Konstrukcje minionej epoki, pozostawione samym sobie, popadają w ruinę. Rebecca Litchfield dokumentuje "Sowieckie duchy" zanim całkowicie znikną z powierzchni ziemi
Wiele osób może te budowle uważać za dołujące. Ja staram się przedstawić je jako niebanalne obiekty historyczne, mając nadzieję, że odbiorca doświadczy choć części mojego zdumienia", mówi Litchfield o nowej pozycji w portfolio. "Soviet Ghosts" nie jest jednak kroniką; to album realizowany w stylu urban exploration (urbex). Litchfield pozwala nam wczuć się w rolę miejskiego eksploratora. Jak podkreśla na łamach Wired: "Z zewnątrz większość miejsc zamknięta jest za wysokimi płotami i bramami. Łatwo jest przejść obok nich i nigdy nie dowiedzieć się, co znajduje się po drugiej części ogrodzenia".
Album "Soviet Ghosts" traktuje o opuszczonych, zapomnianych budynkach byłego bloku wschodniego. Zbierając materiały, fotograf odwiedziła 13 państw - docierała do wiosek, fabryk, więzień, szkół, patrzyła na dawne pomniki, szpitale, podglądała odludnione osiedla. "Teraz to niezamieszkane wraki, spękane wydmuszki", opisuje publikację wydawnictwo Carpet Bombing Culture. "Ktoś może zauważyć w kadrach wyłącznie rozkład architektury, ale to jednocześnie lustrzane odbicie upośledzonej ideologii". Niemniej jednak - mimo ustroju, do którego większość nie pała sympatią - społeczności zamieszkałe i pracujące w tych lokalizacjach zasługują na upamiętnienie. Dlatego, między innymi, Litchfield zdecydowała się na taki temat.
Portretowanie duchów przeszłości nie przyszło Rebece z łatwością. "W piwnicy jednego ze szpitali ktoś umieścił na krześle manekina pokrytego krwią. W ciemnościach przypominał trupa; mój przyjaciel aż krzyknął, gdy trafiliśmy na tę scenę", wspomina. Innym razem, groteskę wyparło faktyczne zagrożenie - Litchfield trafiła do aresztu za wkraczanie na teren niedopuszczony do użytku publicznego. Groziły jej wówczas oskarżenia za szpiegostwo i pozbawienie wolności do 15 lat.
Przed "Soviet Ghosts", Rebecca Litchfield znana była przede wszystkim jako artystka, nie dokumentalistka. Jej dotychczasowe cykle (zwłaszcza "Underworld") stanowią przykład udanej fotografii kreacyjnej; takie zresztą były korzenie twórczości Angielki. "Często przenoszę niektóre przedmioty, jeśli mam dzięki temu szansę uzyskać mocniejsze, bardziej emocjonalne zdjęcie. Nie uważam, żeby była to zła rzecz; ludzi pociąga tego rodzaju kreatywność".
Rebecca większość zdjęć do albumu wykonała Canonem EOS 5D Mark III.
Urodzona w 1982 roku w Londynie, Rebecca Litchfield ma na koncie kilkadziesiąt publikacji, kilka wystaw grupowych i jeden album - ten, który opisaliśmy powyżej. Działalność artystki możecie śledzić na jej portfolio bądź na Facebooku.