Wraz z nastaniem światła każda chwila staje się cenniejsza, ważniejsza i bardziej nasycona
Uwielbiam czytać o fotografii. Uwielbiam ją oglądać, kartkować, wertować, smakować i sycić. Odłożyć na bok i wracać, chyłkiem spoglądać i tęsknić. Ale ponad wszystko uwielbiam robić zdjęcia. Denerwować się brakiem czasu, weny lub warunków. Kokietować siebie samego, aparat i filmy. Lubię też patrzeć wstecz na dorobek, który w chwilach słabości staje się urobkiem. Taka dyskretna, a jakże istotna różnica w słowie. Lubię cieszyć się pięknem uzyskanym przez innych, lubię też patrzeć na rzeczy, których nie rozumiem, ale mnie intrygują. Bo są szczere, bo są świeże. Bo są własne. Lubię widzieć, jak rozwijają się i tworzą nowe pokolenia fotografów, bo w dzisiejszych czasach jeden sezon to cała epoka w przekazywaniu informacji.
Internet to odżywka do kwiatów, ale korzystają z niej z równym wdziękiem tysiące i miliony chwastów. Wszystko zarasta. Wizja, pomysł, radość i satysfakcja. Nie lubię patrzeć, jak nowe sezonowe pokolenia tworzą klony swoich poprzedników. Nie lubię, jak się z pogardą odcinają od anonimowych jotpegów, które przebiegły im w gorączce przed oczami. Nie lubię, jak te jotpegi prześlizgują się po mojej wypełnionej już po brzegi pamięci. Nie lubię ich agresji, podstępów i marketingu. Nie lubię serwisów społecznościowych, gdzie klony klonów walczą o splendor kolejnego tysiąca pseudofanów. Pamiętacie te czasy i emocje, kiedy byliście fanami jakiegoś zespołu muzycznego? Jak w słuchawkach rozpływaliście się w swojej pobudzonej do rozkoszy wyobraźni? Czy można to jakoś odnieść do tysiąca ulubionych stron w Internecie? Wychodzę z tego. Ponad wszystko cenię iskrę w oku i szczerą radość rozmówcy, który patrzy z satysfakcją na zdjęcie. Powiesiłem skrzynkę na listy przy furtce. Sprawdzam mail. W telefonie parę istotnych adresów do najbliższych przyjaciół. Historię życia aktywnych i nieaktywnych już kontaktów. Opowieści i emocje z tym związane. To mnie inspiruje. Fascynuje i mobilizuje do tworzenia moich obrazków.
Wraz z nastaniem światła każda chwila staje się cenniejsza, ważniejsza i bardziej nasycona. Fotografujmy powoli, z rozmysłem i starannie. Zostawmy na jesień i zimę te karty pamięci, programy i algorytmy, klisze i skanery. Wykonujmy te same magiczne procesy co nasi przodkowie. Siejmy, twórzmy i zbierajmy. Polujmy, spacerujmy i biegnijmy. Używajmy wyobraźni, szukajmy celu i nowych przestrzeni do odkrycia. Jesienią i zimą będziemy siedzieli przy domowym ognisku i przetwarzali zgromadzone wiosną i latem zapasy, integrując bliskich, rodzinę i rozpalając własną wyobraźnię. Pomoże to nam radośniej przetrwać czasy mroku i ataki kolejnych frontów atmosferycznych. To naturalny rytm natury, z którym warto żyć w zgodzie. Świat się zmienia szybko, ale mechanizmy zawarte w podświadomości dużo wolniej. Biada tym, którzy w Internecie upatrzyli sobie lagunę Morza Sargassowego w Polsce. Wyjście na plażę realności może okazać się traumą nie do zniesienia.
Uwielbiam plażę zimą. Tę w realu, przenikliwie nieprzyjemną. Jakże prawdziwą, surową i rzeczywistą. Nie zakładam kolejnego konta na portalu, zakładam ciepłą kurtkę i film do aparatu.