Inspiracje / Wywiad

Justyna Mielnikiewicz - "Szukam ludzi, którzy są kluczowi dla wydarzeń"

Wywiad | Monika Szewczyk-Wittek | 2015-10-23

O życiu w Gruzji, pracy freelancera i nagrodzonej ostatnio książce "Woman with a Monkey", rozmawiamy z Justyną Mielnikiewicz

PROfil

Justyna Mielnikiewicz
Jest fotografką-samoukiem, karierę zaczęła w 1999 r. jako reporterka w Gazecie Wyborczej. W Tbilisi mieszka od 12 lat. Działa jako wolny strzelec. Pracuje głównie w krajach dawnego Związku Radzieckiego. Współpracowała z takimi tytułami jak New York Times, Newsweek Monocle, Russian Reporter, National Geographic, Le Monde czy niemieckim roczniku Reporterów bez Granic. W 2014 roku wydała książkę Kobieta z małpą. Kaukaz w krótkich zapiskach i fotografiach uznaną za Fotograficzną Publikację Roku. Ma na koncie wiele nagród: m.in. Picture of the Year/ Publication of the Year, Caucasus Young Photographer (przyznawana przez Magnum Foundation), World Press Photo, Newsweek Poland Photo i Polish Press Photo.
www.justmiel.com

Jak fotografia znalazła się w Twoim życiu? Ty ją wybrałaś, czy fotografia wybrała Ciebie?

Zdecydowanie to ja wybrałam. Chciałam iść na Akademię Sztuk Pięknych. Z różnych względów to się nie udało i skończyłam filmoznawstwo. Na ostatnim roku studiów zaczęłam fotografować. Kupiłam dużo książek i powoli się uczyłam. Potem zgłosiłam swoje zdjęcia na konkurs Szeroki Kadr Gazety Wyborczej i znalazłam się w dziesiątce finalistów. Od razu po studiach poszłam do krakowskiego oddziału Gazety Wyborczej, przedstawiłam się i powiedziałam, że jestem finalistką organizowanego przez nich konkursu. Przyjęli mnie do pracy i przez rok fotografowałam dla tego tytułu. Zainteresowanie opowiadaniem o świecie obrazem istniało u mnie od zawsze. Wiadomo, że jeśli chce się rysować lub malować, trzeba spędzić kilka lat, by wypracować płynne przejście od głowy do ręki. Z fotografią można przeskoczyć ten etap.

Chcesz powiedzieć, że fotografia jest łatwiejsza w sensie warsztatu, niż np. wspomniany przez Ciebie rysunek?

W rysowaniu, malowaniu jest taki fizyczny element, który trzeba wypracować, trzeba wyćwiczyć rękę. W fotografii bardziej opieramy się na intuicji, refleksie.

Od pracy nad pojedynczymi obrazami przeszłaś do opowieści zdecydowanie bardziej rozbudowanych, jak choćby nagrodzona niedawno książka "Woman with a Monkey". W jaki sposób do tego doszło?

Przede wszystkim odeszłam z Gazety Wyborczej. Rok pracy tam pozwolił mi opanować techniczne aspekty fotografii. Popatrzyłam na swoje portfolio i zobaczyłam zbiór pojedynczych zdjęć. Przestało mi się to podobać. Jeszcze mniej mi się podobało, że zaczęłam patrzeć na świat w sposób sztampowy. Od zawsze chciałam opowiadać historie. Ta książka to zbiór fotoreportaży, które tworzyłam przez kilka lat.


Dzieci duchoborców przed rosyjską szkołą. Gorelovka, 2005 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Dzieci duchoborców przed rosyjską szkołą. Gorelovka, 2005 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

Jak się pracuje jako freelancer? Nie jesteś związana z żadną agencją?

Odeszłam ze Sputnik Photos w grudniu 2014 r. Jestem reprezentowana przez Getty Reportages, głównie w kontekście zleceń. Jestem typem zbieracza i nie lubię oddawać materiałów, zanim ich nie skończę. Agencje fotograficzne najczęściej zabierają, czy też przejmują częściowo prawa do wykonywanych w ramach umowy zdjęć. Jeśli chcesz potem wydać książkę, to ustalenie do kogo należą fotografie może być skomplikowane. Kiedyś jedna redakcja zaproponowała mi stałą pracę, ale nie zgodziłam się, bo w umowie było zapisane, że wszystkie prawa majątkowe do zdjęć przechodzą na wydawcę. To nie dla mnie. Nawet za dobre pieniądze. Pamiętam, że trochę zdziwiła ich moja decyzja. Póki będzie mnie na to stać, będę takim jednoosobowym związkiem fotografów.

Freelancer musi być swoim PR managerem, często fotoedytorem i jeszcze grafikiem. Sama zaprojektowałaś i wyedytowałaś książkę "Woman with a Monkey"?

W rysowaniu, malowaniu jest taki fizyczny element, który trzeba wypracować, trzeba wyćwiczyć rękę. W fotografii bardziej opieramy się na intuicji, refleksie

Książkę wymyśliłam i zaprojektowałam ręcznie. Potem ręczny projekt przerobiłam z grafikami.

Po przyznaniu Twojej książce tytułu Fotograficznej Publikacji Roku, padały komentarze: "Ale ta dziewczyna się napracowała". Często słyszę, że fotograf nie powinien edytować własnych zdjęć i projektować własnej książki, bo nie ma dystansu do swojej pracy. Ty masz chyba odmienne zdanie?

Ja podchodziłam do książki kilka razy. Pierwsze podejście do tego materiału to było wybranie 600 zdjęć z dziesięciu lat pracy nad projektem kaukaskim. Prosiłam fotografów i osoby spoza branży, by wskazywali zdjęcia, które są ich zdaniem najlepsze. To mi pozwoliło ograniczyć ten materiał do 200 zdjęć. Do ostatniej chwili miałam wśród wybranych fotografii także ujęcia polityków. Lecz zdecydowałam, że ta książka ma być ponadczasowa. Politycy wprowadzają osobny dyskurs. Pojawiają się pytania: czemu ten, a nie ten, itd. Ta książka to było moje odejście od uwieczniania newsów. To był mój symboliczny gest.


Uchodźcy z Czeczenii. Tbilisi, 2005 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Uchodźcy z Czeczenii. Tbilisi, 2005 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

Masz ten przywilej, że mieszkając w Gruzji, szybciej orientujesz się w tym, co dzieje się w regionie. Masz szansę wyczuć nastroje społeczne i napięcia. Zajmujesz się tematami często szybciej niż duże, światowe redakcje. Przykładem może być Krym, który od dawna opisywałaś jako kocioł, w którym się gotuje i który niebawem wykipi.

Byłam zszokowana tym, co się działo na Krymie w 2008 r. Zawsze interesowałam się polityką, ona mnie fascynuje. Dużo czytam i przygotowuję się przed wyjazdami. Wiedziałam, że Krym będzie kolejnym zarzewiem sztucznie skonstruowanego konfliktu. Wtedy nikt nie był tym jednak zainteresowany. Wszyscy mówili o konflikcie gruzińskim. W końcu napisałam wniosek o dofinansowanie i przyznano mi grant, dzięki któremu mogłabym opowiedzieć także o Ukrainie.

Ze względu na region, w którym głównie pracujesz, ocierasz się o fotografię konfliktową, przy czym na Twoich zdjęciach nie ma oczywistych obrazów wojny. To świadomy wybór?

Miałam próbkę fotografii wojennej, gdy pracowałam dla The New York Times w 2008 r., podczas konfliktu gruzińskiego. To jest bardzo ciekawe przeżycie, bo ludzie stają się jak otwarta księga. Bez zająknięcia opowiadają o tym, co się stało. Taka praca jest łatwa, ludzie są kontaktowi, czujesz, że jesteś potrzebna. To bardzo wciągające. Ale nigdy nie chciałam być fotografem wojennym. Nie wierzę w potrzebę takiej specjalizacji. Nie wierzę też w jeden sposób opowiadania o świecie, przez jeden pryzmat. Świat i życie codzienne – czy w konflikcie, czy nie – jest bardzo zróżnicowany.


Centrum Oczamczyra. 2006 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Centrum Oczamczyra. 2006 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

Piotr Andrews powiedział kiedyś, że „fotografia wojenna nie zmienia świata, ale zmienia fotografów”.

To ważna praca i ktoś ją musi wykonywać, choć myślę, że dla samych fotografów to pułapka. Stają się specjalistami od wojny. I nawet oni, gdy chcą robić inne zdjęcia, pozostają zamknięci w pewnej szufladzie. Trudno się z tego wyrwać.

W Twoich reportażach jest zawsze wielu bohaterów. Szukasz konkretnych postaci, by opowiedzieć o regionie?

Najważniejsza dla mnie wystawa projektu gruzińskiego odbyła się właśnie w Gruzji. To publiczność, przed którą musiałam zdać egzamin

Szukam ludzi, którzy są kluczowi dla wydarzeń. Często fotografuję znajomych, a te zdjęcia znajdują się później w materiale. Często zatrzymuję też ludzi na ulicy, bo spodobał mi się np. czyjś tatuaż. Każdy człowiek jest częścią historii kraju. Moje materiały to zawsze mieszanka spotkań przypadkowych z tymi zaplanowanymi.

Materiały, które można obejrzeć na Twojej stronie, zawierają nie tylko fotografie, także mocno rozbudowane teksty. To wymagania rynku, czy raczej wynik Twojego zainteresowania polityką?

Pracując nad każdym nowym materiałem, zawsze wykonuję notatki. Teksty zamieszczone w książce Woman with a Monkey to są właśnie moje notatki. Zawsze gdy publikuję zdjęcia z Kaukazu, bardzo pilnuję, żeby nie ilustrowały tekstów, z którymi ja się nie zgadzam. Dla mnie to było i jest ważne. Dodawanie tekstów i wywiadów do fotografii to trochę taka zemsta na tych, którzy piszą i postanowili także robić zdjęcia…(śmiech). Ale też prawdą jest, że łatwiej jest sprzedać taki kompletny materiał.


Iveta Toria, zginęła w zamachu bombowym w lipcu w Gali. Gali, 2008 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Iveta Toria, zginęła w zamachu bombowym w lipcu w Gali. Gali, 2008 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

Nie lubisz, kiedy pyta się Ciebie o to, czemu w materiałach, w książce łączysz czerń i biel oraz kolor.

Kaukaski projekt był długi, robiony w czerni i bieli, lecz w trakcie jego realizacji byłam wysyłana na zlecenia dla tytułów prasowych i powstały także wartościowe zdjęcia w kolorze. To był najtrudniejszy moment w edycji. Połączenie koloru z czernią i bielą. Wiedziałam, że usłyszę później marudzenie, że któreś jest lepsze, któreś niepotrzebne. Może dlatego nie lubię tego pytania.

Mało jest pozycji książkowych, które w sposób tak bogaty jak Twoja książka opisują dany region, sytuację polityczną i społeczną, posługując się jednocześnie językiem fotoreportażu.

Jestem zmęczona książkami, w których są fajne zdjęcia i jest fajny projekt graficzny, ale które w środku są puste. To nie mój świat. Ja chcę opowiadać

Zawsze będę nazywać siebie fotografem dokumentalnym. Moja fotografia to zawsze będzie opowieść o ludziach, których spotkałam, i o świecie, który widziałam. Ja nie kreuję tego, tylko dokumentuję. Najważniejsza dla mnie wystawa projektu gruzińskiego odbyła się właśnie w Gruzji. To publiczność, przed którą musiałam zdać egzamin.

W kręgu Twoich zainteresowań fotograficznych często pojawiają się kobiety. Słyszałam, że chcesz się spotkać z kobietą, która była zawodowym snajperem.

Tak. To prawda, często też podążam za swoimi bohaterkami, wątkami, które raz gdzieś podjęłam. Na zdjęciach z Gruzji są cztery bohaterki – trzy młode dziewczyny, które stoją ze swoją mamą. To były Ukrainki. Wtedy ich mama mówiła, że muszą wyjechać z Gruzji, że tu nie ma dla nich przyszłości. Teraz chcę je odnaleźć i zobaczyć, jak żyją, czy po wojnie w Gruzji wyjechały na Ukrainę i czy ciągle tam mieszkają.


Kuzyn Ramaza zginął podczas bombardowania Bazy Czołgów w Gori wraz z innymi 15 żołnierzami. Gori, 2009 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Kuzyn Ramaza zginął podczas bombardowania Bazy Czołgów w Gori wraz z innymi 15 żołnierzami. Gori, 2009 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

Jaka była Twoja reakcja po otrzymaniu nagród w konkursie Picture of The Year i Fotograficzna Publikacja Roku za książkę "Woman with a Monkey"?

To mnie totalnie ucieszyło, bo ta książka prawie mnie wpędziła do grobu. Kilka lat pracy nad nią, a później dość skomplikowany druk. Poza tym mówiono mi, że jest za duża, zbyt skomplikowana. Jednak byłam uparta. Uwielbiam w niej to, że ona nie wiadomo gdzie się kończy, a gdzie zaczyna. Znajomi fotografowanie mówili: "tnij, wyrzucaj zdjęcia, za dużo tego". A ja chciałam, żeby była obszerna. Jestem zmęczona książkami, w których są fajne zdjęcia i jest fajny projekt graficzny, ale które w środku są puste. To nie mój świat. Ja chcę opowiadać.

W pracy reportera są pewne zasady, także etyczne. Jakimi Ty się kierujesz?

Nigdy nikomu nic nie obiecuję. Nie mówię, że jeśli zgodzisz się na zdjęcia, to ja tobie pomogę. To by była nieprawda. Nie mam pojęcia, co wyniknie z mojej pracy. Jedyne, o co mogę prosić, to o to, żeby mój bohater zdecydował się podzielić swoją historią. Decyzję zawsze pozostawiam ludziom. To główna zasada. Nie robię z siebie zbawiciela świata.

Jeśli nie obiecujesz niczego swoim bohaterom, to w jaki sposób zdobywasz ich zaufanie?

Zawsze staram się rozśmieszyć ludzi. Często właśnie humorem zdobywam ich zaufanie.

Z drugiej strony mówiłaś, że na Twoich zdjęciach w reportażach, pojawiają się osoby, które znasz. Umawiasz się z nimi na zdjęcia. To współgra z ideą fotoreportażu?

Tak. Jak najbardziej. Niczego nie inscenizuję. Jeżeli zrobiłabym takie zdjęcie, inscenizowane, to napisałabym o tym.


Fot. Justyna Mielnikiewicz
Fot. Justyna Mielnikiewicz

Co to jest intuicja fotografa? Dużo o tym mówisz.

To jest bardziej "Insight Into". Jest takie określenie po polsku? W trakcie fotografowania nie masz czasu na myślenie, planowanie. Wtedy polegasz na intuicji.

Masz takie poczucie, że inaczej fotografujesz Gruzję i Ukrainę. A czy inaczej robisz zdjęcia w życiu prywatnym i zawodowym?

Teraz tak. Kupiłam iPhona, żeby robić zdjęcia swojej córki. Na 18. urodziny zrobię jej wystawę. Od kilku lat oddzielam pracę od mojego życia prywatnego. Nie noszę już zawsze ze sobą aparatu.

A w książce? Czy te historie różnią się od siebie w sensie fotograficznym? Masz podział na Gruzję, Armenię itd. Gdyby wyrzucić te strony rozdzielające historie, mogłyby zlać się one w jedną całość?

Pewnie tak, ale myślę, że cały świat mógłby zlać się w jedną całość. Ja te historie widzę w różny sposób. Tak naprawdę, zostawiam to ocenie miejscowych.

O Tobie mówi się: „miejscowa”.

W sumie tak jest. Jestem już w książce o historii fotografii gruzińskiej.


Kobieta z małpą na targach piękności. Tbilisi, 2001 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Kobieta z małpą na targach piękności. Tbilisi, 2001 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz

To znaczy, że łatwiej jest Ci fotografować ten region?

Nie. Fotografuję teraz Ukrainę. Nie jestem stamtąd, ale nie widzę w tym problemu.

Co to znaczy być "fotografem całego świata"? Tak powiedziałaś o sobie.

Nie uważam, że to, że mieszkam w Gruzji lub to, że jestem Polką, ma wpływ na to, gdzie mogę lub powinnam fotografować. Każde miejsce może być ciekawe. Trzeba się tylko do tego opowiadania przygotować. Poza tym, fotograf zawsze opowiada trochę o sobie. O swoim poznawaniu danego miejsca.

Kim jest Woman with a Monkey?

Takim królikiem z zegarkiem, za którym pobiegła Alicja w Krainie Czarów... Nie wiem, kim jest ta kobieta i jakie było i jest jej życie. Jednak sposób, w jaki patrzy i w jaki trzyma małpę – oddaje emocje, które mnie zainspirowały do tego, by spróbować zrozumieć, czym jest Kaukaz i jacy są jego mieszkańcy.

Dziękuję za rozmowę.

Billboard z wizerunkiem Putina jako Hitlera i napisem „Wynocha z Ukrainy”, na drodze z Mikołajowa do Chersonia. Ukraina, 2014 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Prorosyjski rebeliant Sergiej. Donieck, 2014 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Żołnierz na warcie na linii frontu z Azerbejdżanem, niedaleko Agdam, 2006 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Mieszkańcy Gori przyglądają się zbombardowanym budynkom mieszkalnym. Gori, 2008 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Fot. Justyna Mielnikiewicz
Mieszkańcy Dniepropietrowska oddają chołd poległym nieznanym żołnierzom. Ukraina, 2014 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Folkowa grupa muzyczna z Gali przygotowuje się do występu. Tkwarczeli, 2007 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Fot. Justyna Mielnikiewicz
Dwie cygańskie siostry Rusłana (16) i Milana (19) na spacerze wzdłuż Dniepru. Dniepropietrowsk, 2014 r. Fot. Justyna Mielnikiewicz
Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl