„Spędzaj czas, patrząc na fotografie. Im więcej im go poświęcisz, tym więcej będziesz mógł sam zrobić” – o zdjęciach na papierze, książkach, ich projektowaniu i posiadaniu rozmawiamy z Toddem Hido
Fotografuję, gdy dostrzegam związek z czymś z przeszłości, gdy widzę coś pięknego albo gdy światło pada w dokładnie ten, co trzeba sposób – światło mnie pociąga. Oczywiście bywają także sytuacje kompletnie zaciemnione, lubię też sceny mroczne i zamglone. Przede wszystkim w fotografii jestem jednak zainteresowany właśnie światłem, śledzę je uważnie.
To wracanie do przeszłości, jest oczywiście połączone ze wspomnieniami, a zatem pełne różnych uczuć, to nierozerwalna całość.
Jest ogromna różnica między analizowaniem fotografii a robieniem zdjęć. Kiedy robię zdjęcia, jestem zdecydowanie bardziej matematykiem, muszę je po prostu zrobić, znaleźć i wykonać. Kiedy fotografuję osobę, jeśli coś nie gra, bardzo mnie to irytuje, pracuję ciężko nad rozwiązaniem problemu. Co jest nie tak? Co się nie zgadza? Czy to tło, światło, obiekt? Potem zaczynam szukać tej harmonii, aż do momentu znalezienia idealnej kombinacji.
To oczywiście zależy od tego, co jest na zdjęciu. Jeśli to miejsce czy pejzaż, to z pewnością coś, co odkryłem. Mój dobry przyjaciel mówi o moich pracach, że przyczyną tego niepokoju, które wywołują, jest fakt, że te miejsca są prawdziwe. Ale jeśli chodzi o zdjęcia ludzi, o postacie, których używam w swojej twórczości, to one mają głównie filmowe elementy. Nie fotografuję ludzi z ukrycia. Ci, z którymi pracuję, są niezwykle ekspresyjni, mają coś do powiedzenia. I kiedy pracuję z ekipą, zadaniem stylistów, fryzjerów i makijażystów jest stworzenie tego filmowego nastroju. I to wszystko jest pewnego rodzaju graniem, oni reagują na mnie, ja na nich, to działa w dwie strony.