Inspiracje / Sylwetki mistrzów

Inteligentny surrealizm Melvina Sokolsky'ego

Sylwetki mistrzów | Bownik | 2013-07-01

W 1963 wiosenna kolekcja haute couture Diora stała się prawdziwą sensacją. Przyczyniły się do tego również zdjęcia znakomitego fotografa i reżysera Melvina Sokolsky'ego

W otoczeniu nowojorskich wieżowców lat trzydziestych oraz przy dźwiękach szalonego swingu, rodzi się i wychowuje Melvin Sokolsky. Swoją przygodę z fotografią rozpoczyna od fotosów, mając zaledwie 21 lat, dołącza do drużyny Harper's Bazaar, pisma o modzie, mającego najwyższą pozycję na świecie. W 1959 roku współpraca nabiera tempa i w kilka lat Sokolsky staję się jednym z głównych współpracowników prestiżowych pism: "Esquire", "McCall’s", "Newsweek" i "Show". Portretowe zdjęcia wybitnych postaci wypełniają magazyny, cały numer "Esquire" z 1962 roku należy do niego, staje się uznanym i szanowanym fotografem. Na zaproszenie nowojorskiej School of Visual Arts w studiu spotyka się z adeptami fotografii, przekazując im swoje doświadczenie i wiedzę.

Przygoda z fotografią jest zbyt wąska dla Sokolsky'ego, w 1969 roku będąc u szczytu fotograficznej kariery, przenosi akcent na inny zawód, zostaje reżyserem i operatorem reklam telewizyjnych. Na tym polu, jak to często bywa z wybitnymi jednostkami, Sokolsky osiąga wszystko. Zdobywa nagrody, ale także staje się odkrywcą, wprowadzając swój patent, skomputeryzowany zmiennoogniskowy obiektyw, za który w 1975 roku otrzymuje nominacje do Academy Award. Kariera Melvina Sokolsky’ego biegnie dwutorowo: jest wybitnym fotografem i filmowcem.

W 1963 wiosenna kolekcja haute couture Diora stała się sensacją. Przyczynił się do tego również Melvin Sokolsky. Zainspirowany najsłynniejszym obrazem średniowiecznego malarza Heronima Boscha Ogród Ziemskich Rozkoszy a dokładniej środkowym fragmentem z Dwojgiem w Bańce Mydlanej, postanowił osobiście wykonać bańki z pleksi, wewnątrz których piękne modelki prezentowałyby najnowszą kolekcję. Modne bańki przecząc zasadom fizyki, lewitowały nad modnymi miejscami Paryża lub pływały nad lustrem Sekwany.

Wizja fotografa nie kończyła się na zapożyczeniu od Boscha transparentnego motywu, Melvin Sokolsky jako zdeklarowany miłośnik sztuki połączył ze sobą dwie najbardziej rozpoznawalne fran-cuskie estetyki: surrealizmu i fotografii humanistycznej.

To bardzo interesujący zabieg, w owych czasach to fotografia uliczna firmowana przez takie nazwiska jak Henri Cartier-Bresson definiowała, czym jest Paryż. Podpatrywała codzienność, szukała lekkości i elegancji dnia codziennego, czasem akcentowała surrealizm, ale delikatnie i intuicyjnie.

Sokolsky, znając te dwie wizualne tradycje, znalazł dla nich zastosowanie w przestrzeni użytkowej, komercyjnej. Ujawnia miasto kawiarenek, codziennych stolikowych rozmów, piękno architektury, uliczek, mostów, ale łączy tą pocztówkową melodię z oderwaniem i odrealnieniem jakim jest świat mody. Bańka staje się metaforą pustki świata mody, modelki są odizolowane, higieniczne, osobne. Melvin Sokolsky odkrywa światy o osobnych językach, leżących w wielkiej odległości od siebie. W ustawieniu, jakie zaproponował, te światy jedynie wzmacniają swój indywidualizm a tym samym pozwalają na dominację własnych wzorców.

Bańkowa sesja przez długi czas była okryta legendą, trudno było zrozumieć i dostrzec, jak została wykonana, technicznie "uniesiona". Minęło bardzo dużo czasu i wiele sesji Sokolsky'ego, zanim po-jawiły się stykówki z tamtego dnia. Ten obiekt pożądania każdego podglądacza zafascynowanego pracą mistrza odpowiedział na wszystkie pytania. Stykówki przede wszystkim ujawniły obecność linek stalowych, u góry oraz z boku. Obie pełniły funkcje wykluczającą niepożądany obrót obiektu i cud unoszenia się nad malowniczymi zakątkami Paryża.

Trudno sobie jest dziś wyobrazić podobną sytuację utrzymania w tajemnicy sposobu realizacji skomplikowanej ulicznej sesji. Rozwój komunikacji połączonej z łatwostrzelnym telefonem osobistym raczej doprowadziłby do oznajmienia wszystkim i wszędzie, jak fotograf pracuje przed końcem dnia sesyjnego.

Czasy się zmieniły, ale słowa wybitnego dokumentalisty Elliotta Erwitta, który zauważył, że "stykówka powinna być prywatna jak szczoteczka do zębów i strzeżona zazdrośnie jak kochanka", dziś ciągle mają sens. Dzieląc się, uczymy się od siebie, ale także osłabiamy swój zawodowy wizerunek i pozbawiamy tajemnicy zdjęcia.

Udostępnij: Facebook Google Wykop Twitter Pinterest
Bownik

Autor jest wykładowcą w Akademii Fotografii, absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jest reprezentowany przez warszawską galerię Starter. Jego prace znajdują się w kolekcji Muzeum Huis Merselle w Amsterdamie, Fundację Sztuki Polskiej ING. Strona autora: www.bownik.eu

 

Wydawca: AVT Korporacja Sp. z o.o. www.avt.pl