Seria "Domestic Bliss" opowiada o życiu matki dwójki dzieci - matki, która jest również żoną, aktorką, tancerką, instruktorką pilatesu i fotografem
Cztery lata temu Susan Copich zauważyła u siebie kryzys wieku średniego. "Pewnego dnia mój agent przestał dzwonić, dzieci podrosły i zaczęły formować własne opinie, małżeństwo nie było już czymś świeżym. Wskutek powyższych poczułam się kompletnie niepotrzebna, zbędna", opowiada, dodając: "Dotychczas to ja byłam rodzinnym fotografem – z rozpaczą zdałam sobie więc sprawę z tego, że nie ma mnie na żadnym ze zdjęć. Żadnym".
Postanawiając zmienić zastany stan rzeczy, Susan zdecydowała zrealizować humorystyczny projekt "Domestic Bliss", w ramach którego pokazuje świat ze swojej perspektywy. Nie jest to może reportaż, bo w większości przypadków mamy do czynienia z kadrami pozowanymi, ale trudno cyklowi Amerykanki odmówić autentyczności. Zwłaszcza tej uczuciowej.
"Na zewnątrz zawsze jestem pogodna, ale w środku cały mój świat wygląda inaczej. Często czuję depresję, gniew, zniecierpliwienie. Przez wiele lat nie pozwalałam, by wydostały się one na zewnątrz, natomiast teraz odważyłam się zgłębić te uczucia i przedstawić je w osobliwej formie", opisuje swój koncept Susan. "Kocham swoje córki, kocham męża, lubię też zajmować się domem, ale - jednocześnie - potrzebowałam zrobić coś ponadto. Musiałam zrobić coś odważnego i szczerego. Nie mogłam pozwolić na to, by opisywano mnie jedynie jako gosposię".
Największą inspiracją dla Copich okazała się Cindy Sherman – artystka konceptualna, autorka m.in. jednych z najdroższych zdjęć świata, na których pokazuje stereotypowe, kobiece role, propagowane przez hollywoodzkie filmy z lat 50. i 60. Obydwie panie może łączyć podejście do realizacji (autoportrety i szczypta gry aktorskiej), dzieli natomiast zawartość kadru – Cindy pokazywała się na zdjęciach sama, podczas gdy Susan uwiecznia również swoją rodzinę.
"Wcale na tym dobrze nie wyszłam", zaznacza. "Moje dzieciaki dorastały z aparatem przy twarzy, ale w tej chwili trudno jest je zmotywować. Już po trzech klatkach czuć było ich zniecierpliwienie".
Sam cykl sprawia wrażenie dowcipnego, natomiast nie można zapominać o generalnym jego przesłaniu – nie możemy bać się tych mroczniejszych, bardziej alarmujących myśli. "Każda klatka to odbicie mojego nastroju. Starałam się pokazać powolne wypalenie, które może towarzyszyć wielu osobom w podobnej sytuacji", podkreśla Susan. "Z tego jestem właśnie dumna – widzowie patrzący na moje prace będą w stanie dostrzec warstwy, wziąć udział w podróży, gdzie poszczególnymi przystankami są nadmiar emocji, charakteru i różnorakich, wewnętrznych konfliktów".
Susan możecie śledzić za pośrednictwem jej portfolio. Warto również obserwować działalność artystki za pośrednictwem Facebooka i Instagrama.