Młoda i zdolna absolwentka fotografii Krakowskiej Szkoły Filmowej. Katarzyna Niwińska swoimi zdjęciami udowadnia, że od samego aparatu znacznie ważniejsza jest bogata wyobraźnia, tego kto go trzyma
Pierwszy aparat fotograficzny dostałam od mojego taty, kiedy miałam 12 lat, pamiętam, że był to rosyjski dalmierz. Moje pierwsze zdjęcia to były kwiaty, detale architektoniczne itp. Ludzi zaczęłam fotografować dopiero w 2009 roku i od razu bardzo mi się to spodobało. Kiedy poznałam podstawy pracy w studiu, zaczęłam eksperymentować, przynosić na zajęcia własne stylizacje, zmieniałam wygląd modelek, żeby osiągnąć pożądane rezultaty, mieć inne zdjęcia niż reszta grupy, z którą się uczyłam.
Staram się, by moja torba nie ograniczała mnie w pracy, a ponieważ mam ją zawsze przy sobie, nie może być ciężka i nie może zawierać zbędnych rzeczy. Stawiam na mój sprawdzony od lat zestaw – korpus Nikon D700, ukochany i niezawodny obiektyw Nikkor 50 mm f/1,8, ale na wszelki wypadek, gdyby zabrakło kroku w tył, mam też Nikkora 18–55 mm. W kieszonce czekają zapasowe karty pamięci i ściereczka do przecierania obiektywów.
Swoją wymarzoną puszkę już mam, marzę raczej o obiektywach. Brakuje mi szerszego kąta dla pełnej klatki, więc myślę między innymi o Nikkorze 24–70 mm f/2,8. Chętnie też zobaczyłabym w torbie Nikkora 85 mm f/1,4, przydałby mi się do portretów.
Zdecydowanie najważniejszy jest pomysł. I to zarówno na etapie planowania sesji, jak i samego wykonania. Im bogatszą mamy wyobraźnię, tym większa szansa, że stworzymy coś wspaniałego. Nigdy nie należy się bać swoich pomysłów.
Staram się stawiać granice między moimi fotomontażami a zdjęciami. Dobieram plenery i scenografie w taki sposób, by nie trzeba było przeklejać modelek w ciekawsze miejsca. Jeśli jednak muszę coś przemontować, to ograniczam się do powielenia jakichś powtarzalnych motywów, dodania bardziej "dramatycznego" nieba lub elementu tła (np. las zamiast budynków), zwiększenia objętości fryzury czy zrobienia np. elfich uszu. Bardzo często zmieniam za to kolorystykę roślinności, ale to bardziej kosmetyka niż fotomontaż.
To bardzo trudne pytanie, bo ta granica wydaje mi się bardzo płynna. Wiele osób twierdzi, że zdjęcia przerabiane w Photoshopie to już nie fotografia, ale grafika. Ja osobiście uważam, że tak nie jest, bo wszystko zależy od fotografa i tego, jak prezentuje się praca, którą wykonał. Najlepszym przykładem na to są fotografie Brooke Shaden, które często powstają z wielu kadrów połączonych w programie graficznym, lecz gdyby nie tutoriale, które zamieszcza, mało kto by to zauważył.
Najlepszą radę dała mi Kasia Widmańska, która była promotorką mojej pracy dyplomowej. Powiedziała mi, żebym starała się w swoich zdjęciach wyrażać siebie, to, co kocham i to, co jest mi bliskie. Stosuję się do tej rady cały czas.
Początki bywają trudne, ale nie należy się ich bać, w końcu Richard Avedon też kiedyś zaczynał. Podglądajcie mistrzów fotografii, ale ich nie kopiujcie. Modelki nie gryzą – kiedy jesteście na warsztatach, wykorzystajcie chwile przy wizażu, żeby zapoznać się z osobą, z którą będziecie współpracować, a jeśli nie ma na to czasu, przedstawcie się przed fotografowaniem i zapytajcie modelkę o imię. Takie małe rzeczy skracają dystans pomiędzy ludźmi i bardzo ułatwiają współdziałanie podczas zdjęć. Starajcie się mieć wcześniej przygotowany plan pracy, na przykład scenariusz lub szkice, co pomoże Wam szybko i sprawnie poprowadzić sesję. Pamiętajcie też o tym, by wysyłać zdjęcia po sesji. I na koniec, sprzęt jest ważny, ale nie najważniejszy. Warto też przeczytać jego instrukcję obsługi.