Inspiracje / Wywiad

Maciej Cieślak - zogniskowany na człowieku

Wywiad | Maciej Zieliński | 2013-12-27

Fotograf, podróżnik, laureat konkursu "National Geographic". Wybiera często trudne tematy. Swoimi zdjęciami chce wpływać na naszą zbiorową wyobraźnię

PROfil

Maciej Cieślak

  • Rocznik 67. Fotograf, doktor fizyki, doradca kapitałowy. Autor wystaw indywidualnych i zbiorowych.
  • Ukończył studia z fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz Uniwersytecie Ruprechta-Karola w Heidelbergu, studia z ekonomii w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz studia fotograficzne w Studium Fotografii ZPAF.
  • Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Nagrodzony w Wielkim Konkursie Fotograficznym. National Geographic w kategorii "Ludzie". Mieszka i pracuje w Warszawie.

Pojawiłeś się dopiero po sukcesie "Bajki masajskiej". Zacząłeś późno, czy nie zabiegałeś wcześniej o rozgłos?

Fotografować zacząłem bardzo wcześnie, bo już w podstawówce. Fotografię zgubiłem później gdzieś na studiach, by wrócić do niej po 20 latach. Po pierwszym roku studiów, pod koniec lat 80., wyjechałem na wakacje do Anglii zbierać truskawki. Wtedy jeszcze dużo fotografowałem, miałem dwa Zenity. Jednego sprzedałem od razu, żeby mieć w razie czego na bilet powrotny - był wart jakieś 50 funtów, a bilet samolotowy kosztował wtedy nie więcej jak 20. Drugiego zostawiłem pechowo w "stopie" i przepadł. Zaangażowałem się w studia i pracę społeczną, to były początki transformacji. Byłem w NZS-ie, to mnie wtedy mocno zajmowało, fotografia zeszła na trzeci plan. Oczywiście dziś tego żałuję, mogłem zostać fotografem NZS-u, mało kto z nas robił wtedy zdjęcia.

Mogłeś być jak Chris Niedenthal czy Erazm Ciołek!

Kto wie! (śmiech) Ale poszedłem inną ścieżką, byłem bardzo zaangażowany, nie myślałem wtedy o tym.

Co było tą iskrą? Jak wróciłeś do fotografowania?

Cztery lata temu sporo zmieniło się w moim życiu. Zapisałem się na warsztaty rozwoju osobistego dla mężczyzn. Spotykaliśmy się raz w miesiącu, wyjeżdżaliśmy wspólnie. Podczas jednego z takich obozów wziąłem aparat do ręki i tak się to uwolniło, tam się zaczęło. Znów złapałem kontakt ze sobą, zacząłem odczuwać mocną potrzebę wyrażania się w jakiś sposób.

Dziewczynka wśród tykw wypełnionych z mlekiem, Laikipia, Kenia (z Bajki Masajskiej), 2010, fot. Maciej Cieślak

Czyli teraz robisz to dla siebie? Jesteś w sumie poważnym biznesmenem...

Tak, żyję fotografią, ale nie z fotografii. Na co dzień jestem wspólnikiem w firmie doradczej, która zajmuje się doradztwem przy transakcjach przejęć i połączeń, i to zajmuje sporą część mojego życia.

Podczas jednego z wyjazdów wziąłem aparat do ręki i tak się to uwolniło, tam się zaczęło. Znów złapałem kontakt ze sobą, zacząłem odczuwać mocną potrzebę wyrażania się w jakiś sposób

Ale daje Ci też pewien komfort.

Oczywiście z jednej strony jest to ograniczenie i ciągły dylemat, mam mało czasu na fotografię, fotografuję w zasadzie tylko gdy mam urlop albo w weekendy i to nie zawsze, ale z drugiej strony mam pewną wolność, nie zastanawiam się nad tym, gdzie taniej kupię obiektyw, mogę wyjechać tam, gdzie chcę, gdy mam w głowie projekt, nie muszę się martwić o środki, by go zrealizować. To może fajnie brzmi, ale to też ogromnie męczące, jest tu lekka schizofrenia. Staram się to jakoś godzić.

Sieroty i ich cudowna krowa, Lailipia, Kenia (z Bajki Masajskiej), 2010, fot. Maciej Cieślak

Wciągają Cię głównie tematy podróżnicze, ale są to projekty często bardzo trudne, problemowe. Jak to się zaczęło?

Ten typ fotografii pojawił się naturalnie, po tym moim pierwszym "uwolnieniu" postanowiłem wyjechać do Afryki w samotną podróż. Nigdy wcześniej nie byłem w Afryce. Afryka wydawała mi się światem, którego wokół siebie nie mam, niebezpiecznym, ale pięknym i wciągającym. Miałem ogromną potrzebę kontaktu z ziemią, zapomnienia o sobie, wejścia w coś, co jest nieznane. I bez planowania, miałem tylko kilka punktów, w których mogłem się zahaczyć. Jednym z nich była właśnie enklawa masajska, do której trafiłem. Zaprzyjaźniłem się z jednym z Masajów, dzięki niemu wszedłem w bliski kontakt z tymi ludźmi. To był początek pierwszego projektu, czyli właśnie "Bajki masajskiej".

Wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że to początek czegoś większego?

Nie, nie wiedziałem. To była błyskawica, która przeszyła mnie w pewnym momencie. Któregoś wieczoru siedzieliśmy przy ognisku. Masajowie wieczorem opowiadają bajki. Wsłuchując się w jedną z nich, poczułem, że opowiadają moją historię - historię mojego życia. Dlatego kolejny raz przyjechałem już z pomysłem, by zrobić tę bajkę fotograficznie i właśnie z tymi ludźmi.

Drugie śniadanie na werandzie, sierociniec Kasisi, Zambia, 2009, fot. Maciej Cieślak
Najpierw musisz zapomnieć, że masz aparat i pobyć z nimi. To trudne, bo swędzi cię ręka, wiesz, że uciekają ci ciekawe kadry, ale musisz wytrwać i pokazać, że nie jesteś interesowny

Wracałeś do Kenii jeszcze kilkukrotnie?

Tak, byłem tam 3 razy. Ostatni raz wróciłem z myślą już tylko o zdjęciach.

Jak udało Ci się przekonać ich do siebie?

Kontakt z Masajami nie jest łatwy. To bardzo dumny naród, ale mężczyźni są bardzo łagodni i niezwykle empatyczni. Oczywiście tego nie widać, bo przecież są wojownikami, są groźni, żeby było jasne - w Kenii jeśli chcesz zatrudnić stróża, to bierzesz Masaja, i nikt nawet nie podejdzie, nie zbliży się do Twojego domu. Także to jest taki paradoks - uznawani są za niezwykle brutalnych, ale ja wiem, że są też bardzo wrażliwi.

Odpoczynek na sawannie, Laikipia, Kenia (z Bajki Masajskiej, nagroda NG), 2010, fot. Maciej Cieślak

Czyli udało Ci się poznać ich prawdziwą naturę. Dziś każdy może pojechać do Kenii, organizowane są specjalne wypady do masajskich wiosek, ale to są chyba pokazówki robione pod turystów?

Tak, ale oni są poniekąd wykluczeni z tej społeczności, są napiętnowani za to, "że poszli w komercję". Oni nie są prawdziwi. Masajowie, z którymi miałem styczność, to jedna z nielicznych grup etnicznych, która oparła się cywilizacji, szanuje własne dziedzictwo. Dlatego dla mnie to też był pewien test, bo ja przede wszystkim fotografuję ludzi. Staram się ich "czytać", próbuję wydobywać to, kim są, co czują i wzmacniać to.

Jak zdobyłeś ich zaufanie?

Ważne okazało się to, że za drugim razem przywiozłem i dałem im zdjęcia, by czuli, że ja też im coś daję, a nie tylko biorę. To w ogóle zabawna historia. Dałem im czarno-białe zdjęcia, które zrobiłem podczas pierwszej wizyty. Wywołało to ogromne oburzenie i pretensje, pytali: "Dlaczego czarno-białe? My jesteśmy czarni, ale patrz, nasze ubrania i wszystko wokół jest kolorowe, chcemy kolorowe!". Bardzo mnie to zdziwiło. Ale doceniłem też możliwości jakie dają zwykłe nawet cyfrówki, to że mogłem pokazać na ekranie, co zrobiłem i powiedzieć, "dostaniecie to", to było bardzo ważne.

fot. Maciej Cieślak

Robiłeś wiele portretów, ale przede wszystkim ich "podglądałeś", zdjęcia są bardzo naturalne?

Tak, gdy robisz taki projekt, najpierw musisz zapomnieć, że masz aparat i pobyć z nimi. To jest bardzo trudne, bo swędzi cię ręka, wiesz, że uciekają ci różne fajne rzeczy, ale musisz wytrwać i pokazać, że nie jesteś interesowny.

Długo trwa takie "oswajanie"?

Nie, to powiedzmy pierwsze 2-3 dni. Później szukam kontaktu z tymi ludźmi, którzy chcą, którzy są otwarci. Gdy widzę na przykład, że kobieta jest ładnie ubrana, podchodzę i mówię: "masz piękny naszyjnik, pięknie w nim wyglądasz". Ona się cieszy i zgadza się na zdjęcie. Fotografujesz tylko wtedy, gdy ktoś tego chce. Poza tym to działa w ten sposób, że gdy jej koleżanki widzą, że ją fotografuję, że ona robi to z przyjemnością i że będzie miała to zdjęcie, wtedy same zaczynają pytać, czy też mogą.

Masajski wojownik (z Bajki Masajskiej), 2010, fot. Maciej Cieślak

Czyli generalnie fotografowanie nie wzbudza jakiejś wrogości, nie mają z tym problemu?

Wzbudza wrogość, gdy jesteś nachalny, gdy przychodzisz z dużym aparatem, robisz zdjęcia bez pytania, gdy czują, że ich po prostu wykorzystujesz i przekraczasz pewną granicę. Zawsze musisz coś dawać od siebie. To jest sposób, który sprawdza się nie tylko w Afryce, ale również gdy fotografuję tu, w Polsce. To jest po prostu mój sposób wchodzenia w relacje, bez tego niemożliwe jest fotografowanie człowieka.

Za drugim razem musiało być dużo łatwiej. Znali Cię już?

Tak, gdy byłem tam po raz pierwszy, zrobili mi ceremonię i dostałem imię "Loyau", więc później dzieci biegały i wołały: "Loyau wrócił!".

Wielkie pranie - w sierocińcu Kasisi mieszka ponad 200 dzieci, Zambia, 2009, fot. Maciej Cieślak

A co to znaczy?

Loyau to znaczy "Ten, który przynosi".

Przynosi zdjęcia!

Tak, coś im przyniosłem. Również trochę ciekawych historii. Dużo opowiadałem też o Polsce, o tym, jak się tu żyje, że jest inaczej.

Byli czymś zdziwieni?

Masajowie lubią śpiewać, młodzi mają ręcznie robione gitary, z którymi potrafią nie rozstawać się przez cały dzień. Najczęściej improwizują, a tematem piosenek są różne historie, głównie pasterskie, czyli o tym, że ktoś ukradł krowę, walczą i ją odzyskują, ale również o kobietach. Największą ich fantazją jest właśnie biała kobieta, która mieszka daleko, tam gdzie nie można dojść, gdzie nie można dopłynąć. Która jest symbolem czegoś nieosiągalnego. Więc opowiadałem im dużo o białych kobietach. Byli zdziwieni. Ja sam zresztą też (śmiech).

fot. Maciej Cieślak

I co im opowiadałeś o białych kobietach?

Że są takie jak oni. Potrafią być piękne i wojownicze. Masajowie to jest kultura mocno patriarchalna, więc ich pozycja, przynajmniej na nasze standardy, nie jest zbyt mocna, mają swoje miejsce. Więc pokazałem im kobietę, która jest jak wojownik, mogłaby z nimi walczyć, ale jest też wspaniałą kochanką.

Nie uwierzysz, jak wielu wrażliwych i ambitnych fotografów jest wśród ludzi biznesu. Nawet we własnym środowisku finansistów widzę naprawdę duże zainteresowanie fotografią

Wracając do fotografii, album powstał dopiero po trzeciej wyprawie. Pojechałeś tam ponownie, bo czegoś Ci brakowało?

Byłem nie tylko tam. Dużo jeździłem. Byłem też w Zambii, w sierocińcu prowadzonym przez cztery polskie siostry zakonne. Mieszka tam 250 dzieci, z czego 1/3 zarażona wirusem HIV. Od 70 lat jakoś dają sobie radę, mało kto o tym wie. Byłem też na Zanzibarze, nie zdążyłem już dojechać do Tanzanii.

Pokój 3 letnich dzieciaków, sierociniec Ksisi, Zambia, 2009, fot. Maciej Cieślak

Ciekawi mnie jedno. Przeczytałem bajkę z Twojego albumu, i uderzające jest to, jak dobrze zdjęcia uzupełniają tą historię. Dobierałeś je do kontekstu czy inscenizowałeś te fotografie?

Wyobraziłem i zaplanowałem sobie co chciałbym pokazać, a później szukałem odpowiednich kadrów. Przede wszystkim podglądałem ich, fotografowałem z zaskoczenia, ale kilka ujęć to inscenizacje. Współpracowali ze mną bardzo chętnie. W pewnym momencie postanowili nawet sami nakręcić film moją małą kamerą, ale zabrakło na to czasu. Myślę, że to wciąż otwarty temat.

Jak taka fotografia wygląda od strony technicznej? Wspomniałeś, że nie patrzą zbyt przychylnie na wielkie aparaty z wielkimi obiektywami?

Na pewno można to przezwyciężyć, ale to wymaga czasu. Zdecydowanie łatwiej jest wejść z czymś małym, nawet zwykłą małpką. To jest kapitalna rzecz do pracy np. na ulicy. Ja używam Leiki M9, oczywiście oklejam ją, zasłaniam znaczek, oszpecam na ile to możliwe. Na początku miałem nawet taki problem, że gdy pokazałem im, czym chcę zrobić ten projekt, to na ich twarzach malowało się nieukrywane rozczarowanie, wręcz zażenowanie. Pytali, jak ja tym będę robił zdjęcia? Generalnie praca z małym aparatem znacznie skraca dystans, ułatwia wejście w ten kontakt.

Młoda Masajka, Laikipia, Kenia, 2010, fot Maciej Cieślak
Lubię pracować projektowo, lubię, gdy jest cel i gdy na końcu powstaje coś wartościowego. Projekty opowiadają, mają większą siłę wywoływania dyskusji niż pojedyncze zdjęcie

Dalmierz nie jest problemem? Nie czujesz ograniczenia?

Oczywiście czuję, gdy zatrzymuję się gdzieś na chwilę i wyczekuję na ten moment, gdy bohater pojawi się w płaszczyźnie ostrości. Leica jest cudowna, ale w sytuacjach dynamicznych brakuje autofocusa. Byłem na inicjacji młodego chłopca, po której stawał się wojownikiem, i tam były bardzo szybkie momenty, Leica nie wystarczała. Na szczęście miałem też Canona 5D Mark II, choć w słabszym świetle ten AF też miewa problemy.

Twoja ulubiona ogniskowa?

Lubię pracować "pięćdziesiątką", jest bardzo uniwersalna, bo sprawdza się i w portrecie, i w reporterce. Ale używam też 35 mm, czasem 21 mm. Generalnie reportersko plus oczywiście 90 mm do portretów.

Męski Krąg - fotografia w podczerwieni, Laikipia, Kenia, 2011, fot. Maciej Cieślak

Do tej pory nie widziałem zbyt wielu Twoich portretów.

Zawsze robiłem portrety. Może po prostu mało ich publikuję. Lubię je też dawać bezpośrednio ludziom, więc może dlatego. Bywają częścią projektu, ale częściej robię je dla siebie.

W torbie fotografa

"W kieszeni zawsze Leica D-Lux 4, w małym plecaku: Leica M9, zapasowe body M8 plus cztery obiektywy: 21 mm f/2,8, 35 mm f/2,0, 50 mm f/1,1 (Voigtlander), 90 mm f/2,5, niewielka blenda z mocnym uchwytem, srebrny koc termiczny, 2 ładowarki i 3 baterie, silna latarka z tradycyjną żarówką. W podróże zabieram też Canona 5D MarkII z zestawem 24 mm f/1,4, 50 mm f/1,4, 85 mm f/1,4".

Twoje zdjęcie Masajów wyróżniono w konkursie "National Geographic". Podobno znalazłeś się tam niemal przez przypadek?

Tak, wysłałem zdjęcie dosłownie godzinę przed zamknięciem przyjmowania zgłoszeń. Zobaczyłem gdzieś informację i pomyślałem, czemu nie? Do tej pory nie zgłaszałem zdjęć na konkursy. Myślę, że powinienem to zmienić. Wielką przyjemnością jest pokazywać swoje zdjęcia, a jeszcze większą widzieć, że działają.

Nad czym obecnie pracujesz?

Mam dwa otwarte tematy. Jeden to praca zbiorowa, wraz z innymi fotografami realizujemy go w polskich więzieniach. Zogniskowany jest na człowieku, który znalazł się w sytuacji ekstremalnej. Chcielibyśmy, żeby ten projekt zamknął się publikacją, czyli książką i również wystawą. Generalnie lubię pracować projektowo, lubię, gdy jest cel i gdy na końcu powstaje coś wartościowego. Projekty opowiadają, mają większą siłę wywoływania dyskusji niż pojedyncze zdjęcie. I zostaje po nich ślad.

fot. Maciej Cieślak

A drugi?

Drugi to mój autorski projekt, który rozpocząłem i myślę, że będę go kontynuował w przyszłym roku. To znów projekt związany z podróżą. Pojadę do Ladakhu, czyli tej części Tybetu, która znajduje się po stronie indyjskiej. Byłem tam już ale bardzo krótko. Teraz, mam nadzieję, spędzę tam 3 tygodnie. Chcę dotrzeć do ludzi uduchowionych, którzy mają dystans do cywilizacji, nie uznają naszego stylu życia.

Tym razem jedziesz sam?

Poniekąd. Przy współpracy z jednym z biur podróży organizuję warsztaty fotograficzne dla biznesmenów. Nie uwierzysz, jak wielu wrażliwych i ambitnych fotografów jest wśród ludzi biznesu. Często chcieliby fotografować, ale nie mogą się wyrwać z sieci obowiązków. Nawet we własnym środowisku finansistów widzę naprawdę duże zainteresowanie fotografią. Niektórzy kolekcjonują, inni sami robią zdjęcia. Tak więc mam nadzieję, że uda się zebrać grupę, przez tydzień będę prowadził warsztaty, a później będę miał 2 tygodnie na własny projekt.

fot. Maciej Cieślak

A co robisz lokalnie?

Lubię projekty zespołowe. Mam wielu fotografujących przyjaciół i znajomych, z którymi wzajemnie się inspirujemy i nakręcamy. W lecie na FAMIE w grupie kilkunastu poetów i fotografów zrobiliśmy projekt Bajkonurki, wymyślaliśmy i fotografowaliśmy wesołe bajki do czytania chorym dzieciom. Właśnie znalazł się sponsor, sieć prywatnych szpitali i wydajemy z tego książeczkę oraz przygotowujemy wystawę, która będzie jeździła po kraju. Sporo się uczę, ostatnio głównie fotografii w podczerwieni a także technik szlachetnych, takich jak vandyke, guma czy mokry kolodion. Robię to ze znajomymi z Instytutu Fotograficznych Technik Szlachetnych działającym w środowisku absolwentów studium fotografii ZPAF. Chcę dokończyć też własny projekt, gdzie portretuję ludzi z ośrodka dostosowawczego dla niepełnosprawnych umysłowo. Mam już serię portretów, które moim zdaniem są zwierciadłem ról, jakie przyjmujemy w życiu. Gdy o tym rozmawiam, już się niepokoję jak znajdę czas, by kontynuować te wszystkie rzeczy.

Mamka w pokoju noworodków, sierociniec Kasisi, Zambia, 2009, fot. Maciej Cieślak

Wybierasz sobie trudne tematy.

Nie fotografuję dlatego, że "lubię sobie cykać fotki", że lubię ładne rzeczy. Chcę coś mówić przez te moje zdjęcia, głównie to mnie interesuje. Gdy coś czuję i chcę to pokazać, to robię to tymi sposobami, które są mi bliskie. Bardzo chciałbym malować, grać albo tańczyć. Ale wyrażam się przez fotografię. To moje medium.

Dziękuję za rozmowę.

Prababcia w swojej lepiance, Laikipia, Kenia, 2010, fot. Maciej Cieślak
Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl