Znakomity fotograf i operator, nazywany czasem polskim Eliottem Erwittem. Romansował ze słynną Agencją Magnum, ale wybrał film. Z fotografii jednak nigdy nie zrezygnował i niebawem ukaże się jego nowy album. Z Bogdanem Dziworskim rozmawiamy o współczesnej fotografii ulicznej, sztuce patrzenia i szukania tematu
Fotografia, jaką ja uprawiam to jest rzecz nieopłacalna, tylko wariaci mogą sobie na to pozwolić. Ja raczej żyję z czego innego. Fotografię traktuję więc jako hobby.
Owszem, sprzedaję zdjęcia - bromowe odbitki kolekcjonerskie, tzw. "silver gelatin print", zajmuje się tym galeria w USA i popyt na to jest. Swego czasu, dzięki pobytowi w USA i dzięki temu, że poznałem kilku wybitnych fotografów, m.in. Richarda Avedona i Roberta Franka, o mało nie rzuciłem filmu na rzecz fotografii. Jednak nie można łączyć tych dwóch dyskursów, uprawiać ich jednocześnie. Kiedyś robiłem film o wojnie w Jugosławii i pomyślałem w pewnej chwili: "zrobiłbym znakomite zdjęcia", ale wymagałoby to chyba rozdwojenia jaźni. Nie da się tego połączyć. Więc głównie robię filmy, a fotografia to hobby. Ale oczywiście w filmie najważniejsza jest dla mnie forma, plastyka obrazu, ciekawe światło.
Przypadek - to są ułamki sekund. Czasami potwierdza się to, że forma idzie za treścią, ale jest to bardzo trudne, bo przecież chodzi o emocje człowieka. Zatem: decydujący moment, którego uchwycenie jest magiczne. Jestem obserwatorem z boku, nie mieszam się. Parę razy i tak dostałem w mordę, ale taka jest cena.
Dla mnie ten człowiek jest też bardzo ważny. Tak naprawdę zrobiłem o nim dwa filmy - ten, i później dla BBC kolejny, pt. "Prisoner" - który otworzył mi wiele drzwi. Co do centralnej roli człowieka - BBC miało problem z przełknięciem filmu, w którym nie ma komentarza, gdzie jedynym przekaźnikiem jest obraz. W końcu udało się to obejść, dodając scenę, w której bohater nadaje alfabetem Morse'a. BBC uznała to za komentarz.
Dla mnie najważniejsze jest to, żebym zdjęcie zapamiętał. To co efektowne i na czasie - nie zawsze najbardziej zapada w pamięć. Jak coś jest słabe to jest słabe i żaden egzotyczny temat tego nie zmieni. Nawet za rogiem można zrobić takie zdjęcie, że szczęka opada i mniej więcej o to mi chodzi.
Ostatnio wróciłem do fotografii, ciągle pracuję na analogu.
W tej chwili Leica oferuje mi swój model cyfrowy, ale ja wolę tajemnicę. W czasie, kiedy podglądamy zdjęcia na ekranie, przeważnie wydarzają się najlepsze rzeczy. Nie nacisnąłeś - minęło. Nacisnąłeś - jest. Więc ja nie podglądam, tylko naciskam.
O tak. Na Leice mało kto fotografuje, bo to trzeba umieć, jest aparatem trudnym do opanowania. Mam egzemplarz przystosowany do moich potrzeb. Magia. Dlatego z wielką chęcią współpracuję z polskim oddziałem Leiki. Miałem wystawę w Leica Gallery, w tej chwili pracujemy nad książką, która połączy moje stare zdjęcia z nowymi.
No nie. Dobre zdjęcia robi się trudno i długo. Czasami człowiek chodzi cztery, pięć godzin - i nic. Teraz chodzę przeważnie po Warszawie i Szczecinie. Niewielu może sobie pozwolić na poświęcenie takiej ilości czasu. Dobra kondycja to podstawa, naprawdę.
I warunek konieczny, o którym jednak za mało się mówi: trzeba kochać człowieka. Interesujący jest tylko człowiek.
To jest coś niewyjaśnionego. Było, minęło - jak mówił Bresson.
To był właściwie list. Napisał go w momencie, kiedy byłem na rozdrożu, chciałem robić i fotografię, i filmy. To były lata 70., posłałem mu swoje zdjęcia, byłem blisko przyjęcia do Magnum, jednocześnie okoliczności życiowe kazały mi kręcić filmy. Nie poświęciłem filmu, nie wiem, gdzie byłbym teraz, gdybym wtedy podjął inną decyzję. Może byłbym innym człowiekiem, już się nie dowiemy. Ale cieszę się z tego, co osiągnąłem jako filmowiec. Dzięki tej szansie wyboru dziedziny mogę zawsze powiedzieć "nie", nie iść na fotograficzne kompromisy, postawić się, czasami wypiąć. To jest luksus.
Ja tego w ogóle nie nazywam, mnie chodzi tylko o jedno: co ty, koleś, możesz przedstawić? Co w danej sytuacji zrobiłeś? Jedno zdjęcie mówi więcej, niż tysiąc słów. Dlatego jestem otwarty na fotoamatorów, czasem słucham ich z większą ciekawością niż profesjonalistów. Kompletnie nie ma to dla mnie znaczenia.
Rewelacja. Kręcę teraz film, miałem wiele propozycji współpracy od różnych uznanych twórców, ale wolę robić go ze studentami. Na studiach dużo pracują z kamerą, ale muszą też robić zdjęcia. I robią to świetnie - to są świeże, nieobciążone żadnymi manierami fotografie.
Wolałem "tamte" czasy, może dlatego teraz chętnie patrzę na Wschód i tam szukam tematów: w Rosji, Mongolii, na Bałkanach. Homogeniczny Zachód mnie mało interesuje...