Gdyby ktoś zapytał mnie, czy fotografia może wprowadzić pozytywne zmiany w Polsce - to do niedawna odpowiedziałbym, że tak
Gdyby ktoś mnie zapytał czy zdjęcia pokazujące wojnę mogą się przyczynić do tego, że nie będzie już konfliktów zbrojnych - bez zmrużenia oka odpowiedziałbym, że nie. Ani zdjęcia Roberta Capy, ani Jamesa Natchwey'a nie sprawią, że ludzie przestaną się zabijać. Gdyby jednak ktoś zapytał mnie, czy fotografia może wprowadzić pozytywne zmiany w Polsce - to do niedawna odpowiedziałbym, że tak. Fotografia to świetny środek służący edukacji i pokazywaniu kłopotliwych stron naszej rzeczywistości. Polska to kraj chaosu i braku ładu w przestrzeni. Fotografia wydawała się idealnym narzędziem do spowodowania zmiany. Gdy ludzie zobaczą w jakim miejscu żyją powinni chcieć takie miejsce naprawić.
Przez kilka lat tropiłem absurdy i brzydotę. Nie byłem sam. Po Polsce podróżował też Maciek Jeziorek i Mark Power. Efektem ich podróży był cykl "Fragments" i album "Melodia dwóch pieśni". Oba te materiały mierzą się z polską estetyką - z jednej strony fascynującą, z drugiej zupełnie nie do życia.
Na tych dwóch materiałach się nie kończy. Filip Springer w swojej "Wannie z kolumnadą" porusza różne aspekty dekonstrukcji ładu przestrzeni publicznej i prywatnej. O wielkomiejską estetykę zahacza materiał Wojciecha Wilczyka i Elżbiety Janickiej "Inne Miasto". Natomiast Michał Szlaga w albumie "Stocznia" zwraca uwagę na wyburzanie zabytkowych budynków pod budowę nowego centrum handlowego. To tylko kilka fotograficznych materiałów, o których było głośniej. Jest ich oczywiście o wiele więcej, ale nie ma tu miejsca, by je wszystkie opisać.
Niestety z tej ogromnej pracy artystów, fotografów i dziennikarzy niewiele wynika. Zdjęcia zdjęciami, książki książkami, wystawy wystawami, a estetyka ani drgnie. Wciąż jest brzydko. Wciąż jesteśmy krajem, w którym większości społeczeństwa wydaje się, że jak ogrodzi swój blok metalowym płotem to dokona skoku cywilizacyjnego.
Zdjęcia czy akcje mające na celu nagłośnienie problemu, docierają do tych już przekonanych. Bo ile osób odwiedza galerie, ile kupi książkę za 100 złotych, ile jest gotowych do wzięcia udziału w merytorycznej dyskusji? Może to denerwować, a w wyniku tego można szybko osiwieć. Można też próbować się z tym pogodzić.
Zrozummy wreszcie, że nie jesteśmy dbającymi o porządek Niemcami, nie jesteśmy Włochami-estetami, nie jesteśmy Szwedami-społecznikami. My mamy swoje prywatne zagrody, o które dbamy z niezrozumiałą dla ludzi z zewnątrz estetyką i estymą. Być może tak musi pozostać. Przemek Dębowski - projektant książek i współzałożyciel wydawnictwa "Karakter" w wywiadzie dla "Dwutygodnika" mówi tak: "Kiedyś tak miałem, że wchodziłem do polskiej księgarni i myślałem sobie: Boże, jak to wszystko wygląda, dramat! Czemu nie może być tak jak w Niemczech albo w Szwajcarii? Co to w ogóle ma być?! Teraz w ogóle tak nie myślę. Patrzę sobie: jakie to wszystko brzydkie. Trudno. Tacy jesteśmy, takie rzeczy się Polakom podobają, mamy jako naród w sumie kiepski gust".
Jest więc brzydko, ale dzięki temu mamy żywy temat do uprawiania twórczości. Można go fotografować, malować i o nim pisać. I jest to temat niewyczerpany. Temat na całe lata. Półki w księgarniach już uginają się od publikacji zahaczających o polską estetykę. Niech księgarze myślą o instalowaniu kolejnych. To dobra strategia, bo miejsce na publikacje o Polsce jako Toskanii wchodu długo jeszcze pozostanie puste.