Pracuje w branży IT, ale po godzinach Marcin Sobas fotografuje jedne z najbardziej romantycznych krajobrazów, jakie można sobie wyobrazić
PROfil |
Marcin Sobas Urodził się w 1980 roku. Specjalizuje się w fotografii pejzażowej - jego ulubionym motywem są pofałdowane tereny rolnicze i mgliste poranki. Najchętniej korzysta z teleobiektywów Canona. Jego prace znajdziecie na Facebooku i w portfolio. |
Urodził się na Śląsku. Ekonomista z wykształcenia, z zamiłowania - fotograf polskich i włoskich krajobrazów, marzy o odwiedzeniu wszystkich kontynentów na Ziemi, gdzie mógłby uchwycić różnorodność pejzażu.
Owszem, często wykrawam wycinki pejzażu. W tak małych fragmentach można dostrzec jakąś historię, przekaz, podczas gdy w szerszych ujęciach patrzymy na krajobraz ogólnie. Teleobiektyw to moje podstawowe szkło, które pozwala wykonać kadry na pierwszy rzut oka niewidoczne - dzięki temu powstało kilka ciekawych ujęć, których bym nigdy nie zrobił gdyby nie zbliżenia z ogniskowych rzędu 200-500 mm. Dlatego właśnie moimi ulubionymi terenami są Morawy, Toskania, Beskidy gdzie człowiek musi często wytężyć wzrok, jeździć i "polować" na konkretne zdjęcie (owce w Toskanii, sarny na Morawach). Niestety - ten typ fotografii jest, jak żaden inny, wrażliwy na warunki atmosferyczne. Konieczna jest świetna widoczność i słaby wiatr. A tak bywa rzadko, dlatego do pewnych miejsc musiałem wracać kilkukrotnie.
Mgła od zawsze mnie fascynowała. Już jako dziecko byłem tym zjawiskiem zaintrygowany. Mgła przychodziła nagle, przykrywała wszystko jak pierzyna i potem, równie szybko, znikała. Uwielbiam stać na szczycie, górce i obserwować świat znajdujący się ponad mgłą. W dolinach słychać często odgłosy życia - beczenie krów, owiec, rąbanie drewna, samochody, dzwony kościoła. I, chociaż tego nie widać, można sobie wtedy wyobrazić jak dwa różne światy spotykają się w jednym miejscu. W momencie kiedy fotograf opala się w pierwszych promieniach słońca na szczycie góry, we mgle, w szarościach toczy się codzienne życie. Mgłę dość łatwo upolować, natomiast problem w tym żeby znaleźć jej określoną postać. Żeby nie była ani zbyt niska, ani za wysoka. Oczywiście wszystko zależy od danego miejsca i kadru, ale podkreślam - mgła mgle nierówna. Jeśli dana jej forma nie odpowiada zamysłowi, to wracamy do domu z niczym.
Tak. Ważne jest jednak to, żeby się nie poddawać. Warto też poczytać o pogodzie i o czynnikach wpływających na dane warunki. Niezbędne są również wszelkiego rodzaju portale pogodowe, radary, i tak dalej. Nie dają pewności, ale pozwalają z grubsza określić sytuację. Przykładem niech tu będzie zdjęcie wykonane w Kluszkowcach, z wyłaniającym się zza mgły kościołem.
Widząc prognozy, w których mgła była dość mocna, wybrałem się na szczyt, z którego budynek widać nawet przy mocnej mgle - i jest to jedyne miejsce w pobliżu, którego wierzchołek wystaje ponad nią. Na miejscu okazało się jednak, że mgła jest zbyt intensywna. W dolinach piękna pierzyna, słychać dzwony, ale... kościoła nie widać. Po trzech godzinach oczekiwania zszedłem z góry. Drugiego dnia, widząc prognozy na poranek, zostałem postawiony przed wyborem - zaryzykować i udać się w to samo miejsce, nie wiedząc, czy się uda, albo poszukać czegoś innego. Bardziej pewnego. Wybrałem drugą opcję. W drodze jednak okazało się, że gęsta, poranna mgła, zaczęła dość szybko zanikać. Podjąłem więc błyskawiczną decyzję - wracam do kościoła. Miałem do przejechania 25 kilometrów. Czasu wiele nie było, bo Słońce zaczęło już wschodzić. Po dotarciu na miejsce wbiegałem na górkę, łapiąc co chwilę zadyszkę. W efekcie jednak udało się zarejestrować jeden z najładniejszych spektakli mgły i światła, jakie widziałem.
To proste - uwielbiam naturę. Zawsze, jako dziecko, wpatrywałem się w pejzaże przez okno w aucie, autobusie, pociągu. Od zawsze fascynowałem się światem i tym, w jaki sposób jest skonstruowany. Poza tym - wszystko o poranku wygląda zupełnie inaczej.
Podejrzewam, że każdy, w pewnym momencie, dochodzi do takiego etapu, że zaczyna o tym aspekcie myśleć. Wyprawy są bardzo kosztowne, nie mówiąc już o sprzęcie i innych wydatkach. Co więcej, w krajobrazie w stu procentach jesteśmy zależni od pogody, nie możemy sobie nic ustawić, przygotować. Owszem, mam już duże doświadczenie w tej kwestii, ale i tak nie jest łatwo. Regularnie wysyłam duże wydruki do klientów na całym świecie, udzielam licencji na wykorzystanie kadrów do różnych celów - natomiast to tylko częściowo pokrywa wyżej wymienione wydatki. Rynek fotografii krajobrazu to rynek trudny, zwłaszcza w Polsce. Wszystkie poważniejsze propozycje współpracy przychodzą z zagranicy. Tam częściej taka fotografia jest sztuką.
Tak, te kierunki wybieram najczęściej - głównie dlatego, że w każdej chwili mogę się zebrać i pojechać. Są niedaleko. Ale, jak każdy fotograf, mam swoje cele i miejsca, które będę musiał kiedyś odwiedzić. Mówię tu o Islandii, Norwegii, Indonezji, Afryce, Nowej Zelandii, Kanadzie, USA czy Ameryce Południowej. Czy zrealizuję chociaż część z nich? Nie wiem. Wyprawy są kosztowne, a kierunki odległe.
Miejsca do wykonania tego kadru szukałem dość długo, jest ono dość dobrze "schowane". Znalazłem je dopiero przy trzeciej wyprawie do Toskanii, w 2013 roku, ale samo zdjęcie powstało dopiero w roku ubiegłym. Podobne ujęcie udało się zrobić jakiś czas temu, natomiast wtedy brakowało optymalnych warunków pogodowych, ale też liści na drzewach, trawy w rozkwicie, i tak dalej. A co do sprzętu - użyłem Canona EOS 6D i obiektywu 70-200L.
To wyżej jest jednym z nich. Drugim, które bardzo sobie cenię, jest "In the Mist", gdzie widać wyłaniający się z mgły czerwony dom.
Lubię to zdjęcie, bo powstało podczas poranku, w trakcie którego już na początku stwierdziłem: "nie, dziś nic z tego nie będzie". A było. Ogromnym wyróżnieniem jest dla mnie też to, że kadr ten pojawił się w jednej z książek Paulo Coelho, co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem.
Wszystkie fotografie Marcina Sobasa znajdziecie na jego Facebooku i w portfolio.