Pionierskie fotoreportaże dokumentalne jednego z weteranów agencji Magnum pozwoliły zobaczyć codzienne życie ludzi zepchniętych na margines społeczeństwa. Bruce Davidson opowiedział nam o swojej niezwykłej 60-letniej karierze
Zacząłem robić zdjęcia w wieku 10 lat. Później, kiedy miałem 14 lub 15 i kupiłem sobie już dobry aparat, mogłem samemu wychodzić na poszukiwanie tematów i oddawać się temu zajęciu aż do zmroku. W Chicago znajdował się pchli targ, który był dla mnie wyjątkowo fascynującym miejscem. Czułem się tam jak w niebie i dobrze się bawiłem, fotografując. Pracowałem też w pobliskim sklepie z aparatami fotograficznymi, gdzie odkurzałem korpusy, na których widok ciekła mi ślinka i które chciałbym dostać do ręki choćby na jeden dzień.
Miałem wielkie szczęście, ponieważ miejsce, w którym pracowałem, odwiedzał komercyjny fotograf, pan Cox, który wziął mnie pod swoje skrzydła. Spędzałem swój wolny czas w jego pracowni i patrzyłem, jak robi odbitki z wykorzystaniem metody sublimacji barwników, lub chodziłem z nim na sesje zdjęciowe zamawiane przez lokalną gazetę. Gdyby moja matka chciała mnie znaleźć, wiedziała, że zawsze należy najpierw zacząć od zajrzenia do atelier pana Coxa. Był jednym z tych starych dżentelmenów z Południa: do samej śmierci palił cygaro i był w pełni samodzielny. Stał się moim mentorem, dzięki któremu bardzo wcześnie zdobyłem spore doświadczenie.
Studiowałem projektowanie graficzne na Uniwersytecie w Yale; na potrzeby jednej z moich prac postanowiłem sfotografować uniwersytecką drużynę piłkarską. Nie fotografowałem zawodników na boisku, lecz ich napięcie, ból i emocje w szatni przed meczem lub po nim. Nigdy nie oglądałem samej ich gry. Opublikował je magazyn Life. Miałem wtedy jakieś 20 lat, więc było to dość niezwykłe.
O tak, próbowałem być małym Cartier -Bressonem. Zainteresowałem się jego twórczością, kiedy byłem w Rochester Institute of Technology. Było tam 140 studentów i tylko dwie studentki. Zaprzyjaźniłem się z jedną z nich i to ona pokazała mi album Cartier-Bressona zatytułowany Decydujący moment. Powiedziała, że jest w nim zakochana. Pomyślałem więc: „Zacznę robić zdjęcia takie jak on, to mnie też pokocha”.