Kiedyś pomocnik dekarza. Dziś jeden z ciekawszych portrecistów i reportażystów, którego znakiem rozpoznawczym jest mistrzowskie operowanie światłem. Sam Barker.
To zaskakujące, jak zbieg pewnych wydarzeń sprawia, że ludzie stają się zawodowymi fotografami. Sam Barker, utalentowany portrecista, specjalizujący się w fotografii podróżniczej i reklamowej, z niesamowitym wyczuciem światła, zaczynał jako pomocnik dekarza "Ta praca bardzo mi się podobała, niestety miałem poważny wypadek motocyklowy", wspomina "Spędziłem w szpitalu sześć miesięcy, kolejnych pięć lat chodziłem o kulach. Właśnie wtedy miałem okazję poznać fotografa Matthew'a Donaldsona - był po prostu kolegą mojego kolegi. Bardzo dobrze się rozumieliśmy, po wyjściu ze szpitala zostałem jego asystentem".
W tym czasie Donaldson robił głównie portrety do magazynów modowych i muzycznych. Dla Sama była to więc świetna okazja do nauki warsztatu. "Pracowałem z Mattem do czasu, gdy uznałem, że muszę zacząć budować własne portfolio. Rozpocząłem studia w London College of Printing", wspomina Sam. "W czasie studiów korespondowałem z pisarzami i artystami, których podziwiałem. Pytałem, czy zechcieliby mi pozować do zdjęć portretowych. Większość z nich zgodziła się bez wahania!".
Przełomem w karierze Sama Barkera było zlecenie od "Telegraph Magazine" na wykonanie kilku artystycznych projektów. "Dostrzegli moją pracę dyplomową na wystawie absolwentów i postanowili dać mi szansę. Moim pierwszym zleceniem było sfotografowanie Seal'a, bardzo popularnego w tamtym czasie. Byłem straszliwie zestresowany. Miałem na sobie T-shirt Arsenalu, gdy Seal przyszedł, usiadł i spytał: "Jesteś fanem Arsenalu?", "A nie widać?" odburknąłem. On się roześmiał, okazało się, że on woli West Ham. Lody zostały przełamane!".
Sam Barker znany jest z charakterystycznego stylu pracy ze światłem, zwłaszcza z lampami Speedlite Nikona, z których często korzysta w terenie. "Światło fascynowało mnie od zawsze", mówi entuzjastycznie. "Na początku mojej przygody z fotografią zachwyciły mnie zdjęcia Horsta P Horsta oraz Irvinga Penna.
"Od samego początku chciałem pracować z lampami błyskowymi - kontrolowane dopełnienie oświetlenia naturalnego w terenie wydało mi się bardzo interesujące. Dążyłem do tego, by niebo było rejestrowane jako o jeden, dwa stopnie ciemniejsze niż w rzeczywistości. Zarówno wcześniej, jak i obecnie dosyć dużo czasu spędzam w odludnych miejscach, w których nie ma elektryczności. Chciałem uchwycić w jakiś sposób wyjątkowy charakter tych miejsc. Pomyślałem o zewnętrznych lampach. By odpowiednio modelować strumień, a nie chciałem, by światło za bardzo rozchodziło mi się na boki, zrobiłem sobie specjalną końcówkę".
Sam praktycznie do wszystkich zdjęć używa światła błyskowego. Czy chce w ten sposób wyróżnić się spośród wielu fotografów podróżniczych i portrecistów? "Na świecie jest wielu dobrych fotografów, ja czuję, że muszę zdjęciom nadać indywidualny charakter, moją kropkę nad i", tłumaczy, po czym dodaje: "Zdobywane doświadczenie i umiejętności posługiwania się fleszem pozwoliły mi na wypracowanie rozpoznawalnego stylu".
Świetnym przykładem techniki Sama jest projekt Onelife, dla magazynu "Land Rover". "Pojechaliśmy w samo serce bagnistej puszczy przesmyku Darién w Ameryce Środkowej, by sfotografować tam plemię Embera. Materiał dotyczył planów budowy autostrady Panamerykańskiej", wspomina. "Musieliśmy płynąć małymi canoe, było to czyste, wydrążone drewno, więc musieliśmy podróżować naprawdę na lekko. Ze względu na suszę musieliśmy przenosić nasze canoe przez zbyt płytkie odcinki rzeki. Nie było nam do śmiechu, gdy nocą chodziliśmy z czołówkami i musieliśmy się odganiać od owadów, które ciągnęły do światła latarek".
Chciałem by zdjęcia wykonane w terenie wyglądały jak zrobione w studiu, chodziło o to by bohaterowie zdjęć wychodzili z tła.
"Zabrałem ze sobą Nikona D3x, dwie lampy Speedlight wraz z zaprojektowanym przeze mnie oprzyrządowaniem, dwa małe stendy i lekki statyw. Wziąłem także ok. 60 baterii AA, które były niemiłosiernie ciężkie (szczególnie irytujące było noszenie tych wyczerpanych). Generalnie chciałem zrobić zdjęcia w terenie, które wyglądałyby na wykonane w studiu fotograficznym, chciałem oświetlić bohaterów tak, by wyłaniali się z tła".
Porady Sama Barkera |
|
|
|
Nie trzeba tłumaczyć, że Sam Barker nie włada lokalnym dialektem, dlatego też często musiał improwizować. "Raz, gdy dotarliśmy do jednej z wiosek zatrudniłem chłopca do pomocy przy lampach. Korzystając z mieszanki gestów i uśmiechów dogadaliśmy się. Bardzo szybko, nauczył się jak ma je trzymać i w którą stronę kierować. Stwierdziłem, że to świetny sposób pracy, działanie z kimś z ich społeczności bardzo szybko przełamuje dystans i często otwiera drzwi do miejsc, do których normalnie nie miałbym dostępu".
Poza operowaniem światłem, Sam ma też inne sposoby na wyróżnienie swoich prac spośród innych. "Na początku zawsze fotografuję ze statywu, co odróżnia mój styl od stylu pracy wielu fotoreporterów", mówi. "Często fotografuję przy słabym świetle, dlatego też korzystam z dłuższych czasów naświetlania, lubię mieć swego rodzaju ramę, w której fotografuję swoich bohaterów. Wolę taki system pracy, nie lubię szukać kadru z aparatem przyklejonym do oka. Gdy robię portrety, nie lubię dystansować się od modela i chować za aparatem".
Sam Barker ma na koncie wiele świetnych zdjęć portretowych celebrytów, ok. 12 z nich zamówiło National Portrait Gallery w Londynie. Sam autor najbardziej lubi zdjęcia z mocnym zbliżeniem i ciasnym kadrem.
W torbie fotografa |
"Używam różnego sprzętu, wszystko zależy od zlecenia. Najczęściej korzystam z Hasselblada H3D-31, lub lustrzanki Nikon D3x. Do Nikona w czasie sesji podróżniczych podpinam obiektyw 28-70 mm. Oczywiście najlepiej byłoby korzystać cały czas z obiektywów stałoogniskowych, ale za dużo czasu zajęłoby mi ich zmienianie i mógłbym przez to stracić wiele zdjęć". |
Jako osoba fotografująca światowe sławy, od Normana Tebbita, po Marco Perre'a White'a, Sam ma kilka wskazówek dotyczących fotografowania celebrytów w pośpiechu.
"Starajcie się najpierw wyobrazić sobie całe zdjęcie, to praktycznie najważniejsza część fotografii portretowych - wizualizacja. Ja jeszcze przed przyjazdem bohatera zdjęć wiem, jakie emocje na jego/jej twarzy chcę uchwycić. Ważne, by wyczuć nastrój osoby, z którą macie pracować, by wiedzieć, czy powinniście zachowywać się swobodnie czy też zachować »profesjonalny« dystans. Fotografowałem ostatnio Jamesa Murdocha. Jego pracownicy uprzedzili mnie, że nie lubi pozować do zdjęć na stojąco. Jednak, gdy poprosiłem go, by wstał, zrobił to bez problemu - pamiętajcie ludzie od PR-u czasami lubią namącić".
Starajcie się najpierw wyobrazić sobie całe zdjęcie, to najważniejsza część fotografii portretowych - wizualizacja.
Sam Barker robi także sporo zdjęć reklamowych. Czy jego podróże i sesje portretowe na tym nie cierpią? "Czuję się w tym spełniony, zarówno w fotografii podróżniczej, jak i portretowej oraz reklamowej. Dostaję kolejne zlecenia, bo ludzie lubią moje zdjęcia, mój styl. Obecnie sporo fotografuję ze światłem ciągłym, czyli robię coś zupełnie odmiennego niż zwykle. To poszerza moje horyzonty, uczy nowych umiejętności. Takie eksperymentowanie daje mi dużo radości".
Więcej zdjęć Sama Barkera znajdziecie na www.sambarkerphoto.com