Malowanie światłem jest chyba najbardziej nierówną sztuką fotograficzną. Próbują wszyscy, ale udaje się tylko niewielu
Inspirowane komiksami i pracami legendarnego Mauritsa Cornelisa Eschera, powtarzające się na fotografiach Jacksona kształty geometryczne hipnotyzują momentalnie. Dynamiki dodaje im intensywna kolorystyka łączona z niebanalną kompozycją.
Ogromnym plusem twórczości Jeremy'ego jest oryginalny styl, który fotograf konsekwentnie udoskonala od niecałych sześciu lat. Może to i niedługo, ale przez ten okres opublikował sporą ilość wciągających kadrów. Co istotne - pochodzą one praktycznie bezpośrednio z aparatu. Żaden z elementów widocznych na obrazkach nie został dosztukowany w postprodukcji.
"Mam na imię Jeremy. Jestem fanatykiem malowania światłem." Artysta pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, z okolic Pasma Błękitnego w Virginii. "Spędzam mnóstwo czasu machając światełkami przed aparatem. Robię to od końca 2008 roku". W wywiadzie opublikowanym na The Creators Project możemy przeczytać, że technikę malowania światłem Jackson odkrył przypadkowo; znalazł w swoim kompakcie funkcję ustawienia czasu otwarcia migawki na 15 sekund. Prawdziwe zamiłowanie zrodziło się w nim jednak dopiero wtedy, gdy odkrył grupę pasjonatów light paintingu na Flickrze.
Prosty obrazek jest w stanie stworzyć w przeciągu kilku minut. Te bardziej skomplikowane dzieła powstają w przeciągu kilku godzin, jeśli włączymy w to przygotowania i faktyczne malowanie. Najdłuższy czas naświetlania zanotowany przez Jeremyego wyniósł 45 minut.
Swoją dotychczasową przygodę opisuje prostymi słowami: "Twoim płótnem jest cały świat. Wszystko, co sobie wyobrazisz, może być namalowane na milion różnych sposobów; wciąż jestem zdumiony tym, ile można uzyskać przy pomocy długiej ekspozycji i różnych źródeł światła. Możliwości są nieskończone".