Ireneusz Walędzik dzięki wytrwałości, zaangażowaniu i pomysłowości, w swoim portfolio zgromadził już wiele naprawdę niesamowitych ujęć. I z pewnością jeszcze nie raz nas zadziwi...
Ireneusz Walędzik, rocznik 84. Pochodzi z małej miejscowości Kaszyce Milickie niedaleko Wrocławia. Obecnie mieszka w Szkocji, gdzie zajmuje się fotografią, nie tylko makro. Ciągle się uczy, pracuje nad techniką i udoskonalaniem światła. Publikował między innymi w "Digital Camera World", "National Geographic" i był wielokrotnie nagradzany.
Ireneusz Walędzik jest też autorem kilku wystaw indywidualnych. Jak mówi: "Wkraczając w świat owadów wielkim krokiem oraz powiększeniem, chciałem przedstawić świat niedostrzegalny gołym okiem. Staram się pokazać niesamowitą teksturę, kształt oraz kolor tych maleńkich stworzeń".
Chciałem przyjrzeć się "z bliska" niesamowitym strukturom oraz wzorom tworzonym przez naturę. Owady najlepiej się do tego nadają.
Tak, również z ciekawości. Pasjonuje mnie to, mogę pokazywać świat, którego ludzie nie widzą na co dzień.
Jeśli chodzi o makrofotografię, to jest to moja pasja i hobby, ale chciałbym, aby pewnego dnia przerodziła się w pracę zawodową.
Myślę, że tak, choć na pewno ciężko jest się w tej dziedzinie wybić i pokazać. Zdjęcia prezentowane przez fotografów np. "National Geographic", są na najwyższym poziomie, muszę jeszcze trochę popracować, aby im dorównać.
Tak, nie używam typowego obiektywu makro, jaki zalecają producenci sprzętu fotograficznego do tej właśnie dziedziny.
Używam odwrotnie mocowanych obiektywów, z których jestem zadowolony - dzięki którym uzyskuję większą skalę odwzorowania, niż uzyskałbym dzięki typowemu obiektywowi macro.
W torbie fotografa |
Używam cyfrowych lustrzanek Nikona (D300s, Nikon D80) oraz odwrotnie mocowanych za pomocą dedykowanych pierścieni, stałoogniskowych obiektywów różnych producentów. Do rozpraszania światła używam samodzielnie wykonanego dyfuzora na lampie Metz 48 AF-1. Czyste tło zapewniają mi różnokolorowe kartony, dostaniecie je w każdym lepiej zaopatrzonym sklepie papierniczym. |
Duże skale odwzorowania uzyskuję, np. używając obiektywu Vivitar 28 mm f/2,8 Close Focus. Polega to na zamocowaniu obiektywu odwrotnie, niż mocuje się go standardowo, za pomocą przeznaczonych do tego pierścieni [pierścieni odwrotnego mocowania - przy.red.]. Nakręcamy je na przednią część obiektywu, w miejscu, gdzie zazwyczaj mocowane są filtry UV itp.
Nie każdy, najlepiej używać obiektywów stałoogniskowych, gdyż są one zazwyczaj bardziej ostre i lepsze pod względem rozdzielczości niż obiektywy typu kit czy zoom. Zasadą jest też to, że im mniejszą zastosujemy ogniskową obiektywu, tym większą skalę odwzorowania uzyskamy.
Tak. Minusem tej techniki jest to, że musimy podejść, czasem bardzo blisko fotografowanego obiektu.
Tutaj liczy się doświadczenie i wytrwałość w tym, co się robi. Nie zawsze, kiedy wybieram się na zdjęcia, wiem, że będą to udane "łowy", wszystko zależy od moich modeli. Czasem pomaga mi ich ospałość, kiedy spotykamy się na łące o 5 rano, ale jest to także zależne od humoru, jaki mają w dany dzień.
Tak, jest to pora idealna. Choć zdarza mi się też wybierać porę, kiedy owady szykują się do snu - jest to zazwyczaj czas w okolicach zachodu słońca.
Światło jest najważniejsze, choć w moim przypadku, kiedy zdjęcia doświetlam lampą bardziej chodzi o nawyki moich modeli. Trzeba ze sobą współpracować i fotografować tak, by nie zakłócać ich prywatności.
Czasami, kiedy potrzebuję większej ilości światła. Wówczas sięgam po Metza 48 AF-1.
Tak, dyfuzorem, który zawsze robię sam. Udoskonalam go nieustannie, używając różnych materiałów. Obecnie testuję materiał zwany polipropylenem.
Zazwyczaj sam, jeśli są jakieś elementy w tle, które nie pasują i zakłócają kompozycję, i nie mam możliwości ich usunięcia, wówczas używam kolorowych kartek.
Krople wody są naturalne. To poranna rosa.
Ostrość ustawiam manualnie. Mała głębia ostrości jest często dużym problemem dla tych, którzy używają lustrzanek cyfrowych. Przy dużych skalach odwzorowania głębia ostrości jest ekstremalnie mała.
Z ręki, gdyż praca ze statywem w moim przypadku byłaby kłopotliwa. Owad mógłby uciec, zanim ustawiłbym się prawidłowo do zdjęcia ze statywem. Używam krótkich czasów otwarcia migawki, dlatego statyw jest mi zbędny. Wyćwiczyłem też w sobie stabilną pozycję ciała, która - jeśli można tak powiedzieć - zastępuje mi statyw. Często opieram się o coś typu drzewo czy podłoże.
Wybieram się jakiś czas wcześniej, aby zrobić rozpoznanie, rozejrzeć się po okolicy, w której zamierzam "polować". Stwierdzam, jakie owady najczęściej tam występują i później idę już z konkretnym zamysłem. Jeśli jednak trafię na inny, ciekawy okaz, to na pewno mu nie odpuszczę.
Peacock Salticidae, Phidippus mystaceus, Tutelina elegans, Maevia inclemens, Phidippus putnami, Hentzia mitrata.
Tak, zawsze mam sprzęt ze sobą.
Cicadella viridis. Nazwa polska to Skoczek sadowiec. Trudnością, jaka mnie spotkała przy fotografowaniu tego owada, był jego niewielki rozmiar (4-6 mm) oraz to, że jest bardzo płochliwy. Jak sama nazwa wskazuje, "skoczek" skacze z miejsca na miejsce.
Przygotowujesz się jakoś specjalnie do każdego gatunku? Doczytujesz w fachowej literaturze, jakie ma zwyczaje i gdzie najczęściej można go spotkać?
Tak, zanim wybiorę się w plener, czytam, gdzie można spotkać dany gatunek, jego zwyczaje, gdzie poluje, gdzie śpi, staram się poznać go tak, aby bez problemu go znaleźć.
Tak, zazwyczaj się udaje. Oczywiście największą skarbnicą wiedzy jest Internet, gdzie można znaleźć wszystko, aczkolwiek korzystam też z różnego rodzaju atlasów owadów.
Powinni pamiętać, że w makro liczy się wytrwałość, cierpliwość, dążenie do udoskonalania techniki, poznawanie światła.