Bohater tego tekstu nie jest zawodowcem, a zdjęcia, na które patrzycie, to nie efekt zastosowania drogich obiektywów typu Tilt & Shift.
PROfil |
Maciej Pietuszyński
|
Maciej Pietuszyński specjalizuje się w przerabianiu analogowych obiektywów na niezwykle kreatywne narzędzia. I jest w tym naprawdę dobry...
Myślę, że sam pomysł był już ze mną od czasu, kiedy zacząłem robić zdjęcia. Przez całe lata poszukiwałem własnej tożsamości w świecie fotografii, kierunku, w jakim chciałbym podążać, co chciałbym robić, aż w końcu natrafiłem na interesujący artykuł o lewitującym obiektywie, czyli tak zwanym freelensingu.
Bardzo spodobała mi się idea analogowego tchnienia w cyfrowe, przepełnione sterylnością obrazy. Pomyślałem, że to technika w sam raz dla mnie, bo wolę spędzać czas z aparatem, a nie z komputerową myszką w ręku.
Freelensing, jak wiadomo, to technika fotografowania odpiętym obiektywem. Pierwszego dnia eksperymentów bawiłem się manualną pięćdziesiątką z bagnetem M42, podpiętą przez adapter do EOS-a. Efekty, które uzyskałem, były ciekawe ale niezadowalające. Wtedy wpadłem na pomysł zdjęcia adapteru przez co otrzymałem więcej przestrzeni pomiędzy bagnetem a mocowaniem do korpusu, a to zwiększyło dramatycznie efekt. Tak powstały moje pierwsze tiltshiftowe fotografie, przy bardzo mocnych przechyłach pojawił się ten głęboki, miękki bokeh, który stał się moim priorytetem na każdym zdjęciu.
Do pewnego momentu wszystko szło gładko, ale któregoś dnia mój obiektyw zaliczył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z betonem, a wnętrze mojej lustrzanki zaczęło przypominać kosz na śmieci. Musiałem to zmienić i tak właśnie powstał mój pierwszy obiektyw typu "tilt".
Większość konstrukcji tego typu bazuje na obiektywach średnioformatowych połączonych gumową tubą z korpusem lustrzanki. Jak wiadomo, im bardziej oddalamy szkło od korpusu, tym więcej światła tracimy.
W moim projekcie sercem jest stałoogniskowy standard używany do aparatów formatu 35 mm o dużej jasności, przez co efekt jest o wiele mocniejszy. Sam obiektyw przymocowałem do połówki starej główki od prysznica, przez co uzyskałem lepszą kontrolę oraz bardzo dobrą płynność przy przechyłach.
Wszystko zależy od człowieka i jego zdolności manualnych, ale myślę, że tak, oczywiście zachowując wszelki środki ostrożności, podczas takiej zabawy łatwo o skaleczenie, ja sam ostatecznie kończę zazwyczaj z kilkoma plastrami na palcach (śmiech).
Czym jest Freelensing? |
|
Freelensing to technika znana od lat. Niedawno została ponownie spopularyzowana pod tą wiele mówiącą nazwą, pochodzącą od dwóch wyrazów z języka angielskiego: free, czyli wolny, i lens, czyli obiektyw. Polega na odpięciu obiektywu od korpusu aparatu. Trzymając go w odległości kilku milimetrów od bagnetu, poprzez delikatne odchylanie go w różne strony, przełamujemy oś optyczną. Podobnie jak w obiektywach typu Tilt & Shift, umożliwia to uzyskiwanie bardzo ciekawych efektów, w tym selektywnej ostrości w wybranej płaszczyźnie, ciekawych blików i prześwietleń, oraz bardzo plastycznego rozmycia obszarów poza ostrością. |
-
|
Na pewno trzeba uważać na sam porządek pracy, no i oczywiście materiały i narzędzia, których używamy. Co do samego obiektywu, musimy pamiętać, że standardowa 50-tka, użyta w tej konstrukcji, jest troszkę głębiej wpuszczona w korpus niż normalnie, więc gdy mocno ją pochylamy, tylna soczewka znajduje się niebezpiecznie blisko lustra aparatu, dlatego trzeba szczególnie monitorować tę odległość, żeby po prostu nie przesadzić.
Nie róbmy nic na szybko, cierpliwość naprawdę się opłaca. Szczególną uwagę trzeba też zwrócić na wszelkiego rodzaju pyłki, opiłki i inne odpady powstające podczas pracy. Zanim pierwszy raz podepniemy taki wytwór pod nasz ulubiony aparat, trzeba dokładnie wyczyścić obiektyw oraz przetestować go na sucho bez podpinania, by określić, czy materiał użyty w konstrukcji jest wystarczająco wytrzymały. Najlepiej taki test przeprowadzić nad kartką białego papieru, przez co od razu widać, czy coś się nie sypie ze szkła i czy nie trzeba go znowu przeczyścić.
Standardowe Lensbaby nadaje zdjęciom efekt jakby rozciągniętego bokehu, który sam potocznie nazywam "bokeh on the run". Ja staram się uzyskiwać typowe rozmycie, miłe, spokojne dla oka oraz możliwie kołowe. Poza tym taki Pentacon czy Fujinon to zdecydowanie lepsza optyka niż szkiełka osadzone w Lensbaby.
Próbowałem kiedyś sklecić ze starego manuala 28 mm coś szerszego, ale ze względu na duży problem z kontrastem i aberracją porzuciłem ten projekt. Nadal w domu na półkach mam parę kilogramów różnego rodzaju soczewek ze starych kamer, zepsutych obiektywów i kto wie, może kiedyś zrobię z nich jakiś pożytek.
Jestem zbieraczem, często poluję w second-handach na różne fotograficzne akcesoria, w ten sposób uzbierałem trochę szkieł, kilka analogów, polaroidy czy nawet szkła do powiększalnika. Tak też kupiłem obiektyw użyty w moim "tilcie", za dosłownego piątaka (5 euro). Sam projekt, jak widzisz, był więc bardzo tani w wykonaniu.
W większości przypadków ostrość dostraja się sama przy pochyleniu "tilta", jednak jeśli potrzebna jest jakaś poprawka, nadal mogę operować przednią częścią obiektywu, który rotuje. Pozwala mi to na łatwą i szybką korekcję ostrości.
Z przysłoną jest już gorzej, gdyż żeby ją zmienić, muszę wykręcić szkło z korpusu obiektywu i zmienić dosłownie na oko... chociaż ostatnio zauważyłem, że przy energicznych obrotach całego aparatu mogę także przykręcić lub otworzyć przysłonę, a to dlatego że jej mechanizm jest luźny. Oczywiście mogę ją też zablokować... gumą do żucia (śmiech). Sam aparat pracuje w trybie manualnym, gdyż pomiar światła nie do końca jest poprawny.
Tak i to jest właśnie najciekawsza część, po kilku minutach nabierasz wprawy, nawet bez powiększania obrazu wiesz, że ostrość jest tam, gdzie chcesz ją mieć i dlatego dla mnie to obiektyw idealny do "streetu", gdzie liczy się szybka reakcja bez ciągłego sprawdzania i potwierdzania ostrości na ekranie.
To, co się dzieje poza płaszczyzną ostrości, jest dla mnie najważniejsze. Często nie wiem do końca, co otrzymam i dlatego tak bardzo to lubię, to jest ten posmak starej dobrej fotografii analogowej, która nakłada się na moje obrazy.
Jakość jest zależna od użytego szkła, np. Pentacon maksymalnie otwarty jest miękki i delikatnie zabarwia obraz na żółto. Fujinon okazuje się naprawdę dobry już od pełnej dziury. Co do samej konstrukcji, trzeba uważać na fotografowanie pod światło, gdyż bardzo łatwo o bliki.
Moje poprzednie "tilty" miały duży problem z kontrastem. Same RAW-y nie były najlepszej jakości, przez co musiałem się trochę natrudzić podczas obróbki. Staram się wszystko robić jak najprościej, bez użycia PS-a, nakładania masek i innych wodotrysków, których sam nie znam.
Zależy mi na trzech rzeczach: kontraście, szczegółach i tej specyficznej kolorystyce pojawiającej się na moich zdjęciach. Ostatnio testuję najnowszą wersję Adobe Lightroom, która jest naprawdę niezła, ale nie gardzę Gimpem czy nawet prostą Picassą. Na szczęście przy moim ostatnim "tilcie" proces obróbki znacznie się skrócił, co daje mi jeszcze większą frajdę z samego fotografowania.
Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo pracowite, pod koniec marca będę robił backstage do castingu Miss Polonia w Irlandii, na pewno kilka zdjęć postaram się wykonać swoim "tiltem". Mam kilka pomysłów, które chodzą mi po głowie, ale teraz zrobię sobie krótką przerwę i poświęcę więcej czasu swojej rodzinie, którą trochę zaniedbałem. Na szczęście moja żona Magdalena w pełni mnie wspiera w tym co robię, a córka lubi pozować do zdjęć. Po cichu mogę dodać, że mam dwie 135-tki, czekające na mój ruch!