Jeden z najbardziej utalentowanych dokumentalistów młodego pokolenia, robi karierę w fotografii komercyjnej. Jak udaje mu się łączyć dwa tak odległe światy?
Chodziło mi o pewien trend ilustracyjny w prasie. Jeśli chodzi o tak zwaną "prawdę fotograficzną", to sam nie poruszam się w tym przedziale. Nawet jeśli moje projekty są mocno dokumentalne, to zawsze są wyrywkowe, subiektywne. Trochę boję się określenia "prawda w fotografii" - jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że fotografia i film dokumentalny odwzorowują rzeczywistość, ale im dłużej się tym zajmuję, tym lepiej zdaję sobie sprawę z tego, jak daleko jesteśmy od realistycznego obrazu świata. Interesuje mnie bardziej kwestionowanie porządków, zaburzanie poczucia bezpieczeństwa, które fotografia dokumentalna być może wcześniej dawała.
Nadal gdzieś tkwi w nas, że dokument to realistyczna relacja z wydarzeń, coś, co zgodnie z prawdą opowiada nam o świecie. Nadal w jakimś stopniu tak się dzieje, ale fotografia dokumentalna to dzisiaj tak pojemne terytorium, że jest miejsce i na nowe fakty, i na odkrywanie na nowo rzeczy, które mamy już gdzieś zakodowane w głowie. Trudno powiedzieć, czym ona dzisiaj jest. Natomiast na pewno nie jest już odkrywaniem świata.
Zawsze podświadomie interpretowałem po swojemu różne miejsca i sytuacje, ale dopiero przy "Black Sea" świadomie zrozumiałem, na czym to polega. Fotografowałem swoje reakcje: na przestrzeń, na kontekst, na wydarzenia. Może gdybym przyjechał trzy miesiące później, albo skierował obiektyw o 30 stopni w lewo czy w prawo, to wyszłyby zupełnie inne zdjęcia. Szczególnie, że południowe wybrzeże Krymu - ci, którzy byli, wiedzą - jest przepięknym miejscem.
To prawda, że nie jestem fotografem modowym. Technicznie byłbym w stanie zrobić taką sesję, ale to nie jest mój świat. Szczerze mówiąc, sam byłem zaskoczony tym zleceniem - ale z drugiej strony to był bardzo konkretny brief, wyraźne zapotrzebowanie na określony rodzaj fotografii, w który się wpisałem. Muszę powiedzieć, że od początku pracy nad tymi kampaniami miałem o wiele większą swobodę, niż w przypadku na przykład edytoriali.
Czy akurat w moim stylu - nie wiem, ale obserwuję ogólnoświatowy trend. Coraz więcej takiej fotografii pojawia się w kampaniach reklamowych - są bardziej swobodne, autorskie, dokumentalne. Tutaj w większym stopniu chodzi o klimat, atmosferę, sposób życia. To bardziej abstrakcyjne, wizerunkowe zdjęcia, niż pokazujące pewien produkt. Dopasowaliśmy się do siebie i wciąż pracujemy ze sobą. Za dwa dni będę fotografował kolejną kolekcję.
Chciałbym, żeby takie sytuacje były dużo częstsze, chyba każdy fotograf życzyłby sobie jak najwięcej autorskich projektów, czy takich, przy których mógłby wykorzystać własne środki wyrazu. Rzeczy z pogranicza mody są dla mnie niezwykle inspirujące i zawsze cieszę się, kiedy widzę jakąś komercyjną realizację, która nie jest prostym, łopatologicznym wyłożeniem tematu.
Bardzo często tak jest, choć w moim przypadku nie czuję na szczęście, abym musiał podpisywać jakiekolwiek cyrografy. Nie muszę robić niczego wbrew sobie. Nie jest to co prawda rodzaj fotografii, którą uprawiam, kiedy pracuję nad własnymi projektami, ale bardzo mi odpowiada, że mogę wyskoczyć z pewnego kanonu.
Staram się robić wszystko na 100%. Prawie dziesięć lat pracowałem jako fotograf na zlecenie i nauczyłem się mniej więcej, czego oczekują ode mnie klienci, czego ja oczekuję po zleceniach, i w jaki sposób mogę to połączyć. Bywały takie zlecenia, o których się zapominało i szło się dalej, a są czasem takie, które wpływają na rzeczy, które fotografuję dla siebie. Trudno oddzielić od siebie te światy, ale ważne są proporcje - ile czasu poświęcamy na komercję, ile na działania autorskie. W moim przypadku to się równoważy, a jedno wpływa na drugie.
Niestety, większość zleceń w Polsce nie miała nic wspólnego z tym, co robiłem dla siebie. Kilka razy było to powodem nieporozumień - ktoś po prostu dobrał niewłaściwego fotografa pod zlecenie. Z większością sytuacji udało mi się uporać, ale w niektórych wolałbym się nie znaleźć drugi raz. Choć zdarzało się też, że - tak jak przy współpracy z House - to mój styl, to, jak pracuję i myślę, zaważył na tym, że wybrano właśnie mnie. Szczęśliwie mogę często sam decydować o projektach, które współtworzę, i staram się wybierać te, w których mogę się wyżyć kreatywnie.