Mimo licznych prasowych i telewizyjnych relacji z Kongo, niewiele z nich potrafiło zatrzymać uwagę widzów. To z pewnością udało się fotografowi dokumentalnemu Richardowi Mosse
Ten urodzony w 1980 r. w Irlandii fotograf robił zdjęcia w wielu miejscach na świecie; w Pakistanie, Iranie, Haiti czy w byłej Jugosławii. Ciągnęło go tam, gdzie mógł podjąć złożony temat, jakim jest zawsze konflikt zbrojny i przemoc. Mosse fotografuje tak, by zająć stanowisko, wypowiedzieć się przy pomocy środków wizualnych na temat tego, czym jest naznaczony wojną człowiek i krajobraz.
Do najważniejszego materiału, jaki zrealizował, należy wydana w formie książkowej "Infra". Pierwsza książka Richarda Mosse nagrodzona prestiżową nagrodą Deutsche Borse Photography Prize w 2014 r. Ujęcia ze wschodniego Kongo nie wyglądają na typowe, jakie zazwyczaj realizują fotografowie dokumentalni czy fotoreporterzy. Wykonane zostały aparatem 8x10 cala, ale to w dzisiejszej praktyce fotograficznej spotyka się często.
Jednak inny zabieg techniczny wyróżnił tego autora zdjęć - użycie filmu Kodak Aerochrome. To specjalistyczny film kolorowy, w którym kolory czerwony, różowy i lawendowy są cechą specyficzną filmu. Kodak Aerochrome powstał na potrzeby wojska, służył do realizacji ujęć lotniczych, na których zamaskowane cele można było dostrzec dzięki zarejestrowaniu odcieni nieuchwytnych dla oka.
Nieprodukowany już przez firmę Kodak film umożliwił przedstawienie w metaforyczny sposób zarówno tego, co skrywane, jak i tego, co ignorowane. Ten prosty, bardzo techniczny i formalny zabieg irlandzkiego fotografa wywołał niezwykłe wrażenie. Dzięki niemu krajobrazy Konga zostały przedstawione w odrealnionych kolorach, przypominających baśń czy film fantastyczny.
Świadomie zaciera on granicę między sztuką a konceptualnym dokumentem. Wzbudza zachwyt i strach. Kiedy oglądamy afrykańskie krajobrazy - pomimo tego, że są odrealnione, to i tak wywołują w nas wrażenie obcowania z piękną krainą. Przypominającą dziecięce baśniowe podróże, przepełnione przygodą i pociągającą niewiadomą.
Znajdujące się w tej krainie złe postacie są wyraźnie od niej oddzielone. Wszystko wygląda jak w typowej bajce, dobro i zło ma swoje miejsce. To przejście z realności w fikcję jednak służy ważniejszej sprawie. To subiektywny dokument, w którym użyto silnego środka estetycznego, by po raz kolejny wstrząsnąć światem, który lekceważy konflikt w Kongo.
Jak każdą baśń, zdjęcia można czytać na wiele sposobów. Czy to piękna kraina, w której przechadzają się potwory, czy może te purpurowe krajobrazy przypominają raczej dywan krwi. Hipnotyzując swym pięknem, ukrywają swoją prawdziwą naturę?
Ten psychodeliczny obraz Konga, nieprzypominający żadnego znanego nam prasowego reportażu, jest raczej opowieścią jak z Josepha Conrada "Jądro ciemności". W tym wypadku ciemność tak łatwo definiowalna ustępuje miejsca ciemności afrykańskiego różu.