To aparat wyjątkowy - pierwsza na rynku cyfrowa lustrzanka wykonana w stylistyce retro. Wygląd i parametry rozpalają żądze fanów marki, ale skutecznie studzi je dość wygórowana cena. Co otrzymujemy za ponad 12 tys. zł?
Gdy pojawiły się pierwsze plotki o nowym modelu, wzorowanym na klasycznych lustrzankach z serii F, zgodziliśmy się w redakcji, że to genialny ruch! Nareszcie ktoś wpadł na pomysł, by odebrać bezlusterkowcom monopol na popularną niezmiennie stylistykę retro. Nie oszukujmy się - fotografowie to esteci i wygląd aparatu ma dla większości z nich naprawdę duże znaczenie. Dziś aparat to nie tylko narzędzie pracy, ale też element indywidualnego stylu.
Kolejne przecieki zaostrzały apetyty, a atmosferę podgrzewał dodatkowo sam Nikon, wypuszczając do sieci kolejne teasery zapowiadające powrót do "czystej formy" i prawdziwej fotografii. Nie wszystko poszło jednak po myśli japońskiego producenta. Gdy emocje już opadły, przyszedł czas na chłodną kalkulację i na nowego Df-a spadła fala krytyki. Klasyczne wzornictwo w wykonaniu Nikona nie wszystkim przypadło do gustu, krytykowano kiepską ergonomię i brak trybu filmowego. Przede wszystkim, internauci nie rozumieli jednak, dlaczego w cenie profesjonalnego D800 otrzymują model o mniejszych możliwościach niż wart dziś ok. 6,5 tys. zł D610. Aparat niewątpliwie budzi kontrowersje, ale czy słusznie? Dzięki uprzejmości firmy Nikon Polska, mieliśmy możliwość przetestować finalny egzemplarz wraz z zaprojektowanym specjalnie dla niego, restylizowanym obiektywem 50 mm f/1,8G. Zobaczcie, jakie my wyciągnęliśmy wnioski – po kilku tygodniach pracy z tym niewątpliwie bardzo ciekawym modelem.