Robił zdjęcia reklamowe i wykonywał portrety, jednak najnowszy projekt Levona Bissa to niezwykle szczegółowe fotografie owadów. Nam opowiada o tym, jak i dlaczego zajął się tym tematem
PROfil |
Levon Biss Artysta fotograf, wykonujący także zdjęcia reklamowe i portretowe. Urodzony w 1975 roku w Levon studiował fotografię w Kent Institute of Art & Design. Następnie specjalizował się w fotografii sportowej, robiąc zdjęcia dla takich klientów, jak Umbro i Adidas. W 2006 roku zrealizował swój pierwszy duży projekt One Love, który dokumentował różne aspekty obecności w naszym życiu futbolu, a wchodzące w jego skład zdjęcia reportażowe powstały w 28 różnych krajach. W 2014 roku zaczął fotografować owady w ramach cyklu „Microsculpture”, który trwał 30 miesięcy. Prace Levona były publikowane w takich czasopismach jak Time, National Geographic i Sports Illustrated. W 2016 roku otrzymał nagrodę Fellowship of the Royal Photographic Society. www.levonbiss.net |
Tak, ale nie powiedziałbym, że było to moim hobby. Uwielbiam naturę i lubię mieszkać na wsi, ale zdecydowanie najbardziej pociąga mnie w tym możliwość wykonywania ciekawych zdjęć. Lubię obserwować życie przyrody i to, co stworzyła.
Pochodzę z artystycznej rodziny i na początku chciałem zostać ilustratorem. Zainteresowałem się fotografią, gdy mając 14 lub 15 lat. Zacząłem pożyczać od mojego taty jego aparaty Olympusa OM-10 i Trip. Po ukończeniu szkoły średniej postanowiłem pójść na studia w szkole artystycznej i ukończyłem kurs przygotowawczy. Równocześnie cały czas robiłem zdjęcia i zdałem sobie sprawę z tego, że fotografując, mogę być równie twórczy jak wówczas, kiedy rysuję lub maluję.
Złożyłem podania o przyjęcie na wydział fotografii na kilku uczelniach. Ale wszystkie zostały odrzucone, więc przez rok podróżowałem po świecie z moją dziewczyną. Po powrocie udało mi się wskoczyć na zwolnione miejsce na wydziale fotografii w Kent Institute of Art & Design w Maidstone. Studia te miały jednak bardziej artystyczny charakter, a mało praktyczny. Sądzę, że spośród 36 studentów z mojego roku, tylko ja jeden zostałem pełnoetatowym fotografem.
Po studiach przez rok pakowałem paczki w sklepie wysyłkowym, ale cały czas równolegle zajmowałem się fotografią. Miałem szczęście, że zostałem w końcu zatrudniony jako młodszy fotograf w agencji marketingowej RPM; gdyby nie to, nie zajmowałbym się dziś tym, czym teraz. Moim szefem był Lee Farrant, który był wspaniałym fotografem sportowym. Wziął mnie pod swoje skrzydła, dał mi aparat i przekonał, że powinienem się zająć fotografią na poważnie. Rzucił mnie na głęboką wodę, ale ciężko pracowałem i szybko zacząłem robić zdjęcia do międzynarodowych kampanii reklamowych. Naszym największym klientem była wówczas firma Umbro, miałem więc okazję fotografować najlepszych piłkarzy, a to z czasem doprowadziło mnie do współpracy z Adidasem i innymi producentami odzieży sportowej.
Tak, zawsze interesowałem się sportem, a jeśli robisz coś, co sprawia Ci przyjemność, Twoje zdjęcia po prostu muszą być dobre. Nie męczysz się przy tym i to widać na fotografiach. Zacząłem więc od tematyki sportowej. Jednakże fotografia sportowa może być dość formalna, a firmy niechętnie zmieniają sprawdzoną i skuteczną estetykę wizualną. Więc chociaż szło mi całkiem nieźle, po pewnym czasie chciałem spróbować czegoś innego. Postanowiłem udokumentować grę w piłkę nożną w różnych jej przejawach od profesjonalistów, takich jak David Beckham, po dzieci bawiące się na ulicy. Przedstawiłem ten pomysł firmie Umbro i ostatecznie zlecono mi realizację tego projektu, dzięki czemu mogłem podróżować przez cały rok i fotografować w 28 krajach. Nazywaliśmy ten cykl One Love. To był mój pierwszy duży projekt i to doświadczenie dało mi pewność, że mogę wymyślić i zrealizować przedsięwzięcie od początku do końca.
Gdybym zajmował się tylko nią, zapewne wykonałbym znacznie więcej zdjęć do kampanii reklamowych i zarobiłbym znacznie więcej pieniędzy, ale prawdopodobnie byłbym znudzony i stracił poczucie sensu. Mógłbym zrobić karierę w jednym gatunku fotografii, ale chciałem nieco poszerzyć horyzonty i tak właśnie powstał projekt Microsculpture.
Przez jakiś czas bawiłem się makrofotografią, a w 2014 roku mój syn przyniósł z ogrodu małego chrząszcza. Oglądaliśmy go przez mały dziecięcy mikroskop i zaskoczyło mnie to, jak piękny jest ten owad w powiększeniu. Zacząłem się zastanawiać, czy mógłbym wykorzystać moje doświadczenie związane z pracą w studiu i oświetlaniem planu zdjęciowego do sfotografowania czegoś tak bardzo małego. To było wyzwanie.
Zacząłem fotografować znajdowane przeze mnie owady, głównie chrząszcze i muchy, ale chciałem włączyć do cyklu także inne tematy. Poszedłem więc do Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu Oksfordzkiego, który zgromadził drugą co do wielkości w Wielkiej Brytanii kolekcję owadów. Spotkałem się z kuratorem Departamentu Entomologii, doktorem Jamesem Hoganem. Spodobały mu się moje obrazy; stwierdził, że pomysł ma potencjał, i udostępnił mi całą kolekcję muzeum.
Interesowały mnie po prostu ciekawie wyglądające owady. Zależało mi na okazach, które miały jakieś wyróżniające się cechy budowy lub wyglądu i które byłyby ciekawe pod względem fotograficznym oraz wniosły coś do projektu. Za każdym razem, gdy odwiedzałem muzeum, aby zabrać owady do sfotografowania, siadaliśmy i omawialiśmy to, co jest w nich wyjątkowego. Starałem się przełożyć to na język fotograficzny; a jeśli istniał jakiś szczególny element, który miał znaczenie naukowe, mogłem go podkreślić podczas robienia zdjęcia odpowiednim oświetleniem.
James przejrzał całą kolekcję i spośród setek dostępnych gatunków wybrał do sfotografowania te znajdujące się w najlepszym stanie. Wiele owadów oglądanych gołym okiem wydaje się wyglądać dobrze, jednak w dużym powiększeniu widoczna jest każda nawet najdrobniejsza skaza. Wiele okazów musieliśmy więc odrzucić.
Puklica rudnica, którą sfotografowałem, została znaleziona w Australii przez Charlesa Darwina w 1836 roku. To było niesamowite mieć do czynienia z maleńkim owadem, który został znaleziony po drugiej stronie świata przez tego znanego przyrodnika. Zastanawiałem się, w jaki sposób mógłby wykorzystać moje zdjęcia.
Moim podstawowym aparatem jest Nikon D800E. Podczas realizacji Microsculpture używałem różnych obiektywów mikroskopowych, w zależności od wielkości fotografowanego obiektu. Czasami przyczepiałem je do obiektywu stałooogniskowego, ale głównie używałem pierścieni pośrednich, z których większość została wykonana na zamówienie. Oświetlałem owady różnymi lampami, strumienicami i domowej roboty odbłyśnikami. W celu umożliwienia sobie stosowania techniki łączenia zdjęć wykonanych z różnie zogniskowaną optyką mocowałem aparat na szynie makrofotograficznej.
Robiłem do 30 osobnych zdjęć poszczególnych sekcji każdego owada, w zależności od stopnia skomplikowania jego budowy. Na przykład obraz muchy żywiącej się sokiem storczyków składał się z 30 ujęć, ponieważ każdy fragment owada wymagał inaczej zaaranżowanego oświetlenia. Musiałem się zastanawiać, w jaki sposób mogę oświetlić skrzydła, oczy i czułki owadów, aby wyglądały tak dobrze, jak tylko to możliwe.
Ponieważ fotografowałem w dużym powiększeniu, głębia ostrości była wyjątkowo mała. Dlatego stosowałem technikę łączenia ze sobą zdjęć wykonywanych z różnie zogniskowanym obiektywem w celu uzyskania ostrość na wielu planach. Używałem programowalnej szyny makrofotografi cznej Cognisys StackShot, którą ustawiałem tak, by w polu ostrości mogły się znaleźć zarówno najbliżej, jak i znajdujące się najdalej od obiektywu elementy owada, a następnie silnik po wykonaniu każdego kolejnego ujęcia stopniowo przesuwał aparat do przodu o 10 mikronów. Na potrzeby każdego z obrazów uzyskiwałem w ten sposób zupełnie absurdalną liczbę zdjęć – ok. 8000–10 000, w zależności od wielkości okazu. Zasadniczo pracowałem w tym samym czasie nad trzema obrazami, a zdjęcia do każdego z nich wykonywałem od dwóch do czterech tygodni.
Obecnie prezentujemy dwie wystawy, które podróżują po Europie; na jednej odbitki mają szerokości 3 m, a na drugiej nawet do 8 m. Zdjęcia są tak szczegółowe, że obraz jest wciąż ostry, nawet gdy patrzy się na fotografi e z odległości 15 cm. Olbrzymią przyjemność sprawia mi przyglądanie się ludziom odwiedzającym wystawy, którzy wpatrują się w każdy centymetr tych wydruków.
Tak, dostaję teraz dużo propozycji, które ewidentnie zawdzięczam cyklowi Microsculpture. Realizuję teraz jeden projekt poświęcony bakteriom, a drugi planktonowi i larwom. Niedawno spędziłem 25 dni w boliwijskiej dżungli, w której nakręciłem dokumentalny fi lm przyrodniczy. Gdyby ktoś powiedział mi trzy lata temu, że 80% mojego czasu będę spędzał na fotografowaniu obiektów o długości mniejszej niż 5 mm, to nigdy bym w to nie uwierzył. Pokazuje to, że jeśli robisz coś, czego nikt inny nie może zrobić, czyni Cię to wyjątkowym i nie musisz już walczyć z innymi fotografami o ten sam kawałek tortu. Zdobycie takiej pozycji zajęło mi sporo czasu, ale ostatecznie się to opłaciło.