Ekspresyjna, czarno-biała fotografia aktu to chyba najbardziej trafna definicja twórczości Viki Kollerovej
Zdjęcia robi od ośmiu lat. "Wtedy wykonałam pierwsze fotografie, które mogę zaliczyć do bieżącej pracy. Zaczęłam dość późno. Miałam 20-kilka lat, kiedy stałam się właścicielką swojego pierwszego aparatu", mówi Viki. Obecnie fotografuje Canonem EOS 5D Mark III, Nikonem FE2 i Mamiyą 645. "Ta ostatnia się akurat zepsuła", tłumaczy i dodaje: "Ale to nie sprzęt jest najważniejszy. To nie jest tak, jak z wyścigami samochodowymi, co zresztą nie wszyscy rozumieją". Viki zaznacza natomiast, że obecnie najbardziej brakuje jej aparatu wielkoformatowego.
Pytana o postprodukcję, mówi o ciągle zmieniającym się, ewoluującym procesie. "Nad edycją nie spędzam wiele czasu. Uczę się za to akceptować własne umiejętności i ich granice. Dostosowuję się do moich aktualnych możliwości, jak i okoliczności, w jakich przyszło mi fotografować", tłumaczy i dodaje: "Ewoluuje zresztą nie tylko moje podejście do obróbki graficznej, ale również sam stosunek do fotografii". Viki wspomina tu o swoich ulubionych zdjęciach. "Kadr, który kiedyś kochałam, może z upływem lat popaść w kompletną niełaskę. Lubię natomiast poniższe zdjęcie. I to wyżej".
Z działalnością Viktorii wiąże się też słodko-gorzka historia. Jakiś czas temu, redaktor naczelna Vogue Paris pomyliła akty Słowaczki z dziełami Helmuta Newtona. "Mój autoportret trafił na Instagrama naczelnej Vogue, przez co praktycznie cały Internet zaczął ten obraz tak postrzegać - jako twórczość, która wyszła właśnie spod ręki Newtona", zaznacza Viktoria. "Wszelkie moje tłumaczenia były bezsensowne. Nawet, kiedy pokazywałam całą serię wykonaną w podobnym stylu i miejscu, nie byłam w stanie przemówić opinii publicznej do rozsądku. Byłam oskarżana o kłamstwo - a przecież ktokolwiek, kto zna Newtona wie, że nigdy nie uwieczniłby kobiety bez butów na obcasie".