O ciężkiej pracy i stawianiu sobie nowych wyzwań rozmawiamy z Andy Rousem, 9-krotnym laureatem konkursu Wildlife Photographer of the Year
PROfil |
Andy Rouse
|
W życiu każdego utalentowanego fotografa amatora przychodzi moment, gdy musi zdecydować, czy chce się zajmować fotografią zawodowo czy nie. Dla Andy'ego Rouse'a, jednego z najbardziej znanych i cenionych brytyjskich fotografów dzikiej przyrody, była to niezapomniana chwila. "Kiedy skończyłem 33 lata, co miało miejsce dobrych 15 lat temu, nagle uznałem, że nadszedł czas, by zostać profesjonalistą" - wspomina Andy. "Nie miałem pełnej satysfakcji z tego, co robiłem. Pomimo wielu sukcesów, jakie odnosiłem, nie byłem zadowolony z jakości swojego życia. Bez wahania podjąłem więc decyzję - i nie żałowałem jej ani przez moment".
Podobnie jak u wielu innych specjalistów od dzikiej przyrody, w pierwszej kolejności u Andy'ego pojawiło się zainteresowanie zwierzętami, a dopiero po pewnym czasie samą fotografią. "Zawsze lubiłem zwierzęta i już jako mały chłopiec interesowałem się nimi" - wyjaśnia. "Wychowywałem się w miejskiej scenerii hrabstwa Essex, więc mój kontakt z dziką przyrodą ograniczał się do wiewiórek pojawiających się od czasu do czasu w lokalnym parku! Jeśli chodzi o fotografię, swój pierwszy aparat kupiłem w czasie studiów, gdy pracowałem dorywczo w ZOO. W późniejszym okresie robienie zdjęć było dla mnie sposobem na rozładowanie stresu po ciężkim dniu pracy w korporacji, a reszta to już historia".
Andy zdołał przekonać Terry'ego Hope'a, weterana fotografii reportażowej, aby dał mu jedną kolumnę w magazynie - co było nie lada osiągnięciem dla młodego fotografa. Po krótkim czasie zdobył swoją pierwszą nagrodę w konkursie Wildlife Photographer of the Year za zdjęcie miejskiego lisa. "Byłem nikim i nagle zostałem zauważony".
Wielu fotografów dzikiej przyrody prowadzi swoje kolumny w magazynach i bierze udział w konkursach - dlaczego więc, zdaniem Andy'ego, właśnie jego prace przyciągają uwagę ludzi? "Nie mam pojęcia. Ciężko pracuję. Umiem operować światłem. Ciągle stawiam sobie nowe wyzwania, aby rozwijać swój twórczy potencjał. Staram się zmierzać w innym kierunku niż pozostali. Najważniejsze jest jednak to, że potrafię zrozumieć zwierzęta. Od zawsze miałem w sobie dużo empatii i łączyła mnie z nimi szczególnego rodzaju więź".
Andy zawsze otwarcie mówił o tym, że najważniejsze, by szanować zwierzęta, a nie tylko kolekcjonować ich zdjęcia. "Tak wielu fotografom zależy wyłącznie na zrobieniu zdjęcia. Dążą tylko i wyłącznie do zyskania sławy i są gotowi zrobić wszystko, aby dopiąć swego. Poznałem kiedyś gościa, który otwarcie powiedział mi, że zależy mu jedynie na dołączeniu do grona znanych fotografów dzikiej przyrody, do czego wystarczyła mu ostatecznie odpowiednia suma pieniędzy. Takie podejście jest zupełnie obce mi i moim bliskim znajomym, jak Danny Green lub Rich Steel. Przede wszystkim dbamy o zwierzęta; fotografia służy jedynie opłaceniu rachunków, jak mawiał nieżyjący już, wielki Galen Rowell".
Andy nie ma wątpliwości, co do wartości swoich prac. "Tworzenie pięknych obrazów odgrywa istotną rolę w działaniach na rzecz ochrony przyrody. Jako fotografowie, pomagamy organizacjom komunikować się z otoczeniem. Potrzebują one bowiem odpowiednich obrazów do uzupełnienia treści wiadomości związanych z ochroną, i to my musimy im je dostarczyć. Jestem bardzo wybredny, jeśli chodzi o to, z kim podejmuję współpracę. Obecnie pomagam w zbieraniu funduszy na ochronę tygrysów i goryli. Mój udział polega na pozyskiwaniu jak największej ilości pieniędzy ze sprzedaży książek i tym podobnych działań. Następnie przekazuję zebrane środki znacznie mądrzejszym od siebie ludziom, którzy wiedzą, jak je właściwie spożytkować".
W torbie fotografa |
Andy Rouse obecnie najchętniej używa lustrzanek Canona i szczególnie poleca model 1D X. "Korzystam także z Canona 7D, przerobionego do wykonywania zdjęć w podczerwieni, oraz obiektywów tego samego producenta: 14 mm, rybiego oka 15 mm, 24-70 mm, 70-200 mm, 200-400 mm i 600 mm" - dodaje. |
Andy lubi znajdować się w samym centrum akcji. "Nie korzystam z aparatów pułapek: nie podoba mi się obraz, jaki rejestrują. Każdą wyprawę traktuję jako coś osobistego i zależy mi na szansie nawiązania kontaktu z portretowanym stworzeniem. Chcę spojrzeć mu w oczy, słyszeć jego ruchy, czuć zapach mokrej sierści. Bezpośrednie zetknięcie się z danym okazem bardzo pomaga w wykonywaniu zdjęć". Zapytany o kwestię edycji, Andy również odpowiada otwarcie. "Każdy z nas jest zmuszony do przetwarzania obrazów, gdyż ludzkie oko charakteryzuje się dwa razy większą dynamiką tonalną, niż jest w stanie zarejestrować aparat. Ja jednak tylko poprawiam zdjęcia - co jest dla mnie ważną kwestią etyczną. Nie wprowadzam żadnych dodatkowych elementów do obrazu".
Andy podzielił się z nami spostrzeżeniami na temat konkursów fotograficznych. "Starając się o zdobycie nagrody, najlepiej wyzbyć się jakichkolwiek oczekiwań: wszystko jest bowiem oceniane przez ludzi posiadających odmienne opinie na temat tego, jak powinno wyglądać dobre zdjęcie. Trzeba umieć spojrzeć obiektywnie na swoje prace". Co planuje fotografować w najbliższym czasie? "Nie mam żadnej specjalnej listy. Aktualnie są to zające, płomykówki i niedźwiedzie polarne. Wraz z Andrew Jamesem rozwijamy nowy portal dla fotografów, www.foto-buzz.com".
Na koniec mamy jeszcze dla Was wskazówki Andy'ego, na temat tego, jak fotografować dzikie zwierzęta.
Więcej prac Andy'iego można znaleźć na stronie www.andyrouse.co.uk. W sprzedaży pojawiła się też jego nowa książka, poświęcona sowom "Little Owls: Living on the Edge".
Nie mam pojęcia. Ciężko pracuję. Umiem operować światłem. Ciągle stawiam sobie nowe wyzwania, aby rozwijać swój twórczy potencjał. Staram się zmierzać w innym kierunku niż pozostali