Wydarzenia / Inne

Węgierskie prawo przeciwko street photo. Niebezpieczny precedens?

Inne | Antoni Żółciak | 2014-03-15

Według nowych przepisów, fotograf na Węgrzech musi prosić o zgodę na wykonanie zdjęcia każdej osoby, która - przypadkiem bądź celowo - znajdzie się w jego kadrze

Od 15 marca u naszych południowych "bratanków" obowiązuje nowe, rygorystyczne prawo, które w praktyce uniemożliwi wykonywanie fotografii ulicznej. Dlaczego? Bo jeśli uwiecznisz na zdjęciu kogokolwiek bez jego wyraźnej zgody - złamiesz przepisy. W węgierskich środowiskach fotograficznych dyskusja trwa już od jakiegoś czasu; ustalone przez Ministerstwo Sprawiedliwości reguły uznawane są za niejasne, niesprecyzowane, a przez to ograniczające szeroko pojętą wolność słowa.

Sytuacja w Polsce jest bardziej klarowna - jeśli dana osoba nie stanowi głównego tematu fotografii, nie musimy uzyskiwać od niej zgody (pisemnej czy ustnej) na rozpowszechnianie wizerunku. Wystarczy zajrzeć do artykułu 81 (punkt 2) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

"Pytanie o zgodę przed zwolnieniem spustu migawki jest ingerencją w prawdziwość reportażu. To nierealne", zaznacza Márton Magócsi, fotoedytor z serwisu Origo. Wtóruje mu Ákos Stiller, fotoreporter tygodnika HVG, którego zdjęcia można znaleźć też w nowojorskim Timesie i Bloombergu. "Najpierw fotografujemy, a potem prosimy o zgodę? Czy na odwrót?".

Co najlepsze, nawet prawnicy nie mają pojęcia, jak odnosić się do obecnych regulacji. Wszystko opiera się na domysłach. "Te przepisy są bezsensowne (...) Nie sądzę, by wpłynęło to na możliwość fotografowania "normalnych" ludzi; może jednak skomplikować uwiecznianie takich postaci, jak policjanci", podejmuje próbę tłumaczenia Eszter Bognár, adwokat.

W praktyce uniemożliwi to bowiem nadzorowanie pracy funkcjonariuszy publicznych (straży pożarnej, policji, służby więziennej) zarówno przez "czwartą władzę", jak i ogół społeczeństwa. Reporterzy obawiają się, ze przedstawiciele służb i sektora ochrony prywatnej mogą, zgodnie z prawem, nie dopuścić dziennikarzy do dokumentowania danego wydarzenia. Niektórzy mają jednak nadzieję, że mamy do czynienia z martwym przepisem, który przez nikogo nie będzie egzekwowany.

Szczegółowe informacje znajdziecie na łamach The Guardian.

Zdjęcie tytułowe zostało wykonane przez MJ Scotta.

Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest
Antoni Żółciak

Nie istnieje dla niego życie bez klawiatury. Od kilku lat pisze do serwisów i magazynów o tematyce fotograficznej i technologicznej, często samemu chwytając za aparat. W DCP omawia m.in. ciekawostki sprzętowe i pomysły na oryginalne zdjęcia.

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl