Inspiracje / Wywiad

Kylie Woon - lewitująca marzycielka

Wywiad | Olga Drenda | 2013-10-03

Senne, nierealne zdjęcia, na których urzeczywistniają się marzenia o lataniu, sprawiły, że Kylie Woon została zauważona na całym świecie

Młoda fotografka z Singapuru nie czuje się jednak komfortowo z etykietką "lewitującej dziewczyny", która szybko do niej przylgnęła. Porozmawialiśmy z Kylie o jej pracach, potędze fantazji, a wreszcie o nadziejach i obawach generacji młodej fotografów, która dorastała już w Internecie.

Może zacznijmy od początku – opowiedz coś o sobie i o tym, jak zainteresowałaś się fotografią.

Zaczęłam robić zdjęcia pod koniec 2009 roku, na początku wyłacznie jako hobby. Jedne z moich najwcześniejszych wspomnień dotyczą rysowania, więc właściwie mogę powiedzieć, że zawsze lubiłam obrazy, w różnej formie. Jeszcze jako nastolatka trafiłam na serwis Flickr i sama nie wiem kiedy, ale wciągnęły mnie fora poświęcone kreatywnej fotografii portretowej. Nie miałam wtedy jeszcze zbyt dużego pojęcia o fotografii i nie mieściło mi się w głowie, jak te wszystkie fantastyczne zdjęcia mogły powstać przy pomocy aparatu (śmiech). W pewnym momencie stwierdziłam, że sama chcę to robić, więc zaczęłam ćwiczyć. Wydaje mi się, że w fotografii najbardziej spodobało mi się to, że mogę sama mieć kontrolę nad tym, jak pokazuję świat.

Kylie Woon lewitujące zdjęcia
"Dreams Too Quiet", fot. Kylie Woon

W Internecie błyskawicznie rozpowszechniły się Twoje "lewitujące" zdjęcia, ale wiem, że przy okazji wynikło nieporozumienie, i nie jesteś do końca zadowolona z obrotu spraw - pisałaś, że nie chcesz być kojarzona wyłącznie z tym tematem.

Jestem niepoprawną marzycielką. Na moich zdjęciach staram się ukazać świat, do którego się przenoszę

Tak, umieściłam oświadczenie na swoim profilu na Facebooku. W ostatnim półroczu widziałam krążący po Internecie zestaw moich zdjęć, zatytułowany "Surreal-ity" - to pomyłka, bo nigdy nie stworzyłam cyklu zdjęć pod taką nazwą! Kiedy jeszcze miałam konto na portalu DeviantArt, wrzucałam swoje zdjęcia jak leci do folderu o takiej nazwie, i prawdopodobnie stąd wzięło się całe zamieszanie z tytułem. To nie jest jakaś wielka sprawa, ale zaczęłam się obawiać, że zostanę gwiazdą jednego przeboju.

Swoje zdjęcia publikuję w Sieci od samego początku, mój cały proces twórczy i to, jak uczyłam się fotografii, jest do prześledzenia. Nie mogę się pochwalić przemyślanym, wyselekcjonowanym portfolio i właściwie nadal można trafić na sporo naprawdę koszmarnych zdjęć mojego autorstwa (śmiech). Biorę za to wszystko odpowiedzialność, świadomie podjęłam decyzję, żeby wszystkie etapy mojego rozwoju w fotografii były dostępne publicznie.

Kylie Woon lewitujące zdjęcia
"Escapism", fot. Kylie Woon

A z czym wolałabyś być kojarzona?

Najbardziej interesuje mnie uzewnętrznianie własnych uczuć. Jestem marzycielką, mam skłonności do melancholii i eskapizmu i myślę, że na moich zdjęciach to widać. Widzę, że to trafia do ludzi, co bardzo mnie cieszy. Jeżeli będę postrzegana w taki sposób, choćby przez niewielką grupę odbiorców, to zupełnie mi wystarczy.

Ale o "latające" zdjęcia muszę zapytać, ponieważ bardzo je polubiliśmy. Czy to sceny z Twoich snów? A może faktycznie masz nadnaturalną moc?

Nie ma sprawy (śmiech). Pewnie, że chciałabym mieć supermoce. Ale tak jak już wspominałam, jestem niepoprawną marzycielką. Na moich zdjęciach staram się ukazać świat, do którego się przenoszę. W pewnym sensie to hołd dla wyobraźni dziecka i wszystkich wymyślonych światów, w które tak mocno wierzyliśmy, kiedy byliśmy mali. W sumie kto nie chciałby sobie polatać?

Kylie Woon lewitujące zdjęcia
"Exit", fot. Kylie Woon

W jaki sposób powstają Twoje zdjęcia? Czy to wielokrotne ekspozycje, czy powstają w postprodukcji?

To kilka ujęć połączonych w całość: robię zdjęcie postaci opartej na krześle, potem – samego krzesła, łączę je ze sobą i wymazuję krzesło w postprodukcji. Prosta sprawa!

Czy to Twoje autoportrety? Jeśli tak, to właściwie czemu nigdy nie widać na nich Twojej twarzy?

Większość to autoportrety. Często pozuję sama, bo głupio się czuję zawracając ludziom głowę. Często stresuję się tym, że mogę zawieść ich oczekiwania, i w rezultacie przyspieszam całą sesję. Poza tym fotografowanie innych ludzi sprawia, że moje prace są mniej osobiste. Kiedy pozuję sama, chowam twarz, bo myślę, że portret popsułby wrażenie – chodzi o to, żeby zdjęcia ukazywały anonimową postać, w miejsce której widz może wstawić samego siebie.

Kylie Woon lewitujące zdjęcia
"It Full Sleep", fot. Kylie Woon

Faktycznie – patrząc na Twoje prace miałam wrażenie, że próbujesz sfotografować marzenia. Wolisz sny od rzeczywistości, fantazję od dokumentu?

Nie istnieje zupełnie obiektywna fotografia, niezaburzona przez prywatne doświadczenia i przekonania. Zawsze patrzymy ze swojej własnej perspektywy.

Zdecydowanie, cały czas chodzę z głową w chmurach. Cenię i szanuję zarówno osobiste wypowiedzi, jak i dokument, przy czym sądzę, że nie istnieje zupełnie obiektywna fotografia, niezaburzona przez prywatne doświadczenia i przekonania. Zawsze patrzymy ze swojej własnej perspektywy. Ale oba sposoby patrzenia są potrzebne. Myślę, że wewnętrzny świat marzeń I myśli idzie w parze z tym, co dzieje się na zewnątrz. Dotykają nas różne doświadczenia, my przetwarzamy je na swój własny sposób, interpretujemy i podajemy dalej, i tak to się kręci...

Które z efektów i narzędzi w postprodukcji lubisz najbardziej?

Zawsze pracuję w Photoshopie. To bardzo ważny element w budowie mojego nierealnego świata. Korzystam z podstawowych narzędzi, sporo manipuluję krzywymi.

Kylie Woon lewitujące zdjęcia
"Hovering", fot. Kylie Woon

Internet sprawił, że stałaś się sławna z dnia na dzień. Jak Twoim zdaniem Sieć najbardziej pomaga młodym fotografom? I w jakim kierunku chciałabyś się rozwijać?

Tak naprawdę jestem tylko dzieciakiem, który ma dużą frajdę z tego, co robi! Ale masz rację, należę do cyfrowego pokolenia. Wciąż sporo nauki przede mną. Narzucam sobie dyscyplinę bo chcę być coraz lepsza w tym, co robię. Moje postanowienie na ten rok to pracować wolniej, uważniej, ćwiczyć otwartość i pokorę, aby jak najlepiej wykorzystać lata nauki. Teraz pracuję nad nowym cyklem zdjęć, "A Cloud House", i mam nadzieję, że moje zdjęcia będą coraz dojrzalsze w formie i treści.

To, co dzieje się w Internecie, to szaleństwo, młode talenty pojawiają się jak grzyby po deszczu. Cały świat jest naszą publicznością. Moje prace zostały zauważone i docenione przez fotografów, których bardzo cenię. Wcześniej artystom nie był dany taki luksus. Choć z drugiej strony, w Sieci trzeba być równie przedsiębiorczym i umieć się promować jak w "realu".

Dziękuję za rozmowę!

"Wall", fot. Kylie Woon
"Silent Motion", fot. Kylie Woon
"Nap", fot. Kylie Woon
Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest
Olga Drenda

Pisze i tłumaczy (Unsound festival, Coilhouse, Przekrój, Lampa, znak, Digital Camera Polska, Glissando, Polityka). Jej główne zainteresowania to futurologia (zwłaszcza mylne przewidywania), nowe technologie, transhumanizm, historia XX wieku, bezpretensjonalna muzyka awangardowa i królik. W DCP opisuje ciekawe zjawiska fotograficzne oraz odpytuje fotografów z kraju i ze świata.

Powiązane artykuły

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl