Jimmy Nelson od lat uwiecznia plemiona zagrożone cywilizacją - ale nie wszyscy patrzą na jego projekt przychylnym okiem
Od ponad czterech lat Nelson fotografuje plemiona, które można uznać za zagrożone. Dotychczas udało mu się uwiecznić przedstawicieli 35 kultur, zamieszkujących dalekie tereny Europy, Azji, Afryki, Ameryki Południowej czy obszaru pacyficznego. Pojawiają się tu m.in. członkowie Huli i Kalam z Nowej Gwinei, Tsaatani z Mongolii czy etiopijskie plemię Mursi. "Ten projekt nie ma pomóc w zatrzymaniu zachodzących obecnie zmian. To po prostu dokument pokazujący inny sposób życia - i to, jak piękny był kiedyś nasz świat", mówi Jimmy
Do jego realizacji używa wysłużonego, 50-letniego aparatu wielkoformatowego na klisze 4x5 cala. Wspomaga się również sprzętem Nikona - głównie pełnoklatkowym D3X.
Większość fotografii wykonanych przez Nelsona to ujęcia pozowane z intensywną postprodukcją. Niejednokrotnie zarejestrowanie jednego kadru wiązało się z kilkugodzinną współpracą między artystą, a jego modelami. "Czas potrzebny jest zwłaszcza wtedy, gdy fotografuję analogowo. To wymagająca technika, a sam aparat jest nieporęczny i powolny", podkreśla.
Kilka miesięcy temu Nelson wydał swoje dotychczasowe zbiory w postaci albumu "Before they Pass Away", składającego się z przeszło 450 stron pełnych zdjęć i opisów. Od tego momentu pojawiają się rozmaite, intensywne głosy krytykujące dokonania fotografa.
"To skandaliczne! My nie umieramy, tylko staramy się przetrwać. Uprzemysłowione społeczeństwo usiłuje zniszczyć nasze tradycje w imię postępu - ale wciąż mamy zamiar bronić swoich ziem i przyczyniać się do ochrony całego globu", zaznaczał Nixiwaka Yawanawa, przedstawiciel brazylijskiego plemienia Ashaninka.
Swoje do powiedzenia miał również Stephen Corry - dyrektor Survival International, organizacji koncentrującej się na ochronie praw autochtonów. Artyście zarzucano przede wszystkim niezgodność ze stanem faktycznym. "Kobiety z plemienia Waorani występują tu w liściach figowych, podczas gdy rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Od kilkunastu, kilkudziesięciu lat nie stosują tak skąpych strojów", mówił Corry.
Nelson broni jednak swojego projektu na łamach Amateur Photographer, brytyjskiego magazynu dla miłośników fotografii. "Każde zdjęcie jest w pewnym sensie subiektywne. To dokument kreatywny - modelki pozowały, a wszystkie zabiegi scenograficzne były przeprowadzane za ich zgodą, w wyniku współpracy", pisał. W "The Times" dodał z kolei, że "to nie jest reportaż, a romantyczna i ikonograficzna historia ludzi, których na co dzień przedstawia się w bardzo protekcjonalny sposób".
Większość zdjęć z rozbudowanego projektu Jimmiego znajdziecie na jego stronie. Tam też można kupić jego album "Before they Pass Away".