Od dziewięciu lat tworzą zgrany duet. Zarówno w portrecie, jak i w modzie cenią sobie wrażliwość i autentyzm. Z Magdą Wunsche i Agnieszką Samsel rozmawiamy o guście i poczuciu estetyki
Agnieszka: Wspólnie pracujemy od ośmiu lat. Wcześniej funkcjonowałyśmy w innej relacji zawodowej. Ja zajmowałam się stylizacją, pracowałam dla Elle i Twojego Stylu. Z Magdą robiłyśmy sesje modowe, w pewnym momencie zostałam jej agentką. Zawsze miałyśmy wspólne poczucie estetyki. Rozumiałyśmy się znakomicie na polu fotografii. Pewnego dnia stwierdziłyśmy, że skoro dobrze nam się rozmawia i lubimy te same rzeczy, to czemu nie spróbować czegoś wspólnie zrobić. Dla mnie to była ciekawa, całkiem nowa propozycja.
Magda: Miałam przerwy. Zaczynałam od grafiki. Studiowałam grafikę w Szwajcarii, tam się wychowywałam. Przewinęłam się przez Paryż, gdzie asystowałam w studiach fotograficznych. Później były różne osobiste historie. W pewnym momencie stwierdziłam, że chcę przyjechać do Polski, gdzie znalazłam się w 1998 roku. Już nie wspominam o swojej przygodzie z tańcem, o tym, że kiedyś rzuciłam grafikę i stwierdziłam, że muszę tańczyć. Przez trzy lata tańczyłam codziennie, całymi dniami, chociaż zaczęło się to bardzo późno. Ale w międzyczasie robiłam różne rzeczy, pracowałam m.in. przy scenografii w teatrze. Ta sfera zawsze mnie ciągnęła.
A: A ja skończyłam psychologię, więc coś kompletnie odmiennego. Pracę w Elle zaczęłam zaraz po liceum, a nawet w trakcie liceum. Studiowałam wtedy wieczorowo prawo i ta praca była bardziej sposobem zarabiania pieniędzy na studia niż zamiłowaniem. Ale połknęłam bakcyla i potoczyło się to w takim kierunku, z czego bardzo się cieszę. A psychologią po prostu się interesowałam i stąd te studia.
M: Musiałyśmy się dotrzeć i odnaleźć w tym wszystkim. Ustalić, która z nas czym się zajmuje i jak podzielimy między siebie zadania. Początkowo wszystko robiłyśmy wspólnie, ale z czasem doszłyśmy do wniosku, że na dłuższą metę nie ma to sensu. Szybko poznałyśmy swoje predyspozycje i uzgodniłyśmy, czym która z nas się zajmuje.
A: Ja częściej zajmuję się bardziej praktycznymi, organizacyjnymi kwestiami, castingiem itp. Wspólnie wyszukujemy informacje, inspiracje z różnych dziedzin - sztuki, filmu, nauki - wszystko, co mogłoby być interesujące i np. potrzebne do projektu, nad którym w danym momencie pracujemy. Magda skupia się na koncepcji, o której wspólnie rozmawiamy i którą dopracowujemy.
M: To jest proces, który się krystalizuje. Fakt jest taki, że to ja fotografuję. Aga bierze aparat do ręki, kiedy są do tego dogodne warunki. Jest drugim okiem, które podgląda, co dzieje się na planie. Jednak ja jestem osobą, która prowadzi zdjęcia i jest odpowiedzialna za koncepcję. Aczkolwiek wszystko zawsze razem omawiamy.
A: Podczas sesji jestem tą drugą głową, która cały czas patrzy, co się dzieje. Mam większy dystans w związku z tym, że nie stoję cały czas za aparatem. Łatwiej jest mi wychwycić pewne detale i szybciej zareagować, kiedy coś wymaga zmiany. Na sesji wygląda to tak, że ja jestem przy komputerze i reaguję na bieżąco na to, co się dzieje, a Magda stoi za aparatem.
M: Moja estetyka jest mi najbliższa. Interesujące jest to, co dzieje się teraz, ale, jak w każdej artystycznej dziedzinie, dobrze jest odnosić się do dobrych klasyków, przetwarzając ich po swojemu. Zdecydowanie podoba mi się to, co dzisiaj dzieje się w sferze wizualnej. W tym wszystkim chodzi o to, żeby czuć ten dzisiejszy nerw, ducha czasów.
M: Miłe jest to, że podczas takiej sesji masz świadomość, że bawisz się różnymi konwencjami. Oscylujesz między fotografią z lat 30. a współczesną. To wszystko utrzymane jest w określonej estetyce, która jest spójna. Myślę, że ważne jest w tym wszystkim, jakie ma się wyczucie i gust. To jest to, co definiuje ostateczny rezultat.
A: Wszyscy mamy te same instrumenty do wyboru. Czego użyjesz, w jaki sposób, w jakiej tonacji - na tym polega twój wybór i to tworzy efekt końcowy. W przypadku wioślarzy jedną z inspiracji były zdjęcia ojca Magdy, który był przystojnym chłopakiem uprawiającym wioślarstwo. To są piękne, stare zdjęcia, do których się odwołujemy.
M: Myślę, że na to składa się mnóstwo różnych elementów. Nie chciałabym się powoływać na konkretne nazwiska. To jest raczej jakaś esencja wyciągnięta ze wszystkiego, co nas otacza. Wszyscy nasiąkamy czymś, ale to pewnie zależy od wrażliwości, bagażu doświadczeń, który się nosi w sobie, w jaki sposób to filtrujemy. Na pewnym poziomie obycia wizualnego to jest już bardziej kwestia gustu, a nie bezpośrednich inspiracji. Fajnie jest, jak się z tego wszystkiego tworzy nową wartość. Można to osiągnąć bardzo prostymi środkami, jak np. proporcje poszczególnych elementów na zdjęciu czy sposób prowadzenia osoby, którą się fotografuje.
A: Myślę, że to jest wypadkowa różnych elementów. Może to być zdjęcie kompletnie nieznanego fotografa, film bądź też fragment telewizyjnego dokumentu, który mnie do czegoś zainspirował. Nie mam swojego guru. Dla mnie to jest zbiór różnych obrazów, impresji, cytatów z książek. To po prostu przychodzi. Masz temat i pojawiają ci się obrazki w głowie.
A: To się zmienia. Związane jest to z naszym klimatem. Kończy się zima, potrzebujesz wyjścia w plener. Ale w pewnym momencie odczuwasz też zmęczenie plenerem i wracasz do studia, bo brakuje ci pewnej czystości.
M: To jest poniekąd podyktowane sezonem, ale są to jednak fazy, kiedy raz masz ochotę na robienie zdjęć w studiu, a innym razem w plenerze.
A: Oczywiście taka, w której masz wolność, sam decydujesz i wymyślasz.
M: Chyba nie odkrywamy nic nowego, mówiąc, że ważna jest swoboda w działaniu. Ale praca w określonych ramach, na zadany temat, też może dawać satysfakcję.
A: Jest mało magazynów modowych. Ta moda, która jest w magazynach, jest bardzo komercyjna. My traktujemy fotografię trochę inaczej, mniej dosłownie. Moda jest dla nas dodatkiem do jakiejś historii, którą chcemy opowiedzieć albo do zdjęć, które chcemy zrobić. Ona może być tematem, ale nie jest myślą przewodnią. Brakuje nam takich nośników tutaj.
M: Niestety, nie ma za dużo możliwości publikacji mniej komercyjnych sesji modowych. Biorąc pod uwagę ilość pism mniej komercyjnych wydawanych poza Polską, u nas wygląda to dosyć biednie. Nie chciałabym jednak, żeby nasza praca była postrzegana tylko przez pryzmat mody. Równie ważny jest dla nas portret.
A: Dla mnie ważni są sami ludzie, różne osobowości, życiorysy, to jak się zachowują przed obiektywem, jak się zmieniają. Taki kontakt z ludźmi jest dosyć intymną sytuacją.
M: Jak jest się ciekawym ludzi, to ta sytuacja daje możliwość ich poznawania.
M: Na pewno tak. Jestem wyczulona na mowę ciała i zwracam uwagę na to, jak kto porusza się przed obiektywem.
A: Autentyzm na pewno. Sztuczność jest wyczuwalna na zdjęciach, przynajmniej dla nas.
M: Właściwie nie ma to znaczenia, zależy to od osoby czy raczej od osobowości, a nie płci.
M: Zależy o jakiej fotografii mówimy. Jeżeli mówimy o fotografii "modowej", to tam szczerość nie jest wartością wymaganą czy wręcz oczekiwaną. Szczerość, a właściwie autentyczność versus kreacja to szeroki temat. Moda może być też obrazem z życia, możesz wziąć zwykłych "chłopaków z osiedla" i wrzucić na nich jakieś ciuchy i tu już bardziej chodzi o autentyczność niż o samą kreację.
A: Takie podejście jest nam bliższe. Natomiast ważne jest dla mnie to, czy coś wypływa autentycznie z kogoś, czy jest to zwykła "zrzynka" albo silenie się na coś. Czujesz to.
A: Na pewno powstaje więcej zdjęć, co ma swoje plusy i minusy.
M: Cyfra daje też większą spontaniczność, ale niebezpieczeństwo w fotografii cyfrowej jest takie, że robi się dużo zdjęć. Później trzeba to wszystko przebrać i "odklikać", ale są na to metody. Wkładasz kartę, która zamiast 32 ma tylko 4 GB i w pewnym momencie się kończy.
M: Pracuję. Mam dwie Mamiye 6x7, Nikony analogowe. Wykorzystuję je jednak głównie do swoich projektów.
A: Chociaż zdjęcia dla i-D częściowo powstały za pomocą techniki analogowej.
M: Według mnie tak. Fotografia cały czas ewoluuje. Zmiany w myśleniu wprowadza także technika. Cyfrowa fotografia przyniosła nowe możliwości przetwarzania obrazu w jeszcze inny sposób, tworząc nową wartość. W tym wszystkim dużą rolę odgrywa też Internet. Z jednej strony ma się dostęp do większej ilości informacji, inspiracji, a z drugiej strony ten zalew obrazu tak jakby "uniformizuje" myślenie i może zagłuszać własne poszukiwania.