Zanim skorzystasz z zaproszenia na indonezyjski pogrzeb, poważnie się zastanów! Dlaczego? Już tłumaczę!
Na plenerze w Indonezji trafiliśmy na miejscowy pogrzeb, bardzo wystawną uroczystość trwającą na ogół trzy dni. Najbliższa rodzina zmarłego ma obowiązek zaprosić do domu wszystkich krewnych, przyjaciół, znajomych oraz sąsiadów i wykarmić towarzystwo przez czas pobytu. Ba, zwyczaj nakazuje, aby na stole nie stawiać byle czego, więc na ogół ubija się z tej okazji świnię, kury i bawołu. A to kosztuje. Na pogrzeb oszczędza się czasem nawet latami. Do tego czasu zmarłego nie wolno pochować, leży więc sobie w domu i dojrzewa, nacierany przeróżnymi specyfikami, które mają powstrzymać rozkład. Upał jednak robi swoje…
Na ceremonii na ogół bywa bardzo gorąco i bardzo nudno. Przez trzy dni nie dzieje się zupełnie nic. Żałobnicy siedzą zblazowani, szczęśliwi, że znaleźli cień podczas kolejnych przemów pod niebiosa wychwalających zmarłego. To oczywiście forma uczczenia człowieka, który odszedł, jednak dość uciążliwa dla żyjących...
Dla nas okazała się fantastyczną sposobnością do wykonywania portretów – oto dostaliśmy na tacy ludzi, którzy nie mogli uciec sprzed obiektywu; gdyby znienacka opuścili stypę, zapewne obraziliby rodzinę (w tym przypadku) nieboszczki. Wykorzystaliśmy sytuację do tego stopnia, że zadarliśmy nawet z organizatorem uroczystości, który zasugerował nam, abyśmy poszli pozwiedzać okoliczne pola ryżowe. Jakoś nikt nie żałował, bo zgarnęliśmy, co nasze, a nie musieliśmy pozostawać przez kolejne dwa dni.
Na jednym ze zrobionych zdjęć udało mi się uchwycić starszego pana siedzącego pod ustawionym dla gości namiotem i zasłuchanego w peany na temat dokonań zmarłej. Jego wpatrzone w niebo oczy sugerują, że modli się o koniec imprezy, ziewając w duchu. W tle trzech młodszych mężczyzn walczy z Morfeuszem i z upałem. Żeby nadmiernie nie ingerować w prywatność żałobników, postawiłem na teleobiektyw i fotografowałem z dystansu.
Byliśmy niemal na równiku i na zdjęciach pojawiły się olbrzymie kontrasty. Obiekty w cieniu były bardzo ciemne, co sprawiło, że musiałem znacznie podnieść czułość. Kilka osób o tym zapomniało i robiło zdjęcia na relatywnie długich czasach, przez co większość okazała się poruszona. Właśnie ze względu na te warunki oraz charakter wydarzenia zdecydowałem się na zdjęcie koloru. Fotografowany przeze mnie mężczyzna siedział na skraju namiotu, więc łapał najwięcej światła. Miał jasną twarz i jasne włosy, co w zderzeniu z ciemnym tłem stwarzało idealne warunki do zastosowania niskiego klucza.
Na koniec rada dodatkowa: jeśli już traficie z aparatem na pogrzeb, pamiętajcie, aby szanować tradycje i obyczaje uczestników. Fotografować należy bardzo dyskretnie. Pod żadnym pozorem nie powinno się zwracać niczyjej uwagi.