Choć ma dopiero 22 lat, zebrał już pokaźne portfolio. Lubuje się w pięknych stylizacjach spod znaku hi-fashion. Przyznaje, że bardziej od fotografii interesuje go sama moda. I właśnie dlatego, naszym zdaniem, musi odnieść sukces!
PROfil |
|
Gdy niespełna rok temu publikowaliśmy wywiad z Łukaszem (DCP 3/2013), jego kariera dopiero nabierała tempa. Miał już na koncie pierwsze poważne zlecenia, ale jak się okazało te naprawdę ważne były nadał przed nim. Dosłownie za chwilę ruszyła prawdziwa lawina: sesja okładkowa z Anna Muchą w Nowym Jorku, katalog Itaki na Lanzarotte, kampania Bizuu i Mariusza Przybylskiego, okładka nowego singla Dody, 7 okładek i wiele sesji dla magazynu Gala. Ostatnie miesiące to już głównie zlecenia zagraniczne - duże edytoriale dla Harper's Bazaar Thailand, Harper's Bazaar Arabia, Vestal magazine, Schon magazine czy The Wild magazine. Jak chłopak z małej śląskiej miejscowości przebił się do ekstraklasy polskiej fotografii modowej? Polecamy nasz wywiad.
To prawda, choć cała historia zaczyna się tak naprawdę sporo wcześniej. Od ósmego roku życia hodowałem pająki. Miałem ich ponad 200 gatunków, a terraria zajmowały w domu dwa pokoje. Śledziłem portal terrarystyczny, na który hodowcy wstawiali zdjęcia swoich "podopiecznych". Oczywiście najciekawsze zdjęcia miały najlepszą oglądalność i dzięki temu sprzedawca był coraz bardziej popularny. Takie MaxModels, tylko o pająkach! (śmiech).
Siostra dostała kiedyś cyfrówkę, która miała może 3 megapiksele, jak sprawdzałem ostatnio, dziś warta jest jakieś 30 zł. Nikt z niej w każdym razie nie korzystał, dlatego fotografowałem moje okazy i wrzucałem na portal. Na początku, wiadomo, zdjęcia były słabe. Później zacząłem eksperymentować ze światłem, ustawiałem zwierzątka na korze, przy oknie i dzięki temu fotografie były coraz lepsze. Zdjęcia pokazałem nauczycielce biologii - to była chyba 3 klasa gimnazjum. Bardzo jej się spodobały - wysłała je na jeden z dużych konkursów fotografii przyrodniczej i o dziwo zająłem chyba trzecie miejsce. Uznałem, że skoro się komuś spodobały, to może warto dalej się tym zajmować. Kupiłem pierwszą lustrzankę, Nikona D50 - jakiś używany zestaw z kitowym obiektywem i lampą błyskową, która zresztą do niczego się nie przydała.
Fotografowałem pająki, ale zawsze chciałem być również stylistą! Oczywiście bardziej na zasadzie "Fajnie być strażakiem". Moja mama prenumerowała kolorowe magazyny, z których wyrywałem najciekawsze zdjęcia ze stylizacjami - przyklejałem je na szafce czy na ścianach. Nie pamiętam już, czy wtedy ważniejsze było zdjęcie czy to, co na nim jest, ale generalnie dzięki temu płynnie przeszedłem do fotografowania ludzi. Na początku znajomych - wiedzieli, że mam aparat, pytali, czy nie zrobiłbym im zdjęć. Później poznałem kolegę, który miał nieco więcej doświadczenia. Mieszkałem niedaleko Wodzisławia Śląskiego, on w sąsiedniej miejscowości. Miał już jakieś zdjęcia w portfolio, a ja dopiero zaczynałem. Z jego pomocą zrobiłem kilka pierwszych sesji koleżankom i założyłem konto na MaxModels.
Ha! Śledziłem wszystko od dawna! Znałem wszystkie agencje, wiedziałem, gdzie pracują które modelki i marzyłem, by z nimi kiedyś pracować. Śledziłem sesje, a najciekawsze zdjęcia zapisywałem na dysku jako inspiracje.
Pewnego dnia dostaję wiadomość na MM od Moniki Smolicz (właścicielka agencji "Rebel Models", przyp. red.). Monika spytała, czy nie zrobiłbym testów - potrzebowali kogoś w mojej okolicy. Na początku myślałem, że to żart któregoś z moich kolegów - wiedzieli, że chciałbym pracować dla tej agencji. Przez tydzień nawet nie odpowiedziałem. Później nie wiem, co mnie ruszyło, przypomniałem sobie, że był tam numer telefonu - więc uznałem, że warto spróbować, bo jeśli jest zmyślony, to i tak nikt nie odbierze. Odebrała właśnie Monika, pytała, kiedy mógłbym zrobić zdjęcia i czy mam stylistkę itp. Kompletnie nie miałem o tym pojęcia, na początku wszystko robiła dla mnie znajoma, a ubrania braliśmy z sieciówek. Wszystko wyszło dobrze, więc była druga dziewczyna, później trzecia i czwarta. W portfolio miałem już profesjonalne modelki, zacząłem jeździć do Warszawy. Wciąż robiłem testy, ale pracowałem coraz więcej, zaczęły się też odzywać kolejne agencje.
Pierwszy ważny edytorial zrobiłem dla "Fashion Magazine" i myślę, że to od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Trzy miesiące później zrobiłem sesję dla papierowej wersji "Vanity Teen". Ważną sesją był też edytorial dla "Fiasco Magazine" - to naprawdę świetne londyńskie pismo, które dziś ukazuje się chyba na całym świecie.
(śmiech). Słyszałem ostatnio kilka razy takie stwierdzenie, niedawno ktoś zwrócił uwagę, że estetyka jest podobna. Ale na pewno nigdy się nim nie inspirowałem. Jest wielu fotografów, których cenię - uważam, że to jest moja estetyka i raczej nie porównywałbym jej do nikogo. Mój styl ewoluuje i, moim zdaniem, cały czas się zmienia. Teraz chcę iść trochę bardziej w "brudne" klimaty, mniej ładne.
Ale to nie będą nieostrości, grube ziarno i abstrakcyjne kadry. To będzie cały czas ta sama estetyka, zdjęcia będą dobrze wyretuszowane, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, ale dobór modelek i same stylizację będą bardziej odważne. Od jakiegoś czasu chciałem i mam nadzieję, że niedługo w końcu mi się to uda, zrobić sesję inspirowaną subkulturą skinheadów, wiesz, lateksowa bielizna, kije bejsbolowe, kastet... Ale cały czas mają to być ładne, dobre technicznie zdjęcia.
Zawsze kombinuję i zawsze coś wychodzi, często inaczej, ale często nawet fajniej. Niektórych efektów nigdy nie próbowałem, ale wiem, jak je uzyskać. Tylko nigdy nie miałem okazji, ponieważ to wymaga odpowiedniego miejsca, światła, najlepiej filmowego itp. Na początku miałem parasolki i żarówki za "trzy dychy", ale włączało się wysokie ISO i też trzeba było jakoś funkcjonować.
Nie, nie studiuję medycyny (śmiech). Już w szkole średniej jeździłem do Warszawy. W mojej szkole bardzo dużo wymagali, więc musiałem się zdecydować. Nikogo nie interesowało, że pracuję, a nie siedzę z chłopakami na klatce. Było ciężko, ale już wiedziałem, że chcę żyć z fotografii. Jest to coś, co lubię robić i byłoby super, gdyby dało się jeszcze na tym zarobić.
Mieszkam w Warszawie od dwóch lat. Dużo wydaję, ale jestem w stanie się utrzymać. Mogę powiedzieć, że jest lepiej, niż mogłem przypuszczać. I wszystko idzie w dobrym kierunku. Ważnym wydarzeniem była dla mnie sesja z Sebastianem Sauvé, który jest na 39. miejscu w rankingu models.com. Przyleciał specjalnie do Polski z Nowego Jorku. Pracował z największymi markami. Jest bardzo kojarzony nawet nie jako model, ale jako osobowość. Ma swój fanpage, wszyscy z branży na świecie go znają, jest takim drugim Lachowskim. To był direct booking, a w Polsce miałem na niego wyłączność na rok. To było naprawdę coś, dzięki tej sesji były kolejne. Później dostałem nagrodę Oscar Fashion jako odkrycie roku w kategorii fotografia.
To ważne, żeby mieć w portfolio dobre modelki. Ja mam takie szczęście, że biorę nową dziewczynę, a za chwile okazuje się, że ona idzie jak burza, staje się rozpoznawalna. Późnej pokazujesz portfolio, a klient widzi, że ta modelka robiła same dobre pokazy. Więc na pewno jest łatwiej, niż jak masz anonimowe dziewczyny. Tak to niestety działa. U nas wielu fotografów ma ten problem, że mają w portfolio świetne modelki, ale tylko z Polski. To nie buduje prestiżu. Jestem teraz na models.comi tam nie wrzucą Twojej sesji z modelkami, których nikt nie zna, które nie mają tam konta. Ważny klient nie weźmie fotografa, który nie pracował wcześniej dla znanych marek i ze znanymi modelkami.
Dobre modelki to jedno, ale wyczucie mody to coś zupełnie innego.
Myślę, że to przede wszystkim kwestia tego, czy ktoś czuje modę czy nie. Ciężko robić modę, zupełnie się na niej nie znając. Ja zawsze bardziej interesowałem się samą modą niż fotografią. Nie uważam siebie za fotografa, jestem tylko fotografem mody, nie chciałbym robić już czegoś innego. Nie kręci mnie noszenie aparatu ze sobą, na wakacje nawet go nie zabieram. Cenię inne dziedziny fotografii, ale mnie one już nie interesują. Jeśli ktoś czuje ciuchy i ma gust, to wie, która modelka w czym będzie dobrze wyglądała. Często widzę źle dobrane ubrania, niefajne włosy. Fotograf odpowiada za wszystko - on dobiera stylistę, wizażystkę, fryzjera. Jak wizażystka źle pomaluje, to nie będzie to jej wina, tylko fotografa, ponieważ to on ją wybrał.
Ważne jest poczucie estetyki, Mateusz był także asystentem (Marcina Tyszki, przyp. red.), więc pewnie też sporo wyniósł z tej nauki. Ja nigdy nie chciałem być niczyim asystentem.
Ja nie chciałem patrzeć, jak to robią inni, chciałem sam wypracować styl, sam dojść do wszystkiego. Obserwowałem, jak zachowuje się światło. Na początku pracowałem tylko ze światłem dziennym, później w domu na białej ścianie były to już lampy światła ciągłego. Takie światło jest prostsze, ale pozwala się nauczyć błysku, gdzie trzeba chwycić odpowiedni moment. Poza tym nie uważam, że znam się świetnie na pracy z błyskiem. Lubię proste światło, im więcej lamp, tym bardziej sztuczny i cyfrowy jest efekt.
Generalnie na Zachodzie widać już taką tendencję, że wszystkiego jest mniej. Kiedyś, do sesji na przykład Prady, budowano ogromne scenografie, dzisiaj to są zdjęcia na białym tle, gdzieś z tyłu lampa lekko doświetla róg, tyle...
W torbie fotografa |
"Używam Canona EOS 5D Mark II . Kiedyś pracowałem wyłącznie na stałkach, dziś idealnym obiektywem jest dla mnie Canon EF 24-70 mm f/2,8L. Jeśli sesja tego wymaga, wypożyczam również inne". |
Jeśli chodzi o takie sesje i takie kampanie, to pieniądze będą zawsze. Są marki, które nie zmieniają estetyki, np. Versace ma cały czas to samo - bogactwo, przepych, dużo ludzi, rozbuchane scenografie.
Na granicy, ale z wyczuciem. Bardzo lubię i cenię tę markę, poza tym, nie wiem, czy w mojej fotografii to widać, ale też lubię tę granicę. Lubię, gdy dzieje się dużo, choć teraz również idę w stronę minimalizmu. Myślę, że to jest zresztą dobre, bo różnicuje się portfolio. Nie ma oczywiście reguły. Teraz robiłem duży edytorial, na 19 stylizacji, i tam nie ma tej prostoty.
On mnie. Ja jakoś zawsze sobie sam radziłem. Mam też sporo szczęścia, bo gdyby nie ta podejrzana wiadomość, może dalej bym siedział na Śląsku i robił zdjęcia koleżankom. Choć pewnie nie wytrzymałbym tak długo. Jeszcze zanim trafiłem do agencji, robiłem sesje dla Maćka Zienia, Mariusza Przybylskiego i dla wielu magazynów.
Nie wiem, jak to się odbywa, wszyscy do mnie zawsze sami się odzywali. Ja także wysyłałem propozycje, to oczywiste, jednak bardzo rzadko dostawałem odpowiedź. Zawsze to, co było w 100% pewne, to były osoby, które same do mnie przychodziły. Trzeba też się starać, pokazywać, chodzić na pokazy. Ja akurat nie chodzę na pokazy, bo trzeba "bywać", tylko dlatego, że interesuję się modą. Lubię widzieć, co fotografuję. Pojawia się kolekcja i nie chcę oglądać tego w magazynie, tylko chcę to widzieć, żeby móc powiedzieć później stylistce, czego potrzebuję.
Manager Sklepu Lanvin w Vitkac-u (ekskluzywna galeria handlowa w Warszawie, przyp. red.) chciał sesji z rzeczami, które dostępne są w ofercie. Dostał zgodę od marki, odezwał się do mnie i zapytał, czy byłbym zainteresowany - oczywiście zgodziłem się. To był dość luźny projekt, miałem pełną swobodę w doborze stylizacji i modelek. O wszystkim decydowałem sam, z magazynami nie ma tej swobody. Generalnie chciałbym iść w tym kierunku, realizować własne wizje i pomysły, móc robić jak najwięcej dla siebie. Prestiżowe sesje sprawiają, że odzywają się kolejni klienci, ale w międzyczasie sesje reklamowe są konieczne, bo trzeba z czegoś żyć.
Edytoriale, nawet bardziej luźne, zawsze oddaję retuszerom. Akurat dziś dostałem podgląd 3 zdjęć od retuszerki, z którą jeszcze nie pracowałem. Przeważnie wolę, aby zajął się tym ktoś inny, nie mam zwyczajnie na to czasu. Ostatnie słowo zawsze należy oczywiście do mnie. Nie zdarzyło się, żebym oddał klientowi zdjęcie prosto od retuszera. On może wyczyścić skórę, czy ubranie, ale ja nadaję charakter temu zdjęciu, lubię sam poprawić kolory. Chcę, żeby to były moje zdjęcia. Czasami pracuję nad każdym nawet kilka godzin.
Tak, za chwilę zaczyna mi się prawdziwe urwanie głowy!