Pierwszy bezlusterkowiec Leica z matrycą APS-C, wygląda po prostu świetnie, ale jak sprawuje się w praktyce? Dzięki polskiemu dystrybutorowi marki mogliśmy przyjrzeć mu się uważniej jeszcze przed oficjalną premierą!
Wzornictwo aparatu stoi oczywiście na bardzo wysokim poziomie - w informacji prasowej czytamy, że w projekcie aparatu maczali palce również designerzy firmy Audi. Monolityczny korpus wycięto z jednej bryły aluminium, jest więc wyjątkowo sztywny i zwarty. Brak śrubek i widocznych łączeń podkreśla minimalistyczny charakter obudowy. Tylna ścianka pozbawiona jest jakichkolwiek przycisków, praktycznie całą jej powierzchnię stanowi szklany panel z wyjątkowo dużym (3,7-cala), dotykowym ekranem. Wszystkie klapki, zaślepki oraz elementy sterujące, jak przystało na Leikę, wykończono po prostu perfekcyjnie. Aksamitna powierzchnia aluminium to ponoć zasługa ręcznej roboty portugalskich rzemieślników, którzy przez 45 minut szlifują i polerują każdy egzemplarz, a następnie gotują go przez pół godziny by, jak określa to producent "zamknąć pory" aluminiowego stopu.
Bardzo starannie dopasowano też dwa pokrętła, spust z okalającym go włącznikiem, i przycisk nagrywania. Zaślepiona gorąca stopka licuje się ładnie z górną ścianką, podobnie jak niewielka wbudowana lampa, która wyskakuje całkiem wysoko. Smaczkiem są też obracające się w każdą stronę uchwyty paska z teleskopowymi mocowaniami oraz dźwignia blokady komory baterii. Po prostu zegarmistrzowska robota!
Leica T nie jest wcale mała ale zaskakująco lekka. Gabarytami i kształtem przypomina nieco Samsunga NX300. Leica nie ma jednak żadnych elementów antypoślizgowych co nie najlepiej wpływa na komfort pracy (opcjonalnie można dokupić silikonowe "etui"). Aparat z pewnością lepiej będzie leżał w większej dłoni. Uchwyt jest długi i masywny więc krótsze palce nie zawijają się na nim zbyt pewnie. Dość daleko od krawędzi umieszczono też spust migawki a sytuacji nie poprawia śliskie tworzywo pokrywające tylną ściankę. Generalnie aparat nie jest zbyt wygodny a obsługa jedną ręką będzie dość ryzykowna.
Leica po raz kolejny udowadnia, że nie boi się nowinek technologicznych. Najlepszym dowodem będzie na to oczywiście dotykowy ekran obsługujący gesty (aparat nie ma przycisków więc to w zasadzie jedyny sposób wyboru parametrów), kafelkowe menu oraz łączność Wi-Fi i GPS. Selfie z Leiki, oficjalnie staje się faktem! (aplikacja dostępna na razie tylko na system iOS, pozwala na kopiowanie plików na urządzenia mobilne i zdalne sterowanie). Sam ekran działa naprawdę fenomenalnie - jest czuły, precyzyjny i bardzo szybko reaguje na komendy.
Menu jest przejrzyste i intuicyjne, obsługa okazuje się więc zaskakująco prosta i przyjemna, choć nie będzie tak szybka jak w przypadku zaawansowanych bezlusterkowców innych producentów. Zdecydowanie nie jest to aparat dla fotografów, którzy cenią sobie szybki dostęp do kluczowych parametrów.
Na wstępie warto wspomnieć, że producent już teraz zapowiada aktualizację oprogramowania. Niektóre parametry być może uda się więc jeszcze poprawić. Aparat mógłby na przykład startować nieco szybciej (choć i tak jest zdecydowanie szybszy niż np. Sony A7R w dniu premiery). Zastrzeżeń nie mamy za to jeśli chodzi o poruszanie się po menu, wyświetlanie i powiększanie zdjęć. W trybie zdjęć seryjnych (ok. 5 kl./s) zapiszemy maksymalnie 12 ujęć. Co ciekawe taką samą wydajność oferuje gdy fotografujemy w parach JPEG+DNG. Dziwne natomiast jest to, że nie możemy wybrać tylko formatu DNG, zawsze w parze rejestrowany jest też JPEG.
Autofokus to typowa detekcja kontrastu, ale trzeba przyznać, że działa całkiem sprawnie. Nie jest to szybkość i precyzja zaawansowanych bezlusterkowców Olympusa, Fujifilm czy Panasonic, ale "niedzielny" fotograf, do którego mamy wrażenie adresowany jest aparat, nie powinien narzekać. W słabym świetle AF działa sprawnie, choć znacznie częściej "kapituluje" - wyświetla czerwoną ramkę alarmu i nie szuka dłużej wystarczająco kontrastowej krawędzi.
Sercem aparatu jest 16-milionowy sensor formatu APS-C (23,6 x 15,7 mm), prawdopodobnie ten sam, który zastosowano w modelu Leica X Vario. Z oceną jakości zdjęć wstrzymamy się do pełnego testu finalnego egzemplarza, ale już teraz można wyciągnąć kilka wniosków: balans bieli świetnie radzi sobie w kłopotliwym świetle żarowym. Barwy są ładnie nasycone, zdjęcia mają dobry kontrast, jedynie półtony wydają się przesadnie rozjaśnione, co spłaszcza nieco zdjęcia. Widoczny szum pojawia się dopiero przy ISO 3200, ale ma jednorodny charakter i nie degraduje detali. Obraz ma przyjemny charakter nawet przy wysokich czułościach.
Trzeba przyznać, że jak na producenta, który swoją siłę buduje na tradycji, Leica stworzyła zaskakująco nowoczesny aparat. Efektowny i znakomicie wykonany, choć trzeba przyznać, że design bierze niestety górę nad ergonomią. Plus za świetny dotykowy ekran, Wi-Fi, wygodne i intuicyjne wykonanie, wbudowaną pamięć 16 GB i zapowiedź bardzo dobrej jakości zdjęć. Minus za dość niewygodny uchwyt, brak samodzielnego zapisu RAW i oczywiście zbyt wygórowaną względem możliwości cenę (ok. 12 tys. zł za zestaw z kitowym obiektywem). Niemniej niecierpliwie czekamy na pełne testy tego ciekawego aparatu!
Na koniec prezentujemy zdjęcia scenki dla całego zakresu ISO i kilka szybkich ujęć wykonanych nowym modelem Leica T przy czułości ISO 100.