Rozmawiamy z Benem Zankiem, nowojorczykiem, którego zamiłowanie do estetyki i minimalizmu widoczne jest w każdym kadrze
O Benie ostatnio pisze się sporo, głównie w sieci. Najczęściej powtarzanym hasłem, towarzyszącym jego nazwisku, jest "izolacja" pojmowana w kontekście ludzkiej samotności. "Nie do końca o to chodziło", prostuje artysta. "Owszem, wyobcowanie jednostki jest na zdjęciach oczywiste i wspominałem o tym w jednym z wywiadów, ale nie była to myśl przewodnia. Dalej nie jest. Po prostu podoba mi się estetyka tego, co robię. Od niej wychodzę. Przesłanie pojawia się już po ukończeniu pracy", podkreśla.
Nie można jednak powiedzieć, by dla Bena jakość techniczna była bardziej istotna, niż opowieść, którą zdjęcie przedstawia. "Obydwa aspekty są ważne, choć trzeba zwrócić uwagę na to, że jedne z najbardziej ikonicznych kadrów pozostają w naszej pamięci ze względu na ich zawartość, nie techniczną biegłość autora", mówi. Według Zanka jakość obrazu jest czynnikiem, który imponuje tylko chwilowo, podczas gdy treść zdjęcia ma szansę rezonować w każdym przez dłuższy czas.
Benjamin, jak wielu uznanych artystów, nie ma wykształcenia kierunkowego. Studiował dziennikarstwo równolegle z rozwijaniem pasji fotograficznej na własną rękę. "Pierwszy aparat znalazłem na strychu babci kiedy miałem 18 lat. Pamiętam go doskonale - Pentax ME Super z idealnie zachowanym 50 mm f/1,4.", wspomina. Zdjęć jednak nie robił przez kolejne cztery miesiące. Powód? Nie miał pojęcia, jak się zakłada film.
Prawdziwy przełom w jego działalności nastąpił na początku roku 2012, kiedy postanowił przez kolejne 12 miesięcy wykonywać jedno zdjęcie każdego dnia. "Narzucona sobie samemu dyscyplina sprawiła, że stałem się fotografem z prawdziwego zdarzenia, a nie entuzjastą", zaznacza. Kluczem do sukcesu jest dla Bena stały rozwój. "Nie możesz czuć się komfortowo, nie możesz osiąść na laurach. Trzeba próbować nowych rzeczy i stale podejmować ryzyko. Ja, na przykład, nie chciałbym się stać gościem znanym wyłącznie ze zdjęć jezdni i taśmy klejącej".
Ben odwołuje się tu do jednego z jego najbardziej rozpoznawalnych kadrów, gdzie głowa mężczyzny została przyklejona do asfaltu. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się abstrakcyjną wariacją na temat farby i drogi, w efekcie jest właśnie taśmą. "Na asfalcie drogowcy nie zdążyli nic namalować, więc postanowiłem wykorzystać ten fakt. Miesiąc szukałem odpowiedniej taśmy klejącej - o właściwej szerokości i kolorze zbliżonym do pasów, jakie można spotkać w Stanach. Szukałem jej tak długo, że nikomu nie powiem, gdzie na nią trafiłem", żartuje Zank.
Inspiracje Ben czerpie w większości z Tumblera. Śledzi tam kilkuset artystów z różnych dziedzin sztuki - od fotografii po design. Sam zresztą prowadzi tam jeden z popularniejszych blogów fotograficznych. Jego zdjęcia znajdziecie również w portfolio, na Facebooku i Flickrze.
Zdjęcia publikujemy za zgodą autora (który, jak wspominał podczas naszej rozmowy, prawdopodobnie w kwietniu przyszłego roku odwiedzi Polskę).