Anze Osterman, młody i utalentowany fotograf lifestyle'owy ze Słowenii opowiada nam, co według niego tak naprawdę jest ważne w fotografii
Fotografia lifestylowa to stosunkowo młoda dziedzina, zdobywająca jednak ogromną popularność na świecie i odciskająca swoje piętno na wielu innych fotograficznych gałęziach, takich jak fotografia ślubna, portretowa czy sportowa. Jest synkretyczna i efektowna - bierze wszystko co najlepsze między innymi z reportażu, portretu czy krajobrazu.
O tym co powinno cechować fotografa lifestyle'owego i co jest najważniejsze w tego typu fotografii opowiedział nam Anze Ostermanem - jeden z najbardziej utalentowanych fotografów zajmujących się "lajfstajlem".
To było lato, miałem wtedy zdaje się 5 lat. Co roku jeździliśmy z rodzicami na wakacje nad Adriatyk - tam właśnie zrobiłem pierwsze zdjęcie. Pamiętam, że przedstawiało moich rodziców siedzących pod parasolem.
Stary, analogowy kompakt - wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to małe, plastikowe pudełko będzie dla mnie znaczyło tak wiele. Z biegiem czasu robiłem nim coraz więcej zdjęć - podczas gdy moi rodzice budowali dom, ja byłem odpowiedzialny za dokumentację fotograficzną (śmiech).
W zasadzie tak... Wszystko zaczęło się od robienia zdjęć moim znajomym, którzy robili niesamowite rzeczy - ja byłem po prostu gościem, który był ciekawy otaczającego świata. W końcu zdecydowałem się na wrzucenie zdjęć do Internetu i po jakimś czasie zaczęły do mnie przychodzić wiadomości od redakcji kilku różnych magazynów. To było całkiem niedawno - jakieś 2, może 3 lata temu. Cały czas patrzę na fotografię jak na sztukę a nie biznes.
Bardzo interesują mnie różne kultury i środowisko. Uwielbiam uczyć się od innych ludzi i pokazywać światu jak żyją. Za każdym razem, gdy poznaję kogoś i robię zdjęcia czuję się tak, jakbym "zaktualizował swoją duszę" - każda taka okazja uczy mnie jak być lepszym człowiekiem i jak okazywać szacunek naszej planecie.
Tak, jak najbardziej - są to ludzie, którzy nie podążają za modą na "ładne obrazki", tylko używają fotografii jako środka do opowiadania szczerych historii, do uczenia się o innych ludziach. Podziwiam prace fotografów takich jak Corey Arnold czy Jeremy Koreski.
Zdecydowanie południowo-wschodnia Alaska - jest to miejsce, gdzie łączy się wszystko to, co kocham - ocean, lasy, zwierzęta, kultura... Wszystko tam jest takie surowe i magiczne... Możesz wręcz poczuć historię i kulturę rdzennych Indian!
A to nie wszystko! Najcudowniejsze uczucie, to moment, gdy siedzisz w łódce a dookoła ciebie nie ma nikogo - tylko wieloryby, orki i niedźwiedzie. W lasach możesz znaleźć sztukę tubylczą i małe osady... Wyspy pełne są pięknych zatok... Dla osoby takiej jak ja, która uwielbia taką "dzikość" natury to miejsce jest jak ze snu - chcę tam wrócić, żeby odkryć, co kryje północna Alaska.
Myślę, że wszyscy mamy takie relacje, każdy z nas jakieś miejsce nazywa "domem". Według mnie kluczem do ukazania tych więzów jest zrozumienie i szacunek. Sztuka obserwacji ludzkich zachowań a nawet tego jak wpływa na nich pogoda czy inne żywe organizmy - umiejętność "wrośnięcia" w obserwowany świat. Myślę, że to jest najważniejsze.
Wydaje mi się, że jedyną czysto dokumentalną fotografią jest "street". Fotografia, którą sam uprawiam jest połączeniem dokumentu i pozowania - portret jest na przykład czystym przykładem pozowania - zachęcasz wtedy modela, żeby pokazał prawdziwego siebie. Aby to zrobić, musisz być dobrym człowiekiem - musisz sprawić, żeby druga osoba otworzyła się i poczuła się dobrze. Mój ostatni alaskański projekt był właśnie taki.
Spędziłem miesiąc z osobą, której życie dokumentowałem. Nie byłem wtedy fotografem - byłem tym, kim on. Pomagałem mu przetrwać, zdobyć jedzenie, ogarnąć masę spraw - a przy okazji nosiłem ze sobą aparat. Za każdym razem gdy zobaczyłem coś ciekawego - robiłem zdjęcie. W czasie tego miesiąca powstała między nami więź - dopiero wtedy mogłem zrobić mu autentyczne portrety.
To jest kwestia, którą uważam za najważniejszą w swojej pracy - sprawić, żeby widz poczuł zapach morskiej soli i bryzę na policzku. Żeby to osiągnąć, muszę ciągle przekraczać swoją strefę komfortu, ciągle uczyć się świata - to jest to, co kocham w fotografii. To, że pozwala mi lepiej zrozumieć to, co jest dookoła nas.
Myślę, że ważne jest, żeby odpowiednio przedstawić tło historii. Uważam, że fotografia dokumentalna to połączenie zdjęć oraz tekstu. Patrzę na siebie jako fotografia, który kocha słowa - chciałbym wydać kiedyś książkę. Słowa niewątpliwie będą miały wtedy duże znaczenie (śmiech).
Tak wyszło - po prostu. Kocham filmy - chciałbym, żeby moje zdjęcia były tak jakby całym filmem uchwyconym na jednej klatce. Pierwszy plan musi być w harmonii z drugim. Myślę, że wszystko zmieniło się, kiedy zorientowałem się, o co tak naprawdę chodzi w robieniu zdjęć - o pozwolenie widzom poczuć się tak, jakby byli tam, gdzie jest fotograf.
Nie - wolę bawić się światłem, chwilą i znaczeniem. Postprodukcję ograniczam do tonów i krzywych w Lightroomie.
Moim głównym celem jest realizować się jeszcze bardziej w prywatnych projektach i wydać książkę. Chciałbym też zająć się trochę bardziej fotografią reklamową - to doskonały środek do poznania świetnych ludzi i zarobienia trochę grosza.
Róbcie to dla siebie. Wyobraźcie sobie świat bez Internetu - czy cały czas chcielibyście robić zdjęcia? Róbcie to całym sercem albo wcale - owszem, będziecie musieli robić zlecenia dla innych ludzi i zgadzać się na ich pomysły, ale tym zarobicie na chleb. Ważne, żeby nie zapomnieć o swoich własnych projektach. Będą chwile, kiedy będziecie załamani, ale to normalne... Szukanie nowych inspiracji, czytanie książek - to będzie cudownym lekarstwem. Zróbcie też przy okazji coś dobrego dla środowiska. I nie zapomnijcie o sztuce obserwacji!
Więcej prac Anze Ostermana możecie znaleźć na jego stronie internetowej oraz Instagramie. Zdecydowanie polecamy!