Najbardziej ekskluzywne imprezy są dla gwiazd, ale czym różnią się od przeciętnych domówek? Na zdjęciach Larrego Finka jest wszystko, co definiuje udane przyjęcie. Są sławy i ich zjawiskowe kolie, lśniące tkaniny, szampan i... markowe uśmiechy
Przez prawie dekadę, nowojorski fotograf dokumentował przyjęcia organizowane przez magazyn Vanity Fair. W latach 2000-2009 powstała ogromna ilość fotografii, pokazujących ważne i rozpoznawalne osoby amerykańskiego establishmentu i show-biznesu.
Do tego baśniowego świata dopuścił go dyrektor kreatywny Vanity Fair. Przez prawie dziesięć lat fotograf pojawiał się na najważniejszych wydarzeniach towarzyskich, najchętniej dokumentował przyjęcia po gali rozdania Oscarów w Los Angeles. Przy tego typu uroczystościach, fotografów jest tak wielu jak gości, jednak Larry Fink był uprzywilejowany. Nie tylko za sprawą Vanity Fair, ale przede wszystkim jako niezależny obserwator. Ten komfort pozwolił utrzymać fotografowi charakterystyczny wizualny styl, przypominający zdjęcia Weegee’go, czy Diane Arbus. Mocne światło z lampy błyskowej, surowe, niefiltrowane przez dyfuzor, wywołujące długie i głębokie cienie. Wszystkie zdjęcia są achromatyczne. Do tej ewidencyjnej estetyki fotograf dokłada "niewygodne momenty decydujące". Gwiazdy Elton John, Brad Pitt, Adrien Brody, Robert Altman, Diddy, Naomi Campbell, Naomi Watts i wiele wiele innych są uchwycone w niepokojących momentach. Świat celebrytów jest przepełniony mrokiem, spiskiem, tajemnicą, jest fizyczny i niedoskonały. W kontraście do wizerunku, jaki gwiazdy oferują swoim fanom, Fink widzi je jak w krzywym zwierciadle. Ukazuje to, co pomijane jest w oficjalnym wizerunku.
Podczas jednego z przyjęć po oscarowej gali w 2009 r., Larry Fink sportretował w tłumie gości Meryl Streep i Natalie Portman (zdjęcie u góry). Na pozór banalna sytuacja, ale właśnie takie niepozowane, chwilowe momenty wybiera fotograf. Meryl doświadczona aktorka, ikona dobrego filmu, szepcze prywatnie coś młodszej, mniej utytułowanej Natalie. Nigdy nie dowiemy się, dlaczego słowa działają tak kojąco na Portman. Czy obejmująca tuż przy szyi młodą aktorkę Streep plotkuje, czy raczej zdradza zawodowy sekret. Portman wsłuchuje się w słowa Streep, jakby słuchała łagodnej Suity No.1 G major BWV 1007 Jana Sebastiana Bacha. Bliskość tych dwóch osobowości jest tutaj głównym tematem, a tajemnica rozmowy ograniczeniem fotografii.
Wrażenie wizualnego strącenia aktorek z piedestału doskonałości wywołuje zastosowanie formalnego realizmu. Niekorzystne plastycznie światło pokazujące niedoskonałości cery, wysoka rozdzielczość fotografii odkrywająca oznaki wieku, ostra lampa błyskowa przebijająca się przez makijaż i upięte włosy. To właśnie ta okrutna technika, przypominająca dokumentację z miejsc zbrodni Weegee’go, oczyszcza sportretowaną parę z gwiazdorskich atutów. Suknie nie kuszą swym krojem, biżuteria nie błyszczy swoją bezcennością, skóra nie lśni równomiernie, fryzury nie zachwycają swoją gęstością i fantazyjnością. Widzimy ludzi, dwie kobiety darzące się ciepłem i życzliwością. Są niedoskonałe w fizyczności, ale piękne w swojej relacji. To pewnie paradoks w tym świecie, gdzie zwykle widzimy gwiazdy drżące o swój status.
Larry Fink fotografuje dualizm, który towarzyszy gwiazdom. Mit i realizm. Gwiazda musi być niedostępna dla obserwatora i spełniać jego wyobrażenie o doskonałości. Dlatego bardzo subiektywna dokumentacja była możliwa tylko w miejscu, w którym gwiazdy są wśród gwiazd. W przestrzeni, w której wspomniana dwoistość jest zagęszczona, zmnożona, ale także nieważna, bo w tłumie gwiazdy się nie wyróżniają, czują się swobodniej, odsłaniają się. Wtedy do akcji wkracza Larry Fink.