Kino zawsze inspirowało fotografów. Dla nowojorczyka Gregory’ego Crewdsona, środki i rozmach produkcji filmowych stały się elementem fotograficznej fascynacji
Jako nastolatek, Crewdson był częścią rozpoznawalnej na nowojorskiej scenie muzyki niezależnej grupy punkowej The Speedies. W połowie 1980 r. zdecydował się studiować fotografię na SUNY Purchase w Nowym Jorku, tytuł magistra otrzymał na Yale University. Od 1993 r. wykłada, obecnie w stopniu profesora, na Yale University School of Art. Już pierwsze fotografie Gregory’ego Crewdsona z lat 80. charakteryzowały się dużym rozmachem inscenizacyjnym. Przez krytyków sztuki, prace z cyklu "Beneath the Roses" klasyfikowane były między realizmem a nadrealizmem.
To rzadka sytuacja, by obraz narracyjny jednocześnie w pełni poruszał się w świecie surrealizmu. Ta mieszanka wizualna stała się wizytówką stylu fotografa. Możemy się doszukać kontynuacji tradycji Edwarda Hoppera z jego niedoścignioną psychologią krajobrazu miejskiego, ale także fascynacji amerykańskim kinem s-f lat 50. Stąd u Crewdsona tak wiele scen rozgrywa się w nocy lub o zmierzchu, podczas magicznej godziny (wyjątkowa pora dnia, często wykorzystywana przez filmowców), przywołując piękne kadry z wybitnych hollywoodzkich hitówkinowych, ale także w warstwie narracyjnej filmy fantastyczne klasy B, gdzie bohatera z codzienności wybudza mocne światło spotkania trzeciego stopnia.
Crewdson, tak jak William Eggleston czy Walker Evans, przygląda się społeczeństwu amerykańskiemu, dokumentuje banalne sceny: snu, kolacji, powrotu do domu, ale - jakby nie ufając tylko zewnętrznemu dostępowi do sytuacji - przełamuje te sceny o epizody niczym urywki z filmów Davida Lyncha czy Stephana Spielberga. W wielu pracach wykorzystany jest nadmiar szczegółów, ale dla równowagi - pojawiają się gesty oraz przedmioty, którym autor przypisuje znaczenie symboliczne.
Jedną z takich fotografii jest "Sunday Roast" z 2005 r. To skomplikowane w warstwie technicznej zdjęcie zostało zrealizowane przy 32 źródłach światłai zarejestrowane przy pomocy wielkoformatowego analogowego Sinara 8x10. To rodzaj produkcji, w której fotograf pełni rolę reżysera, umiejętnie posługującego się zespołem ludzi na planie zdjęciowym. Fotografia o wymiarach 144,8 × 223,5 cm przedstawia scenę rodzinną. Jest to moment wieczornego posiłku. Pięknie wypracowana światłem i scenografią, sprawia przyjemne wrażenie.
Kiedy już ochłoniemy po estetycznej i technicznej fascynacji, mamiące nas ciepłe i zimne kolory fotografii powoli zaczną odsłaniać swój sens. W pokoju tuż przy kuchni siedzi matka z synem. Przy stole są cztery krzesła, co może sugerować niekompletną amerykańską rodzinę z okresu napięcia atomowego lat 50. Obecni członkowie rodziny patrzą na krwistą pieczeń nieobecnym wzrokiem. Krew na półmisku podnosi napięcie, jak u Hitchcocka. Kolor pieczeni jest powtórzony na czerwonym sweterku matki. I matka, i syn mają ten sam nastrój, tę samą pustkę, taką samą koszulę, ten sam los. Dom jest czysty, życie tkwi tylko w kuchni, pootwierane szuflady, rozświetlony schowek, bałagan na blacie i stole, brudna framuga drzwi. Salon jest pusty, jak grobowiec, dominują w nim motywy kwiatowe. Na ścianach martwe natury florystyczne, na tapecie i żyrandolu ten sam motyw, ale obraz po stronie pustych krzeseł przedstawia pejzaż z drogą gdzieś w przestrzeń w chłodnym kolorze.
Gregory Crewdson opowiada historie, czytelne i przystępne dla każdego. Zbudowane według logiki całości, gdzie każdy element znajduje się w krajobrazie nie bez powodu. Przedmioty swą obecność i położenie zawdzięczają określonej atmosferze panującej w domu. Gregory Crewdson uważa, że każdy artysta ma historię do przedstawienia i on stara się ją urzeczywistnić. Ale często zdarza się, że te tęsknoty i złe samopoczucie są bliskie nie tylko artyście