące ich imprezy są podstawą do promocji klubu. „Oszczędzają na tym, jak tylko się da. Wymagają wysokiej jakości materiału, a dyskusja o większych stawkach nie jest taka łatwa. Jako fotograf przez lata miałam styczność zarówno z tymi mądrzejszymi, jak i mniej rozsądnymi pracodawcami” – opowiada Aleksandra Siwierska, fotograf. „Praca do najłatwiejszych nie należy: po pierwsze, czas pracy od północy do 3–4 rano, a po drugie, często wiąże się z użeraniem się z nietrzeźwymi ludźmi”.
Fotografia eventowa to nie tylko kluby, koncerty i festiwale muzyczne, ale także wszelkiego rodzaju wydarzenia firmowe. Fotograf zatrudniany jest przez firmy nie tylko z okazji ważnych konferencji – zdjęcia potrzebne są również z rozmaitych imprez i bali dorocznych. Pozostają jeszcze targi, które mogą być zarówno jedno-, jak i kilkudniowe, a stawka godzinowa za jednodniowe targi jest nieco wyższa niż za te trwające dłużej. Oczywiście w przypadku tego typu zdjęć do podanych cenników dochodzą zawsze ceny dojazdu: liczone często za kilometr od miejsca zamieszkania fotografa oraz ewentualny nocleg.
„Są również takie wydarzenia jak imprezy studenckie, bale licencjackie, magisterskie czy połowinki. Tutaj miałam mały monopol w Poznaniu przez to, że dużo działałam w samorządzie studenckim, który organizował tego typu imprezy” – wspomina Siwierska. „Zdjęcia robiłam zarówno w trakcie studiów, jak jeszcze po ich zakończeniu. Miła, przyjemna i szybka robota. 4–5 godzin pracy za 1000–1200 zł w zależności od liczby osób”.
Z kolei fotografia stricte koncertowa to ciągle rynek stawiający pasję ponad biznesem. „Przynajmniej tak powinno być w założeniu. Najczęściej jednak pasja przesłania wszystko inne, a nieświadomość możliwości zarobku skutkuje pracą za darmo. To powoduje, że jest to jedna z tych gałęzi, w której ogrom fotografów traktuje możliwość wykonania pracy jako wynagrodzenie” – zauważa Adam Jędrysik, "Eye of the Listener", fotograf z 13-letnim doświadczeniem koncertowym. „Jak inaczej nazwać sytuację, w której akredytacja jest wystarczającym honorarium? Jest przecież koniecznym elementem wykonania pracy. Dziś, w czasach, gdy profesjonalny sprzęt jest już dostępny nie tylko dla profesjonalistów, wykonać dobre technicznie zdjęcie nie stanowi problemu. Sprzęt jednak nie zastąpi kreatywności. To widać w galeriach koncertowych: masa jednakowych obrazków pokazujących jednakowe sytuacje w jednakowo prosty sposób. Trendy? Wejść do fosy i przez trzy utwory strzelać w artystów. Patrząc na wyniki tych działań, widzę kilka, dosłownie kilka osób w skali światowej, którym chce się kombinować i kopnąć w wiaderko wizualnej stagnacji. Generalnie jednak wciąż większość stanowi nużący, nieprzemyślany banał… To chyba najdłużej trwający i najbardziej zakorzeniony trend” – wskazuje Jędrysik.