W zamian za zdjęcia otrzymuje zakwaterowanie i wyżywienie. Maarten Mellemans podróżuje po świecie i mieszka tam, gdzie akurat realizuje zlecenie fotograficzne
Maarten Mellemans to 30-letni fotograf z Belgii, który jest z zawodu inżynierem i architektem. "Jestem zupełnym samoukiem. Wiedzę zdobywałem, czytając blogi, umiejętności zaś bez przerwy fotografując". Ostatecznie hobby Maartena zmieniło się w dość nietypowy sposób na życie: w ramach swojego projektu "Fools With Dreams" jeździ po całym świecie i realizuje sesje fotograficzne dla klientów – z tą różnicą, że za swoją pracę nie bierze pieniędzy. Woli otrzymywać wynagrodzenie w formie zapewnienia mu zakwaterowania i wyżywienia w danej lokalizacji oraz opłacenia podróży na miejsce. Obecnie, po tym jak zrezygnował z posiadania własnego mieszkania i pozbył się większości rzeczy, żyje cały czas, będąc w drodze.
Nigdy nie podobało mi się robienie w kółko tego samego. Więc jeśli miałbym zajmować się wykonywaniem zdjęć architektury lub fotografią ślubną na pełny etat, to myślę, że szybko bym się tym znudził. Nie chcę się ograniczać tylko do jednego obszaru. Dziś każdy kto ma aparat i konto na Instagramie, może zrobić ładne zdjęcia, ale większość z nich to zwykłe fotki. Lubię fotografować, poświęcając tematowi więcej uwagi, ponieważ dopiero poznając go bliżej, można wykonać zdjęcia, które w inny sposób by nie powstały.
Staram się spędzać w każdym miejscu co najmniej cztery noce i dzielić ten czas z innymi ludźmi, w przeciwnym razie każdego dnia byłbym w podróży. Zazwyczaj jednak jest to pięć lub sześć dni. Czasami pozostaję w tym samym mieście i przemieszczam się tylko lokalnymi autobusami, ale dzisiaj opuszczam Belgię i lecę do Kopenhagi. Zrezygnowałem z wynajmowania mieszkania, więc powrót do domu nie wchodzi w rachubę! Wiele swoich rzeczy rozdałem, a pozostałe wypożyczyłem znajomym. W piwnicy u kolegi trzymam jeszcze kilka kartonów z rzeczami osobistymi, ale podróżuję, mając przy sobie tylko dwa plecaki. W sumie jest to bagaż podręczny, niczego więcej nie mam. Żyję oszczędnie. Jedyne rzeczy, na które wydaję pieniądze, to ubezpieczenie, połączenia telefoniczne i żywność.
To połączenie wielu różnych czynników, takich jak wywiady, informacje na blogu, artykuły publikowane w magazynach itd. Bardzo pomagają mi w tym media społecznościowe. Właściwie to nie szukam swoich klientów zbyt aktywnie. Wydaje mi się, że najwięcej zawdzięczam informacjom przekazywanym sobie z ust do ust. Często spotykam ludzi, którym podoba się to, co robię i polecają mnie innym.
Nie, nie mam jakiegoś ustalonego cennika. Zazwyczaj dostaję maile zawierające informacje na temat tego, na czym komuś zależy, a ja sporządzam na tej podstawie kalkulację. Największy wpływ na wycenę mają koszty podróży, zwłaszcza jeśli na miejsce trzeba się dostać samolotem. Naprawdę, wszystko zależy od tego, czego oczekuje klient. Sesja ślubna to duże przedsięwzięcie i wymaga później wielu godzin pracy na komputerze, dlatego przeważnie proszę o możliwość pozostania na miejscu przez sześć dni. Mniejsze zlecenia wyceniam na cztery dni. Teraz będę dokumentował festiwal trwający 10 dni, więc będę tam mieszkał tak samo długo.
Wszyscy mają taką samą matę łazienkową ze sklepu IKEA! To jedna z rzeczy, która mnie zdziwiła. Poza tym, około 90 procent osób, które się ze mną kontaktują, to kobiety, co także mnie zaskoczyło. Zaobserwowałem też, że kiedy wsiadasz do autobusu lub pociągu z aparatem, wszyscy od razu zaczynają na ciebie patrzeć i natychmiast zmienia się atmosfera. Ale po pewnym czasie kompletnie przestają cię zauważać. Wszyscy moi gospodarze byli bardzo mili i nie mogę powiedzieć, bym trafił na kogoś, kogo nie byłem w stanie polubić. Podoba mi się też, kiedy ludzie mówią mi, że rozwijam się jako fotograf, ponieważ moim celem jest robienie coraz lepszych zdjęć. Moje podróże nabierają rozmachu i to jest chyba dla mnie największą niespodzianką.
Jeżeli nie masz stałego adresu zamieszkania, to masz chociażby problem z wyrobieniem karty kredytowej. Całe nasze życie społeczne zostało stworzone z myślą o ludziach, którzy mają dom. Drugi problem to kwestia zgrania ze sobą wszystkich terminów, chodzi o to, że trzeba pilnować tego, by ludzie odpisywali na maile w czasie pozwalającym jeszcze zarezerwować lot, no i ciągłe upewnianie się, czy wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Całe to organizowanie pożera największą cześć czasu przeznaczoną na realizację projektu. To nie tak, że mogę "ćwierknąć" na Twiterze, że za tydzień będę w Londynie i spytać, kto potrzebuje w tym czasie usług fotografa. Wymaga to więcej zachodu i planowania.
Mam trzy obiektywy i jeden korpus. Używam Nikona D800 ze szkłami stałoogniskowymi 24 mm, 50 mm i 85 mm. Jednak ponieważ pliki z mojego aparatu mają tak wielką objętość, zabieram ze sobą również dużo przenośnych dysków twardych do przechowywania wszystkich zdjęć w formacie RAW. Co 100 dni jestem zmuszony kupować nowy nośnik o pojemności 2 TB.
Zwykle wszystko sprowadza się do wymiany zaledwie kilku maili. Myślę, że większość ludzi rozumie to, że każdy fotograf ma swój własny styl. Zakładam też, że byli na mojej stronie i widzieli, że wykonuję zdjęcia o charakterze reporterskim. Oczywiście, staram się też dowiedzieć, jakie są ich oczekiwania i dostosować do nich, jeśli muszę. Jeżeli na podstawie lektury otrzymanego e-maila wywnioskuję, że ktoś pisze do mnie, bo chce dostać zdjęcia za darmo, to pewnie się nie dogadamy.
To przedsięwzięcie wymagające olbrzymiego zaangażowania i nie sądzę, bym był w stanie i chciał robić to wiecznie. Nie ułatwia to także znalezienia sobie dziewczyny! Ale pomimo tego nie ustaliłem jeszcze konkretnej daty zakończenia projektu. Jeśli zabraknie mi pieniędzy lub cierpliwości, albo dostrzegę jakąś inną wielką szansę, to mogę skończyć z tym w jeden dzień. To, co robię, traktuję jednak jako ciągle ewoluujący projekt.