Strefa sprzętu / Testy i opinie

Olympus OM-D E-M1 [szybki test]

Testy i opinie | Maciej Zieliński | 2013-09-20

To obecnie najbardziej zaawansowany bezlusterkowiec na rynku. Ergonomiczny, uszczelniony, z superszybkim AF i dużym, jasnym wizjerem, jest jednocześnie znacznie mniejszy i lżejszy od profesjonalnych lustrzanek. Czy może z nimi konkurować?

Aparat OMD E-M1 nie zastępuje modelu E-M5 – to nowa, najwyższa półka w ofercie bezlusterkowców systemu Micro 4/3 Olympusa. Aparat ma być szybszy i bardziej ergonomiczny, ale dla wielu użytkowników E-Systemu najważniejszy będzie fakt, że poprawiony system AF obsługuje teraz również szkła Zuiko. Oznacza to, że posiadacze lustrzanek Olympus będą mogli nareszcie w pełni wykorzystać możliwości swoich obiektywów również z niewielkim korpusem E-M1.

Sygnałem dla zaawansowanych fotografów ma być również nowa polityka serwisowego wsparcia dla profesjonalistów, dzięki czemu będą mogli korzystać ze specjalnej infolinii, usługi szybkiej naprawy i osobistego odbioru sprzętu od fotografa. Skupmy się jednak na aparacie – dzięki uprzejmości Olympus Polska, przez ostatnie dni mieliśmy okazję testować go nieco dłużej. Przedstawiamy nasze pierwsze wnioski z użytkowania Olympusa OM-D E-M1. Pełny test ukaże się w najbliższym wydaniu Digital Camera Polska!

  Z pomocą przejściówki można w pełni korzystać z możliwości obiektywów lustrzankowego systemu 4/3.

Budowa i ergonomia

Pod względem stylistyki Olympus jest konsekwentny. E-M1 to nadal niewielki bezlusterkowiec, wzorowany na tradycyjnych aparatach Olympus OM. Jakość wykonania budzi respekt – magnezowy korpus robi niezwykle solidne wrażenie. Pod tym względem faktycznie nie ustępuje nawet profesjonalnym lustrzankom. Zarówno aparat jak i nowy obiektyw M.Zuiko 12-40 mm f/2,8 zostały dodatkowo uszczelnione, tak by gwarantować odporność na kurz, zachlapania oraz mróz (do -10°C). Podczas premiery aparatu producent zadbał o właściwe warunki do testów – deszczowa aura podczas zorganizowanych w Irlandii warsztatów w zasadzie nas nie opuszczała. Wynik pozytywny – nie słyszeliśmy by komuś udało się zalać korpus E-M1.

Na zdjęciu Michał Sułkiewicz (fotopolis.pl) oraz Toshi Terada (Olympus), podczas warsztatów w pobliżu zamku Leslie w Irlandii.

Aparat jest też bardzo sztywny i odpowiednio ciężki, starannie wykonano również elementy sterujące – pokrętła pracują płynnie są precyzyjne, z wyczuwalnym skokiem (górne można dodatkowo zablokować), i jedynie kierunkowe przyciski nawigatora mogłyby być nieco twardsze.

Ważną zmianą jest nowy uchwyt - niezbyt masywny ale za to bardzo głęboki. W E-M5 mogliśmy co najwyżej dokupić dodatkowy dopinany grip. Wyraźnie poprawiło to ergonomię, bo aparat trzymamy zadziwiająco pewnie nawet z długimi obiektywami Zuiko, ale naszym zdaniem negatywnie odbiło się na estetyce – aparat zachował surowy charakter ale sama bryła nie jest już tak zgrabna i finezyjna jak w E-M5. Ocena "urody" to jednak sprawa indywidualna i pozostawiamy ją użytkownikom.

Obsługa

Pod względem obsługi, E-M1 przypomina bardziej E-P5 niż E-M5. Zwłaszcza za sprawą dźwigni 2x2, która pozwala przełączać się między parami ustawień (np. przysłona/ekspozycja lub czułość/balans bieli). W praktyce sprawdza się to nieźle, ale wymaga pewnego przyzwyczajenia – na początku, zwłaszcza w sytuacjach gdy nie mamy czasu na zastanowienie, nerwowo przełączamy szukając właściwej pozycji, a to bywa frustrujące.

Dźwignię ON/OFF umieszczono teraz po lewej stronie wizjera na górnym panelu i połączono ją dodatkowo z dwoma przyciskami odpowiedzialnymi za funkcję HDR/tryb pracy oraz tryb AF/pomiar światła. O ile umieszczenie włącznika w tym miejscu jest dyskusyjne, obsługa pozostałych funkcji jest teraz bardzo wygodna, nawet bez odrywania oka od wizjera.

Na korpusie nie znajdziemy zbyt wielu przycisków ale funkcję większości z nich możemy programować - według własnych potrzeb. Jeśli np. nie korzystamy zbyt często z trybu filmowego, również temu przyciskowi możemy przypisać jedną z 25 funkcji. Olympus nie stosuje zbiorczego "szybkiego menu", ale okazuje się, że łatwo możemy spersonalizować obsługę by mieć szybki dostęp do najważniejszych parametrów.

Wizjer

Nowy, elektroniczny wizjer robi wrażenie. Wyjątkowo duże powiększenie 1,48x (około 1,3x większe niż w typowej lustrzance APS-C) i znacznie lepsza niż w OM-D rozdzielczość 2 360 000 punktów sprawia, że w dobrych warunkach, pod względem komfortu pracy, nie ustępuje wizjerom optycznym. W słabszym, zwłaszcza żarowym świetle, przypominamy sobie że jest to widok z matrycy, ale obraz nie smuży, ponadto widzimy więcej i możemy szybko korygować parametry – choćby balans bieli. To zdecydowanie jeden z lepszych wizjerów na rynku.

Ekran

Dotykowy, odchylany ekran LCD (80 stopni w górę i 50 w dół) ma lepszą od OM-D rozdzielczość 1,03 Mp (prawdopodobnie ten sam co w E-P5). Tym razem nie jest to jednak panel AMOLED co akurat należy zaliczyć na plus – nie zauważyliśmy żadnych przebarwień i przekłamań kolorystycznych typowych dla ekranu w OM-D. Dotykowy panel jest czuły i precyzyjny, ale producent nie zdecydował się na zastosowanie zbyt wielu funkcji obsługiwanych dotykowo. Możemy wygodnie przewijać zdjęcia na ekranie, ale nie możemy ich powiększać za pomocą gestów, a wyświetlane ikonki są zazwyczaj „nieklikalne”. W tej klasie aparatów zapewne nie ma to jednak aż tak dużego znaczenia – najważniejsza funkcja, czyli wyzwalanie migawki na dotyk działa znakomicie!

Wydajność

Za sprawą nowego procesora TruePic VII tryb seryjny przyspieszył z 8 do 10 kl./s, co trzeba uznać za wynik godny profesjonalisty. Czy faktycznie osiąga takie wyniki sprawdzimy w pełnych testach.

Jeszcze sprawniej ma też działać autofokus – potwierdziły się informacje o zastosowaniu podwójnego, hybrydowego układu Dual Fast AF (81 pól detekcji fazy i 37 detekcji kontrastu). Ważną nowością jest możliwość korzystania z obiektywów Zuiko (przez specjalny adapter) z aktywnym autofocusem opartym na detekcji Fazy. Czy AF działa równie sprawnie jak w przypadku obiektywów M.Zuiko?

Układ pól ostrości - z lewej detekcji fazy dla obiektywów Zuiko 4/3, z prawej detekcji kontrastu dla obiektywów M.Zuiko Micro 4/3
Czujniki detekcji fazy umieszczono bezpośrednio na matrycy. Ułożono je w „zygzak”, by zapewnić maksymalną skuteczność
Informacje z brakujących pikseli (zastąpionych przez czujniki AF) interpolowane są z sąsiadujących z nimi elementów

Po pierwszych testach musimy przyznać że zachowuje się bardzo dobrze – w trybie ciągłym bardzo skutecznie ostrzył nawet na szybko poruszające się obiekty. Więcej o jego skuteczności postaramy się napisać w pełnym teście.

Szybkość AF z optyką Zuiko 4/3 mogliśmy sprawdzić fotografując z pomostu pędzące brzegiem konie

Wi-Fi

Aparat nareszcie ma też wbudowany moduł Wi-Fi. Smartfona będzie można więc używać jako pilota zdalnego sterowania. Piszemy "będzie można" bo na razie musimy poczekać na odpowiednią aktualizację – za pomocą testowego egzemplarza możliwe było tylko przesyłanie zdjęć na urządzenia mobilne. Parowanie ze smartfonem, podobnie jak w E-P5 odbywa się bardzo szybko za pomocą kodu QR. Zaskakująco sprawnie przebiega również sam transfer plików, nawet jeśli wybierzemy więcej niż jedno zdjęcie.

Matryca

W E-M1 umieszczono nową, ale nadal 16-milionową matrycę Live MOS (17,3 mm x 13 mm) formatu 4:3. Naszym zdaniem to obecnie najbardziej uniwersalna rozdzielczość, choć dla profesjonalistów, którzy częściej wykonują duże wydruki może być już zbyt mała. Matryca ma system samoczyszczenia i podobnie jak w OM-D E-M5 jest stabilizowana w 5 płaszczyznach. Nie zdążyliśmy jeszcze dokładnie przetestować jej wydajności, ale już wiemy, że nareszcie pracuje bezgłośnie – w E-M5 a także E-P5 PEN była wyraźnie słyszalna.

Jakość zdjęć

Oglądając zdjęcia testowe, które możecie znaleźć w artykule "Olympus OM-D E-M1 [zdjęcia testowe]" możemy wyciągnąć kilka wniosków. Jakość zdjęć naszym zdaniem jest porównywalna do modelu E-M5, podejrzewamy że studyjne pomiary dadzą bardzo podobne wyniki. Nie jest to oczywiście zła wiadomość, bo matryca pierwszego OM-D długo nie miała sobie równych wśród bezlusterkowców. Do ISO 3200 zdjęcia są czyste i pełne szczegółów, przy ISO 6400 pojawia się delikatny barwny szum, przy ISO 12 800 zauważymy już wyraźną degradację detali, a przy najwyższym ISO 25 600 pojawia się rozmycie typowe dla efektu posteryzacji. (Dokładne pomiary laboratoryjne i pogłębione testy porównawcze opublikujemy w najnowszym wydaniu DCP).

Pobierz pliki w pełnej rozdzielczości:
JPEG: ISO 200 | ISO 400 | ISO 800 | ISO 1600 | ISO 3200 | ISO 6400 | ISO 12800 | ISO 25600
RAW: ISO 200 | ISO 400 | ISO 800 | ISO 1600 | ISO 3200 | ISO 6400 | ISO 12800 | ISO 25600
Aparat: Olympus OMD E-M1 + Olympus M.Zuiko Digital 12-40 mm f/2,8 ED PRO

Podsumowanie

Olympus E-M1 to aparat o ogromnych możliwościach. Nie jest to stylowa zabawka ale potężny i zaawansowany koń pociągowy, prawdziwy multimedialny kombajn. Szybki, wydajny i odporny na niekorzystne warunki. Do gustu przypadnie więc zapewne zaawansowanym amatorom, którzy szukają kompaktowego i niezawodnego sprzętu. Aparat zapowiada się naprawdę interesująco ale jest jednocześnie dość drogi. Czy będzie konkurentem dla zaawansowanych lustrzanek? To dopiero się okaże! Z końcowym werdyktem wstrzymamy się do pełnego testu!

Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl