Młoda, pełna energii, bez wątpienia utalentowana. Karolina Wilczyńska ma dopiero 18 lat, ale może się już pochwalić długą listą marek i rozpoznawalnych nazwisk, z którymi współpracowała
Zdecydowanie praca, choć nie jedyna, to dość regularna. Mogę już pozwolić sobie na to, aby część zleceń odrzucać. Raczej nie podejmuję się robienia rzeczy, których nie czuję.
Interesuje mnie głównie portret, ale to modowych zleceń mam dziś najwięcej. Ciągle się uczę i staram się wypracować swój styl w obydwu dziedzinach fotografii.
Dzięki agencji Shootme miałam możliwość zobaczyć, jak pracuje np. Jacek Kołodziejski i jak wyglądają sesje, które trwają cały dzień i pracuje przy nich mnóstwo osób. Była to dla mnie nowość, bo zazwyczaj pracowałam z samą modelką czy modelem, dopiero od niedawna robię sesje, które produkuje ktoś inny i nie muszę martwić się o lokację, makijaż itd. Wszystko, co umiem, wypracowałam metodą prób i błędów. Miałam kilka wpadek, ale to nic złego. Wolę mimo wszystko robić swoje rzeczy i odkrywać niż podglądać innych.
Najpierw czeka mnie jeszcze matura i mam nadzieję, że zdam ją jak najlepiej. Na razie chcę dużo pracować, zdobywać doświadczenie. Studia tak, ale na pewno nie od razu po liceum. Kiedyś myślałam o fotografii na łódzkiej filmówce, ale chyba wolałabym studia za granicą. Mam znajomą, która mieszka we Włoszech i zajmuje się organizowaniem staży fotograficznych dla młodych twórców. Chciałabym spróbować wyjechać, przynajmniej na jakiś czas. Jestem jednak trochę sceptyczna, jeśli chodzi o szkoły artystyczne, bo wszystkich uczą tego samego, a dziś jest tylu fotografów, że za wszelką cenę trzeba iść swoją drogą i mieć własny styl.
To prawda, obserwuję wielu fotografów, którzy mają zlecenia bardziej za sprawą znajomości niż umiejętności. Nie zawsze jest to złe, ale niestety coraz częściej liczba instagramowych followersów jest ważniejsza dla klienta niż same zdjęcia. Dlatego agencja, która Cię reprezentuje to dziś cenna rzecz. Na razie przyglądam się, jak funkcjonuje rynek. Michał z Shootme powiedział mi kiedyś, że powinnam robić jak najwięcej swoich rzeczy, a kiedy będę gotowa i wypracuję swój styl, zaczną pojawiać się większe zlecenia komercyjne.
To potoczyło się samoistnie i bardzo szybko. Zrobiłam komuś zdjęcia, w sieci zobaczył je ktoś z branży i też się do mnie zgłosił. To głównie zasługa Instagrama. Mam portfolio na Tumblerze i fanpage na Facebooku, ale 90% zleceń dostaję za pośrednictwem właśnie Instagrama.
Staram się dbać o wygląd swojego nie publikuję, bo jest poniekąd moją wizytówką. Chcę, żeby estetycznie profil był spójny, skoro to dzięki niemu mam najwięcej pracy.
Trudno powiedzieć. Pierwszy aparat, jak to często bywa, dostałam na Komunię i już wtedy zaczęłam fotografować koleżanki i rodzinę. To była zabawa, która nie znudziła się do tej pory. Na poważnie zaczęło się to rozkręcać trzy lata temu, kiedy pierwszy raz przyjechałam do Warszawy na sesję. Trafiłam wtedy na chłopaków z Warsaw Streets, najpierw robiliśmy razem zdjęcia, a potem, kiedy coraz częściej przyjeżdżałam do stolicy, dzięki nim miałam się gdzie zatrzymać, skąd pożyczać sprzęt. Jestem bardzo wdzięczna Piotrkowi z Warsaw Streets, bo pokazał mi, że jeśli tylko chcę, to zrobię wszystko, nawet zaczynając od zera. Między innymi dlatego nie bałam się tu sama przeprowadzić.
Często używam starych, analogowych obiektywów z aparatem cyfrowym. Dają moim zdjęciom ten charakterystyczny wygląd, klimat.
Fotografuję tylko w świetle zastanym. Nawet jeśli jest to studio, to i tak wybieram światło naturalne, dlatego bardzo lubię np. Czarnobyl. Oczywiście pracowałam też z lampami i nawet nie wychodziło mi to źle, ale uważam, że nic nie jest w stanie przebić naturalnego światła.
Nawet nie mam Photoshopa. Pracuję w Lightroomie, jest bardzo wygodny. Mocno wyretuszowane zdjęcia to dla mnie bardziej grafika niż fotografia. Kiedyś też starałam się, aby wszystko było idealne, ale już tego nie chcę, bo to nie jest prawda. Drobne niedociągnięcia dodają charakteru.
Ciężko powiedzieć, do wszystkich staram się przykładać tak samo. Nigdy nie wiadomo, co się spodoba. Bywało tak, że super feedback miałam na zdjęcia, z których sama nie byłam do końca zadowolona. Te, które ja lubię najbardziej, zrobiłam 10 minut od mojego domu w Tomaszowie Mazowieckim, na wydmach w kopalni Biała Góra. Bohaterowie to Klaudia i Marcin, para młodych aktorów, z którymi znam się już jakiś czas. Na sesję przyszli w bardzo podobnych dżinsach, więc postanowiłam to wykorzystać i sfotografować ich w samych spodniach. Cała sesja ukazała się on-line w "Zwykłym Życiu". Często znajduję w sieci podobne kadry inspirowane moimi, to chyba znak, że są niezłe! (śmiech)
Nie jest, ale z pewnością warto. Każde zlecenie procentuje. Jeszcze rok temu nie podejrzewałabym, że będę w tym miejscu. Na początku drugiej klasy liceum przeprowadziłam się do Warszawy, a właściwie rzuciłam wszystko, bo nie chciałam dłużej marnować czasu. Początki – wiadomo, ciężkie, ale dziś jest już naprawdę spoko.
Zawsze słuchałam rapu! Na początku zdarzało mi się robić zdjęcia w zamian za wstęp na koncerty i nic na nich nie zarabiałam. Potem ktoś zobaczył moje prace, spodobały się i dostałam np. zlecenie na okładkę płyty.
Od 4 klasy podstawówki towarzyszyły mi m.in. jego teksty. Super pracować z kimś, kto Cię inspiruje. Szkoda, że rap w dzisiejszych czasach rzadko mówi o tym, co ważne i nie jest wsparciem dla młodego słuchacza, bo dla mnie był bardzo dużym. Niektórych rzeczy nie muszę doświadczać, żeby znać ich konsekwencje. Ważne, żeby wiedzieć, czego się nie chce.
Najlepsze rzeczy dzieją się, kiedy o nich nie myślimy. Staram się niczego nie planować. Trzeba robić swoje i już!